Nowy proboszcz Krzysztof Kida [VIDEO]

Image
[mini]Fot.http://www.opatrznosc.iaw.pl/pl[/mini]

Od stycznia parafia pod wezwaniem Opatrzności Bożej w Stalowej Woli ma nowego proboszcza ks. dr Krzysztofa Kidę.

We wtorek 1 stycznia podczas Mszy świętej odprawianej o godzinie 10.00 odbyła się uroczystość wprowadzenia i objęcia funkcji proboszcza parafii p.w. Opatrzności Bożej przez księdza dr Krzysztofa Kidę.

Podczas mszy św. został odczytany dekret ks. bp Krzysztofa Nitkiewicza oznajmiający objęcie funkcji oraz uroczyste wyznanie wiary. Nowy włodarz złożył także uroczystą przysięgę.

Ks. dr Krzysztof Kida urodził się w Nowej Sarzynie, pochodzi z parafii Majdan Łętowski. Ma 45 lat. W 1992 roku przyjął święcenia kapłańskie i następnie pracował szereg lat jako wikariusz.

W 2003 roku obronił pracę doktorską w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. W latach 2003-2010 był administratorem, a następnie proboszczem w Kłyżowie.

Od 2009 roku pracował w Kurii Biskupiej w Sandomierzu, najpierw jako wicekanclerz, a następnie jako dyrektor Duszpasterstwa Ogólnego.

Jest wykładowcą homiletyki w WSD w Sandomierzu oraz kanonikiem honorowym Kapituły w Opatowie.

Ks. Kida zastąpił zmarłego dotychczasowego proboszcza ks. Jerzego Warchoła.

Materiał video


Komentarze

Dodaj swój komentarz

Przed publikacją zapoznaj się z Polityką Prywatności. Pamiętaj ponosisz odpowiedzialność za swój wpis!
By sprawdzić czy nie jesteś bootem, wpisz wynik działania: 1 + 2 =
~Norman

@rus, odpowiadałeś, ale po innym nickiem ;)

~Norman

Zdjęcie bezcenne - trzy świątobliwe, bosko przystrojone groszki. Ubaw po pachy.

~rus

pod kogo Norman podszyłeś się błaźnie,chyba na temat tego pogrzebu pisałem ale napisze jeszcze raz-prawda boli?

~estel

Zmarłemu morały już nie pomogą, a najbliższych mogą tylko ranić.

ranic? ale też pomóc aby nie iśc tą drogą. Można obrazic się, a można zastanowic na ile mnie dotyczą te slowa i zmienic się na lepsze

~Dec

Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji rozpatruje wniosek polskich pastafarian – osób deklarujących wiarę w Latającego Potwora Spaghetti – o rejestrację swojego Kościoła jako związku wyznaniowego - donosi "Gazeta Polska Codziennie".

Jak ustaliła "GPC", wniosek jest rozpatrywany na podstawie ustawy o gwarancjach wolności sumienia i wyznania. - Do MAiC nie wpłynęły inne podobne wnioski – mówi rzecznik resortu Artur Koziołek.

"Codzienna" dowiedziała się, że MAiC powołało biegłych, którzy mają pomóc w ocenie wniosku. Decyzja ma zapaść pod koniec stycznia.

- Tak jak z komuną walczyła Pomarańczowa Alternatywa, tak z przeogromnymi wpływami kleru walczą pastafarianie – mówi poseł Ruchu Palikota Armand Ryfiński, jeden z administratorów strony pastafarian. Wniosek złożony do MAiC uważa za dobry. - Przecież panuje pluralizm – stwierdza.

Z kolei poseł PiS Andrzej Jaworski ocenia, że to już kolejny w ostatnim czasie antykatolicki wybryk. Jak przypomina, RP domaga się np. usunięcia Biblii z listy lektur szkolnych. - Będziemy monitorowali te wypadki, bo jest ich stanowczo za dużo – zapowiada polityk PiS.

~Syn boży

W Głogówku koło Szonowa w województwie opolskim w grudniu zmarła 37-letnia kobieta. Smutne wydarzenie, jeszcze smutniejsza była ceremonia pogrzebowa 17 grudnia.Przybyła rodzina i wielu znajomych, zasiedli w ławkach przy wystawionej trumnie. Niestety nie popisał się ksiądz z tamtejszej parafii, który podczas mszy pogrzebowej porównał rodzinę zmarłej do serialowych Kiepskich.
W trakcie kazania posłużył się niekonwencjonalną metodą nauczania wiernych. A ściślej mówiąc pouczania. Wypominał zmarłej absencję na mszach, podkreślał jej problemy z alkoholem. W mowie pogrzebowej grzmiał: „jakie życie, taka śmierć”, „z kim przestajesz, takim się stajesz”, ” u niej przelewała się wódka kieliszkami”.
Zszokowani członkowie rodziny zaczęli wychodzić z kościoła.
- To miało być ostatnie widzenie z moją mamą. Myślałem, że otrzymam od księdza wsparcie duchowe. Słowa otuchy, które mnie podbudują. A w kazaniu nie było jednego dobrego słowa o mojej matce. To była mowa kogoś, kto chciał nas tylko poniżyć, obrazić, skrytykować - mówił z żalem 18-letni Łukasz.
- Normalnie z nim rozmawiałem, wszystko było w porządku. Nie uprzedzał, że będzie miał takie kazanie. Na pogrzebie moja rodzina stała na zewnątrz, przed kościołem. Powiedzieli mi potem, że im wstyd za to, co ksiądz mówił. Ciężko mi jest z tym żyć - to słowa męża zmarłej.
Pozostaje niesmak i żal. A co z zasadą, że o zmarłych nie mówi się źle? Jeśli nawet zmarła nie była kryształową postacią, to czy niczego dobrego w życiu nie dokonała? Nie sądzę aby ostatnie pożegnanie miało być oparte na piętnowaniu słabości i złych uczynków. Zmarłemu morały już nie pomogą, a najbliższych mogą tylko ranić.

~Norman

@TSAk, sprawdziłeś autorów tych ksiąg?

~TSAk

~Norman
Drogi Normanie. Chociaż z Autorami Pisma Świętego nie mogę spotkać się na codzien, spotykam za to każdego dnia Boga żywego w swoim Słowie. Autorem Pisma Świętego (Sacra Scriptura) jest Bóg, który posłużył się prawdziwymi ludźmi spisującymi Jego słowa. I tak - pierwszym autorem jest Mojżesz, którego autorstwu przypisuje się Pięcioksiąg i Księgę Hioba. Innymi autorami Starego Testamentu byli: Jozue, Ezdrasz, Nehemiasz, król Dawid (Psalmy) i Salomon. Księgi prorockie są autorstwa Izajasza, Jeremiasza, Ezechiela, Nahuma, Habakuka, Jonasza, Malachiasza, Zacheasza, Micheasza oraz Daniela. Ewangelie spisali: Mateusz, Marek, Łukasz i Jan. Poza tym, w Nowym TTestamencie apostoł Paweł, Piotr, oraz Jan. Myślę, że Ci wystarczająco pomogłem. Resztę autorów znajdziesz sam - biorąc do ręki Biblię. Polecam!

~Norman

@TSAk, a co wiesz o autorach biblii? Bo im wierzysz bezgranicznie, zatem co o nich wiesz?

~TSAk

Dyskusja staje się jałowa. Współczuje Internatom bezwiednie kopiującym i wklejającym. Czy zadaliście sobie choć odrobine fatygi sprawdzając te dane w książce? Co wiecie o autorach. Ja też mogę napisać, co mi ślina na klawiaturę naniesie i również każdy będzie miał odwagę skopiować-wkleić.
Bardzo to przykre, że Naród schodzi już tak nisko... 0 rzetelności, 0 dociekań naukowych... Tylko bełkot.

~estel

~Edward, nie utożsamiaj nas z własnymi wrażeniami o innych (nienawiśc, kamieniowanie)

~Edward

"Religią narodową panującą jest i będzie wiara święta rzymska katolicka ze wszystkimi jej prawami. Przejście od wiary panującej do jakiegokolwiek wyznania jest zabronione pod karami apostazyi. Że zaś ta sama wiara święta przykazuje nam kochać bliźnich naszych, przeto wszystkim ludziom, jakiegokolwiek bądź wyznania, pokój w wierze i opiekę rządową winniśmy i dlatego wszelkich obrządków i religii wolność w krajach polskich, podług ustaw krajowych, warujemy."
Skąd więc w was tyle nienawiści? Czytając komentarze tzw. katolików mam wrażenie, że Normana chętnie byście ukamienowali.

~estel

~Z SIECI i wszystko jasne, z sieci wiedza moja, po co mi książki? Kopiuj-wklej, kopiuj-wklej i tak z jednego forum na drugie i jaki mądry jestem?

Kuria rzymska i polski kler obawiali się, że Polacy nie poprzestaną na Konstytucji, lecz pójdą dalej - wzorem rewolucji francuskiej - pozbawią wszelkich funkcji państwowych, zlikwidują przywileje kleru......

jakbyś uczony z sieci choc raz miał konstytucję w rękach to byś wiedział że...

W imię Boga w Trójcy Świętej Jedynego.

RELIGIA PANUJĄCA

Religią narodową panującą jest i będzie wiara święta rzymska katolicka ze wszystkimi jej prawami. Przejście od wiary panującej do jakiegokolwiek wyznania jest zabronione pod karami apostazyi. Że zaś ta sama wiara święta przykazuje nam kochać bliźnich naszych, przeto wszystkim ludziom, jakiegokolwiek bądź wyznania, pokój w wierze i opiekę rządową winniśmy i dlatego wszelkich obrządków i religii wolność w krajach polskich, podług ustaw krajowych, warujemy.


tego nie napisali w Faktach i miatach? no tak, tam piszą tylko o mitach niespełnionej lewicy. Fakty? Po co, dzisiaj są tacy jak ~Z SIECI, oni nie trawią książek, ale łykają fora netowa i całą mądrośc

PS konstytucja była nie na rękę magnatom, jak i samej Rosji gdyż reformy wprowadzone wzmacniało państwo, a ograniczało ich władzę, wpływy, no ale czego nie było w sieci, to do książki nie zajrzymy

~Norman

Skopiowałem i wkleiłem jak mnie poproszono ;) Dzielę się z wami słowem jak ostatnim kawałkiem chleba.


"Zaskoczony uchwaleniem dnia 3 maja 1791 roku konstytucji, nuncjusz papieski, Saluzzo, natychmiast donosił do Rzymu, że ustawa majowa była zamachem stanu dokonanym przy udziale aprobującego tłumu, a więc miała pozór rewolucji". Zwracając się do papieża, nuncjusz zalecał wstrzymanie się od sformułowań, które mogłyby pochwalić lub aprobować Konstytucję 3-go maja. Nazywał też Hugona Kołłątaja, Stanisława Staszica i Scypiona Piattolego (osobisty sekretarz króla) "jakobinami i złymi duchami króla".

Kuria rzymska i polski kler obawiali się, że Polacy nie poprzestaną na Konstytucji, lecz pójdą dalej - wzorem rewolucji francuskiej - pozbawią wszelkich funkcji państwowych, zlikwidują przywileje kleru, położą rękę na jego majątku, a księży przeniosą na państwowe pensje, co już częściowo miało miejsce po uchwaleniu w roku 1789 przez Sejm Wielki ustawy przeznaczającej dochody z diecezji krakowskiej na wojsko polskie.

Zaborcy zaś gwarantowali Kościołowi nienaruszalność praw i dóbr.

Papież Pius VI dał Rosji zielone światło do wojny z Polską i jej rozbioru, kierując 24. lutego 1792 r. brewe dziękczynne do Katarzyny II, w którym nazwał ją heroiną stulecia i sławił jej podboje. Wśród nich wymienił pierwszy rozbiór Polski.

Katarzyna II zareagowała na Konstytucję, wspierając polskich przeciwników reform, magnatów (ultrakatolicki beton) i dostojników kościelnych, którzy 27 kwietnia 1792 roku zebrali się w Petersburgu (!) i ogłosili manifest unieważniający Konstytucję 3-go maja oraz wzywający Rosję do zbrojnej interwencji w Polsce. W celu zatajenia faktu, że spisek zawiązano w Petersburgu manifest opatrzono datą 14 maja i ogłoszono w Targowicy na Ukrainie.

Głównymi działaczami spisku byli: Franciszek Ksawery Branicki, Szczęsny Potocki i Seweryn Rzewuski oraz biskupi: Józef Kossakowski, Ignacy Massalski, Wojciech Skarszewski i Michał Roman Sierakowski, który pełnił funkcję naczelnego kapelana konfederacji. Papież Pius VI pobłogosławił targowicę i wyraził życzenie: "aby stworzenie konfederacji stało się początkiem niewzruszonej spokojności i szczęścia Rzeczypospolitej" (ups!).

Gdy w nocy z 18 na 19 maja wojska rosyjskie wkroczyły do Polski, stutysięcznej armii carskiej Polska mogła przeciwstawić tylko 50 tys. żołnierzy. Rzym uznał wkroczenie wojsk rosyjskich do Polski za dobrą nowinę, gdyż targowica gwarantowała utrzymanie przywilejów kleru, a nawet powierzała mu cenzurowanie książek. Dlatego nuncjusz Saluzzo otrzymał papieskie polecenie nakłonienie króla, aby jak najrychlej do targowicy przystąpił.

Pomimo dwukrotnej przewagi liczebnej najeźdźcy, w pierwszej potyczce do jakiej doszło pod Zieleńcami wojska księcia Józefa Poniatowskiego odniosły zwycięstwo. Ale jak to się mówi: "jedna jaskółka wiosny nie czyni". Przewaga Rosjan i niedofinansowanie polskiej armii przyniosły z góry przewidziany efekt. Byliśmy spychani w stronę Warszawy. Lecz sytuacja wcale nie była taka beznadziejna. Książę Józef Poniatowski i gen. Tadeusz Kościuszko przygotowywali polskie wojska nie tylko do dalszej obrony, ale mieli też plan pobicia pod Lublinem rosyjskich kolumn gen. Kachowskiego, które rozdzieliły się (!) po przejściu Bugu.

Do bitwy nie doszło gdyż 23 lipca na zamku w Warszawie odbyła sie brzemienna w skutki narada.

Król wezwał 13 osób, a wśród nich: prymasa Michała Poniatowskiego (brata króla), marszałka wielkiego koronnego Michała Mniszcha, marszałka Rady Nieustającej Ignacego Potockiego, Hugona Kołłątaja (chylę czoła przed TYM duchownym), a także marszałka Sejmu Czteroletniego (Wielkiego), Stanisława Małachowskiego oraz Kazimierza Nestora Sapiechę. Król odczytał zebranym list od imperatorowej, która żądała (!) przerwania oporu zbrojnego i przystąpienia do targowicy.

Caryca pisała też, że króla polskiego obowiązują pacta conventa i "wszelkie ich naruszenie, a takim jest Konstytucja 3 maja, uwalnia poddanych od przysięgi wobec monarchy". Król zareagował na to stwierdzeniem, że Katarzyna II może go w tej sytuacji nie uznać królem, jeśli nie przystąpi do targowicy i nie unieważni Konstytucji.

-"Naród uznaje WKMość panem" - rzekł podskarbi Tomasz Ostrowski.
-"A konfederacja targowicka, czyż się także nie mieni być narodem?" - zapytał prymas Michał Poniatowski.
-"Buntownicy nie należą do narodu!" - odpowiedział marszałek Sapiecha, dorzucając jeszcze: "WKMość często nazywałeś mnie niepoprawnym ladaco. Zobaczymy, czy słusznie. Nadto kocham moją ojczyznę i szanuję świętość przysięgi, ażebym się mógł łączyć z tą konfederacją, dążącą do obalenia tej ustawy konstytucyjnej, którąśmy wszyscy uchwalili i zaprzysięgli".
Prymas uzasadnił swe stanowisko w następujący sposób:
-"Należy przystąpić do konfederacji, ponieważ, gdy już nie ma konstytucji, trzeba kraj ratować".

Prawdopodobnie to właśnie prymas Poniatowski zadecydował o śmierci Konstytucji 3 maja, bo król znajdował się pod jego przemożnym wpływem i także głosował za targowicą. Głosów za przystąpieniem do targowicy było 7, przeciwnych 5.

W kościołach warszawskich czytano list pasterski biskupa Okęckiego z 2. września 1792 r., w którym wzywał do modłów "ażeby Bóg błogosławił pracom konfederacji generalnej dla dobra ojczyzny podjętym". Biskup Okęcki został cenzorem wydawnictw.

Podczas insurekcji kościuszkowskiej dnia 9 maja 1794 r. wokół ratusza warszawskiego zebrał się kilkutysięczny tłum do którego przemawiał sekretarz Hugona Kołłątaja Kazimierz Konopka, nawołując do powieszenia zdrajców. Istnieją przypuszczenia, że była to akcja zorganizowana przez samego Kołłątaja.

Spośród dużej grupy aresztowanych wyselekcjonowano cztery osoby, wśród nich biskupa inflanckiego Józefa Kossakowskiego, który - jak wspomina Jan Kiliński - "sfajdał się przy aresztowaniu". Następnie przewieziono go z wieży prochowni do ratusza. Więźniowie przejść musieli przez szpaler uzbrojonego w kosy, piki i szable tłumu. "Biskup Kossakowski ze spuszczonymi oczami przechodził szeregi ludu".

Na parterze ratusza odbył się sąd w towarzystwie podnieconego ludu, który zaglądał do sali przez okna.

Zarzut pierwszy mówił, że oskarżeni "zupełnie i całkowicie na usługi potencji zagranicznej obcej rosyjskiej zaprzedali się", a niektórzy z nich pobierali od dworu rosyjskiego pensje. Znaleziono kwity podpisane przez biskupa Kossakowskiego, że wziął od ambasady rosyjskiej dwukrotnie pieniądze.

Kolejne oskarżenie głosiło, że przystąpił do konfederacji targowickiej, trzecie, że był współtwórcą sejmu grodzieńskiego - inaczej zwanego "sejmem hańby" - ratyfikującego przez Polskę II rozbiór Polski. Po zakończeniu sejmu hańby w Grodnie, uczczono II rozbiór Polski mszą świętą o godz.9:00 i podziękowano Panu Bogu uroczystym Te Deum. (Czy czczenie dzisiaj mszami rocznic Konstytucji nie jest szczytem bezczelności ze strony Kościoła?)

Kossakowski wziął od Rosjan 4 tys. dukatów w złocie za skaptowanie 60 posłów. Tłumaczył, że uznanie II rozbioru jest zgodne z... przysięgą złożoną przez konfederację, że nie odstąpi "ani cząsteczki ziemi polskiej" (ups!).

Zarzut czwarty oskarżał postawionych przed sądem o bezprawne przywłaszczenie sobie różnych tytułów w Rzeczpospolitej.

W czasie procesu - pewien bezkarności - Kossakowski przyznał się do wszystkiego. Na pytanie dlaczego podpisał rozbiór Polski, odpowiedział bezczelnie: "Dlategom podpisał abym pieniądze wziął". Pytany co ma na swoją obronę, oznajmił: "Osoba każdego biskupa święta jest i nietykalna".

Na koniec ogłoszono wyrok skazujący wszystkich obwinionych na śmierć przez powieszenie. Wyrok ogłoszono ludowi, który zareagował entuzjazmem i oklaskami. Zawieziono Kossakowskiego do kościoła Bernardynów, aby zdjąć z niego święcenia kapłańskie. Kiedy prowadzono go do szubienicy, tłum szarpał go, bił, pluł na niego, zdzierał z niego odzienie ale biskup na to nie reagował. Krzyczał za to przez całą drogę że obok niego zawisnąć powinni inni. Wspomniał biskupa płockiego Szembeka, biskupa poznańskiego Okęckiego i prymasa Polski Michała Poniatowskiego. Niektórzy twierdzą, że domagał się powieszenia króla, którego i tak potem powieszono ale symbolicznie, zawieszając jego portret na szubienicy. Fizycznie nie zdążono gdyż zbiegł już do Rosji. Prowadzony na szubienicę miał okazję oglądać wiszących już innych targowickich zdrajców.

Źródła zgodnie twierdzą, że pod szubienicą rozebrany został do samej bielizny. Kitowicz twierdzi, że brudnej (czyżby szewc Kiliński nie zmyślał?) Reakcją tłumu po wykonaniu wyroku - przed kościołem św.Anny, tuż przy samym placu zamkowym - były śmiechy, wystrzały, brawa, okrzyki "Vivat!" i "niech żyje rewolucja!"

Stanisław August przerażony pisał do Kościuszki, że na ulicach stolicy słyszy się piosenkę, w której padały słowa: "My Krakowiacy nosiem guz u pasa, powiesiem sobie króla i prymasa".

Kolejny dzień akcji rozpoczęto w nocy z 27 na 28 czerwca 1794 r. kiedy to przed pałacem prymasa postawiono szubienicę. Jej widok - mówi jedna z wersji - miała przyprawić prymasa o takie przerażenie, że umarł. Inna opowiada, że rodzina królewska w zaistniałej sytuacji postanowiła ułatwić krewnemu godną śmierć i podała mu truciznę.

Lud Warszawy podsumował to wierszykiem:
"książę prymas zwąchał linę,
wolał proszek niż drabinę".

I jeszcze jeden nagrobkowy wierszyk:
"Najpierwsze w Polsce posiadał honory,
zdzierał kościoły, przedawał klasztory.
Rozpustnik, marnotrawnik, zdrajca swej ojczyzny,
by uszedł szubienicy, zginął od trucizny".

Mówi się też, że król dał zażyć bratu tabaki od której ten umarł w kilka dni, albo, że zjawił się u niego Kościuszko z dowodami zdrady i zostawił mu truciznę, którą ten zażył. Dowodami tymi były listy przejęte przez powstańców jakie słał prymas do wojsk pruskich atakujących Warszawę wskazując im słabe punkty w obronie stolicy.

Po Warszawie krążyła też pogłoska, że książę prymas uciekł, więc obawiając się rozruchów wystawiono zwłoki na widok publiczny. Twarz zmarłego była już bardzo obrzękła, wobec czego przykryto ją zielona chustą, jednak mógł ją podnieść każdy odwiedzający. Jak pisze Rymkiewicz: "Mogła to zrobić każda k..rwa zza Żelaznej bramy".

Rankiem tego samego dnia w innym miejscu Warszawy, pod pałacem Brühla w którym był więziony biskup wileński Ignacy Massalski, pojawiło się pospólstwo, którego liczbę oceniano na od kilkuset osób do kilku tysięcy.

Straż w obliczu napierającego tłumu dała drapaka i lud stolicy wdarł się do więzienia. Massalski się opierał więc go bito pięściami po głowie i poganiano. Że nie było pod ręką sznura powieszono go bez sądu na końskich lejcach od stojącego w pobliżu wozu. Na pierwszym sejmie rozbiorowym w 1773 roku poparł organizatorów, biskupa Ostrowskiego i biskupa Młodziejowskiego, wygłaszając wówczas płomienną mowę po której zyskał miano "czwartej potencji rozbiorowej". Targowiczanin zwalczający reformy i Konstytucję 3 maja. Człowiek rosyjskiego ambasadora Sieviersa, któremu pomagał w doborze posłów, a nawet nakłaniał do ich terroryzowania podczas rozbiorowego "sejmu hańby" w Grodnie, którego był organizatorem i gdzie wygłosił mowę "o nieograniczonej ufności we wspaniałomyślność cesarzowej".

Massalski był namiętnym karciarzem i w ostatnich dwóch latach swego życia przegrał w karty ok 100 tys. dukatów, równowartość 350 kg złota!

Kolejny targowiczanin i współorganizator "sejmu hańby" biskup chełmski Wojciech Skarszewski został skazany za zdradę prawomocnym wyrokiem sądu, lecz szubienicy uniknął, bo Kościuszko szantażowany przez Kościół klątwą i błagany przez dwie kochanki biskupa (wg gen. Zajączka) - zamienił zdrajcy stryczek na dożywocie. Ostatecznie do ułaskawienia przekonał Kościuszkę jego przyjaciel Julian Ursyn Niemcewicz, do którego drogę znalazł nuncjusz. Po zajęciu Warszawy przez Rosjan zdrajca wyszedł na wolność i wrócił do Chełma na swój stołek biskupi, mimo, że nie miał już święceń, bo mu je publicznie zdjęto przed planowaną egzekucją. Nie przeszkadzało to jednak potem papieżowi aby już w Królestwie Kongresowym nadać mu arcybiskupstwo warszawskie i godność prymasa "Kongresówki", uprzednio likwidując w roku 1796 nuncjaturę apostolską w Polsce. Nie była już potrzebna.

Polscy biskupi katoliccy wraz z watykańskimi nuncjuszami i rosyjskimi ambasadorami doprowadzili do rozbiorów Polski. A dziś bezczelnie uważają się za obrońców Polski. Pilnują aby "ich zasługi dla Polski" nie były nigdzie upubliczniane i co raz mniej na szczęście im się to udaje. Mocno wybielają historię wciskając ludziom o rzekomych swych zasługach dla kraju i zbawiennej wręcz roli dla przetrwania polskości podczas rozbiorów. Na domiar wszystkiego Kościół chcąc zamaskować swój rzeczywisty stosunek do konstytucji, w dniu 3 maja bezczelnie ustanowił święto Maryi Królowej Polski! A może to nie było po to, żeby zamaskować datę konstytucji, tylko po to, żeby po likwidacji Polski i jej królów nasz kraj miał choć tylko wirtualną, ale za to nieśmiertelną i przede wszystkim kościelną monarchinię?

Sejm Wielki chcąc pomóc przełknąć tę bardzo gorzką dla Kościoła pigułkę jaką była dla nich niewątpliwie Konstytucja 3-go Maja podjął decyzję o ufundowaniu budowy Świątyni Opatrzności Bożej. Kościół udupił Konstytucję a teraz domaga się realizacji ówczesnej uchwały sejmu...

~Norman

Nie no... nie mogę. To zdjęcie mnie rozbraja. Trzy niewinne groszki ...

~Norman

Ty myślisz, że w okolicy tylko Norman wie jakim złem jest watykański Kościół? Naprawdę tak myślisz?

~popi

bełkoty Normana-księżożercy

~Z SIECI

Jak kościół rzymskokatolicki walczył o niepodległą Polskę i Polaków-----------PRZECZYTAJ, SKOPIUJ, PODZIEL SIĘ Z INNYMI.

"Zaskoczony uchwaleniem dnia 3 maja 1791 roku konstytucji, nuncjusz papieski, Saluzzo, natychmiast donosił do Rzymu, że ustawa majowa była zamachem stanu dokonanym przy udziale aprobującego tłumu, a więc miała pozór rewolucji". Zwracając się do papieża, nuncjusz zalecał wstrzymanie się od sformułowań, które mogłyby pochwalić lub aprobować Konstytucję 3-go maja. Nazywał też Hugona Kołłątaja, Stanisława Staszica i Scypiona Piattolego (osobisty sekretarz króla) "jakobinami i złymi duchami króla".

Kuria rzymska i polski kler obawiali się, że Polacy nie poprzestaną na Konstytucji, lecz pójdą dalej - wzorem rewolucji francuskiej - pozbawią wszelkich funkcji państwowych, zlikwidują przywileje kleru, położą rękę na jego majątku, a księży przeniosą na państwowe pensje, co już częściowo miało miejsce po uchwaleniu w roku 1789 przez Sejm Wielki ustawy przeznaczającej dochody z diecezji krakowskiej na wojsko polskie.

Zaborcy zaś gwarantowali Kościołowi nienaruszalność praw i dóbr.

Papież Pius VI dał Rosji zielone światło do wojny z Polską i jej rozbioru, kierując 24. lutego 1792 r. brewe dziękczynne do Katarzyny II, w którym nazwał ją heroiną stulecia i sławił jej podboje. Wśród nich wymienił pierwszy rozbiór Polski.

Katarzyna II zareagowała na Konstytucję, wspierając polskich przeciwników reform, magnatów (ultrakatolicki beton) i dostojników kościelnych, którzy 27 kwietnia 1792 roku zebrali się w Petersburgu (!) i ogłosili manifest unieważniający Konstytucję 3-go maja oraz wzywający Rosję do zbrojnej interwencji w Polsce. W celu zatajenia faktu, że spisek zawiązano w Petersburgu manifest opatrzono datą 14 maja i ogłoszono w Targowicy na Ukrainie.

Głównymi działaczami spisku byli: Franciszek Ksawery Branicki, Szczęsny Potocki i Seweryn Rzewuski oraz biskupi: Józef Kossakowski, Ignacy Massalski, Wojciech Skarszewski i Michał Roman Sierakowski, który pełnił funkcję naczelnego kapelana konfederacji. Papież Pius VI pobłogosławił targowicę i wyraził życzenie: "aby stworzenie konfederacji stało się początkiem niewzruszonej spokojności i szczęścia Rzeczypospolitej" (ups!).

Gdy w nocy z 18 na 19 maja wojska rosyjskie wkroczyły do Polski, stutysięcznej armii carskiej Polska mogła przeciwstawić tylko 50 tys. żołnierzy. Rzym uznał wkroczenie wojsk rosyjskich do Polski za dobrą nowinę, gdyż targowica gwarantowała utrzymanie przywilejów kleru, a nawet powierzała mu cenzurowanie książek. Dlatego nuncjusz Saluzzo otrzymał papieskie polecenie nakłonienie króla, aby jak najrychlej do targowicy przystąpił.

Pomimo dwukrotnej przewagi liczebnej najeźdźcy, w pierwszej potyczce do jakiej doszło pod Zieleńcami wojska księcia Józefa Poniatowskiego odniosły zwycięstwo. Ale jak to się mówi: "jedna jaskółka wiosny nie czyni". Przewaga Rosjan i niedofinansowanie polskiej armii przyniosły z góry przewidziany efekt. Byliśmy spychani w stronę Warszawy. Lecz sytuacja wcale nie była taka beznadziejna. Książę Józef Poniatowski i gen. Tadeusz Kościuszko przygotowywali polskie wojska nie tylko do dalszej obrony, ale mieli też plan pobicia pod Lublinem rosyjskich kolumn gen. Kachowskiego, które rozdzieliły się (!) po przejściu Bugu.

Do bitwy nie doszło gdyż 23 lipca na zamku w Warszawie odbyła sie brzemienna w skutki narada.

Król wezwał 13 osób, a wśród nich: prymasa Michała Poniatowskiego (brata króla), marszałka wielkiego koronnego Michała Mniszcha, marszałka Rady Nieustającej Ignacego Potockiego, Hugona Kołłątaja (chylę czoła przed TYM duchownym), a także marszałka Sejmu Czteroletniego (Wielkiego), Stanisława Małachowskiego oraz Kazimierza Nestora Sapiechę. Król odczytał zebranym list od imperatorowej, która żądała (!) przerwania oporu zbrojnego i przystąpienia do targowicy.

Caryca pisała też, że króla polskiego obowiązują pacta conventa i "wszelkie ich naruszenie, a takim jest Konstytucja 3 maja, uwalnia poddanych od przysięgi wobec monarchy". Król zareagował na to stwierdzeniem, że Katarzyna II może go w tej sytuacji nie uznać królem, jeśli nie przystąpi do targowicy i nie unieważni Konstytucji.

-"Naród uznaje WKMość panem" - rzekł podskarbi Tomasz Ostrowski.
-"A konfederacja targowicka, czyż się także nie mieni być narodem?" - zapytał prymas Michał Poniatowski.
-"Buntownicy nie należą do narodu!" - odpowiedział marszałek Sapiecha, dorzucając jeszcze: "WKMość często nazywałeś mnie niepoprawnym ladaco. Zobaczymy, czy słusznie. Nadto kocham moją ojczyznę i szanuję świętość przysięgi, ażebym się mógł łączyć z tą konfederacją, dążącą do obalenia tej ustawy konstytucyjnej, którąśmy wszyscy uchwalili i zaprzysięgli".
Prymas uzasadnił swe stanowisko w następujący sposób:
-"Należy przystąpić do konfederacji, ponieważ, gdy już nie ma konstytucji, trzeba kraj ratować".

Prawdopodobnie to właśnie prymas Poniatowski zadecydował o śmierci Konstytucji 3 maja, bo król znajdował się pod jego przemożnym wpływem i także głosował za targowicą. Głosów za przystąpieniem do targowicy było 7, przeciwnych 5.

W kościołach warszawskich czytano list pasterski biskupa Okęckiego z 2. września 1792 r., w którym wzywał do modłów "ażeby Bóg błogosławił pracom konfederacji generalnej dla dobra ojczyzny podjętym". Biskup Okęcki został cenzorem wydawnictw.

Podczas insurekcji kościuszkowskiej dnia 9 maja 1794 r. wokół ratusza warszawskiego zebrał się kilkutysięczny tłum do którego przemawiał sekretarz Hugona Kołłątaja Kazimierz Konopka, nawołując do powieszenia zdrajców. Istnieją przypuszczenia, że była to akcja zorganizowana przez samego Kołłątaja.

Spośród dużej grupy aresztowanych wyselekcjonowano cztery osoby, wśród nich biskupa inflanckiego Józefa Kossakowskiego, który - jak wspomina Jan Kiliński - "sfajdał się przy aresztowaniu". Następnie przewieziono go z wieży prochowni do ratusza. Więźniowie przejść musieli przez szpaler uzbrojonego w kosy, piki i szable tłumu. "Biskup Kossakowski ze spuszczonymi oczami przechodził szeregi ludu".

Na parterze ratusza odbył się sąd w towarzystwie podnieconego ludu, który zaglądał do sali przez okna.

Zarzut pierwszy mówił, że oskarżeni "zupełnie i całkowicie na usługi potencji zagranicznej obcej rosyjskiej zaprzedali się", a niektórzy z nich pobierali od dworu rosyjskiego pensje. Znaleziono kwity podpisane przez biskupa Kossakowskiego, że wziął od ambasady rosyjskiej dwukrotnie pieniądze.

Kolejne oskarżenie głosiło, że przystąpił do konfederacji targowickiej, trzecie, że był współtwórcą sejmu grodzieńskiego - inaczej zwanego "sejmem hańby" - ratyfikującego przez Polskę II rozbiór Polski. Po zakończeniu sejmu hańby w Grodnie, uczczono II rozbiór Polski mszą świętą o godz.9:00 i podziękowano Panu Bogu uroczystym Te Deum. (Czy czczenie dzisiaj mszami rocznic Konstytucji nie jest szczytem bezczelności ze strony Kościoła?)

Kossakowski wziął od Rosjan 4 tys. dukatów w złocie za skaptowanie 60 posłów. Tłumaczył, że uznanie II rozbioru jest zgodne z... przysięgą złożoną przez konfederację, że nie odstąpi "ani cząsteczki ziemi polskiej" (ups!).

Zarzut czwarty oskarżał postawionych przed sądem o bezprawne przywłaszczenie sobie różnych tytułów w Rzeczpospolitej.

W czasie procesu - pewien bezkarności - Kossakowski przyznał się do wszystkiego. Na pytanie dlaczego podpisał rozbiór Polski, odpowiedział bezczelnie: "Dlategom podpisał abym pieniądze wziął". Pytany co ma na swoją obronę, oznajmił: "Osoba każdego biskupa święta jest i nietykalna".

Na koniec ogłoszono wyrok skazujący wszystkich obwinionych na śmierć przez powieszenie. Wyrok ogłoszono ludowi, który zareagował entuzjazmem i oklaskami. Zawieziono Kossakowskiego do kościoła Bernardynów, aby zdjąć z niego święcenia kapłańskie. Kiedy prowadzono go do szubienicy, tłum szarpał go, bił, pluł na niego, zdzierał z niego odzienie ale biskup na to nie reagował. Krzyczał za to przez całą drogę że obok niego zawisnąć powinni inni. Wspomniał biskupa płockiego Szembeka, biskupa poznańskiego Okęckiego i prymasa Polski Michała Poniatowskiego. Niektórzy twierdzą, że domagał się powieszenia króla, którego i tak potem powieszono ale symbolicznie, zawieszając jego portret na szubienicy. Fizycznie nie zdążono gdyż zbiegł już do Rosji. Prowadzony na szubienicę miał okazję oglądać wiszących już innych targowickich zdrajców.

Źródła zgodnie twierdzą, że pod szubienicą rozebrany został do samej bielizny. Kitowicz twierdzi, że brudnej (czyżby szewc Kiliński nie zmyślał?) Reakcją tłumu po wykonaniu wyroku - przed kościołem św.Anny, tuż przy samym placu zamkowym - były śmiechy, wystrzały, brawa, okrzyki "Vivat!" i "niech żyje rewolucja!"

Stanisław August przerażony pisał do Kościuszki, że na ulicach stolicy słyszy się piosenkę, w której padały słowa: "My Krakowiacy nosiem guz u pasa, powiesiem sobie króla i prymasa".

Kolejny dzień akcji rozpoczęto w nocy z 27 na 28 czerwca 1794 r. kiedy to przed pałacem prymasa postawiono szubienicę. Jej widok - mówi jedna z wersji - miała przyprawić prymasa o takie przerażenie, że umarł. Inna opowiada, że rodzina królewska w zaistniałej sytuacji postanowiła ułatwić krewnemu godną śmierć i podała mu truciznę.

Lud Warszawy podsumował to wierszykiem:
"książę prymas zwąchał linę,
wolał proszek niż drabinę".

I jeszcze jeden nagrobkowy wierszyk:
"Najpierwsze w Polsce posiadał honory,
zdzierał kościoły, przedawał klasztory.
Rozpustnik, marnotrawnik, zdrajca swej ojczyzny,
by uszedł szubienicy, zginął od trucizny".

Mówi się też, że król dał zażyć bratu tabaki od której ten umarł w kilka dni, albo, że zjawił się u niego Kościuszko z dowodami zdrady i zostawił mu truciznę, którą ten zażył. Dowodami tymi były listy przejęte przez powstańców jakie słał prymas do wojsk pruskich atakujących Warszawę wskazując im słabe punkty w obronie stolicy.

Po Warszawie krążyła też pogłoska, że książę prymas uciekł, więc obawiając się rozruchów wystawiono zwłoki na widok publiczny. Twarz zmarłego była już bardzo obrzękła, wobec czego przykryto ją zielona chustą, jednak mógł ją podnieść każdy odwiedzający. Jak pisze Rymkiewicz: "Mogła to zrobić każda k..rwa zza Żelaznej bramy".

Rankiem tego samego dnia w innym miejscu Warszawy, pod pałacem Brühla w którym był więziony biskup wileński Ignacy Massalski, pojawiło się pospólstwo, którego liczbę oceniano na od kilkuset osób do kilku tysięcy.

Straż w obliczu napierającego tłumu dała drapaka i lud stolicy wdarł się do więzienia. Massalski się opierał więc go bito pięściami po głowie i poganiano. Że nie było pod ręką sznura powieszono go bez sądu na końskich lejcach od stojącego w pobliżu wozu. Na pierwszym sejmie rozbiorowym w 1773 roku poparł organizatorów, biskupa Ostrowskiego i biskupa Młodziejowskiego, wygłaszając wówczas płomienną mowę po której zyskał miano "czwartej potencji rozbiorowej". Targowiczanin zwalczający reformy i Konstytucję 3 maja. Człowiek rosyjskiego ambasadora Sieviersa, któremu pomagał w doborze posłów, a nawet nakłaniał do ich terroryzowania podczas rozbiorowego "sejmu hańby" w Grodnie, którego był organizatorem i gdzie wygłosił mowę "o nieograniczonej ufności we wspaniałomyślność cesarzowej".

Massalski był namiętnym karciarzem i w ostatnich dwóch latach swego życia przegrał w karty ok 100 tys. dukatów, równowartość 350 kg złota!

Kolejny targowiczanin i współorganizator "sejmu hańby" biskup chełmski Wojciech Skarszewski został skazany za zdradę prawomocnym wyrokiem sądu, lecz szubienicy uniknął, bo Kościuszko szantażowany przez Kościół klątwą i błagany przez dwie kochanki biskupa (wg gen. Zajączka) - zamienił zdrajcy stryczek na dożywocie. Ostatecznie do ułaskawienia przekonał Kościuszkę jego przyjaciel Julian Ursyn Niemcewicz, do którego drogę znalazł nuncjusz. Po zajęciu Warszawy przez Rosjan zdrajca wyszedł na wolność i wrócił do Chełma na swój stołek biskupi, mimo, że nie miał już święceń, bo mu je publicznie zdjęto przed planowaną egzekucją. Nie przeszkadzało to jednak potem papieżowi aby już w Królestwie Kongresowym nadać mu arcybiskupstwo warszawskie i godność prymasa "Kongresówki", uprzednio likwidując w roku 1796 nuncjaturę apostolską w Polsce. Nie była już potrzebna.

Polscy biskupi katoliccy wraz z watykańskimi nuncjuszami i rosyjskimi ambasadorami doprowadzili do rozbiorów Polski. A dziś bezczelnie uważają się za obrońców Polski. Pilnują aby "ich zasługi dla Polski" nie były nigdzie upubliczniane i co raz mniej na szczęście im się to udaje. Mocno wybielają historię wciskając ludziom o rzekomych swych zasługach dla kraju i zbawiennej wręcz roli dla przetrwania polskości podczas rozbiorów. Na domiar wszystkiego Kościół chcąc zamaskować swój rzeczywisty stosunek do konstytucji, w dniu 3 maja bezczelnie ustanowił święto Maryi Królowej Polski! A może to nie było po to, żeby zamaskować datę konstytucji, tylko po to, żeby po likwidacji Polski i jej królów nasz kraj miał choć tylko wirtualną, ale za to nieśmiertelną i przede wszystkim kościelną monarchinię?

Sejm Wielki chcąc pomóc przełknąć tę bardzo gorzką dla Kościoła pigułkę jaką była dla nich niewątpliwie Konstytucja 3-go Maja podjął decyzję o ufundowaniu budowy Świątyni Opatrzności Bożej. Kościół udupił Konstytucję a teraz domaga się realizacji ówczesnej uchwały sejmu...

~TSAk

Bo chyba patrzą na ołtarz...

~rus

uciekają ze wzrokiem na boki bo wstydzą się za większość która idzie do kościoła tylko po to żeby pokazać się przy święcie w nowym ciuchu

~aga

Dlaczego ci "świątobliwi" uciekają ze wzrokiem gdzieś na boki?
Czy świadomość obłudy, którą uprawiają skłania ich do tego?

~Norman

@Jagi, ale rus i reszta trzody zna na pamięć.

~Jagi

Najbardziej podoba mi się "wyznanie wiary" oczywiście czytane smiech2 co by się nie pomylić smiech2smiech2smiech2

~44444444

zdjecie wypas brawo za ta fote

~Norman

Jacy oni nobliwie święci na tym zdjęciu. Takie trzy ślicznie ubrane groszki. Normalnie można zdechnąć ze śmiechu, a w zakrystii powie zaraz "won" do żebraka, który przyjdzie po jałmużnę.

~Ander

Tak gwoli ścisłości jeśli chodzi o pieśń Przyjdź Duchu Św. to nie jest widzimisię księdza- jest harmonogram mszy i trzeba go przestrzegać, jeśli chodzi o sentencje na koniec mszy to odsyłam do literatury lub internetu, w kościele wcale być nie muszą.

~Edward

Do TSAk. Skąd mam wiedzieć kto wymyślił to walenie w dzwony. Nie chodzę od kilku lat więc nie wiem który z nich to wymyślił. Nauki księdze Jerzego ostatecznie odwróciły mnie od kościoła za co mu serdecznie dziękuję. Przejrzałem na oczy. Kiedy była budowana dzwonnica a wcześniej cyrkowy, nie wiedziałem jeszcze, że połowa kasy którą dajemy idzie na utrzymanie ich "żon" i dzieci.
Gdzie tu sobie zaprzeczam? Wyłożyłem Ci wszystko chronologicznie. Rozumiesz teraz?

~TSAk

CYTAT
Do TSAk-siędza. Nie wiem którzy to. Przecież ja do nich nie chodzę, nie rozróżniam ich i nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Jak tylko ś.p. ks. Warchoł zaczął chorować i poszedł do szpitala to adepci czarnoksiężnictwa wpadli na świetny (głupi) pomysł, żeby gawiedź pół godziny przed mszą zawiadamiać, że ta się odbędzie. Sposób zaczerpnięty ze średniowiecza. Dziś ludziska mają przecież zegarki, ale widać nie wszyscy. Czyżby młodzi czarnoksiężnicy nie byli u komunii? Wtedy zaczęło się to dzwonienie, uciążliwe zwłaszcza o 6.30, a ks. Warchoł obiecał nam, kiedy budowali tę dzwonnicę (również za moje pieniądze), że nie będzie zakłucać ludziom spokoju. Niestety długo to nie trwało.

Niezwykle interesująca jest ta wypowiedź. Sam sobie zaprzeczasz... Nie wiesz, którzą bimbają dzwonem, a masz o to pretensje. Dzwony wiszą w dzwonnicy, na którą powiadasz, że z Twojej prywatnej kapusty. A pare wersów wyżej mówisz, że nie chodzisz do czarnoksiężników.
Gwoli ścisłości - księdzem nie jestem =)

~Edward

Do TSAk-siędza. Nie wiem którzy to. Przecież ja do nich nie chodzę, nie rozróżniam ich i nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Jak tylko ś.p. ks. Warchoł zaczął chorować i poszedł do szpitala to adepci czarnoksiężnictwa wpadli na świetny (głupi) pomysł, żeby gawiedź pół godziny przed mszą zawiadamiać, że ta się odbędzie. Sposób zaczerpnięty ze średniowiecza. Dziś ludziska mają przecież zegarki, ale widać nie wszyscy. Czyżby młodzi czarnoksiężnicy nie byli u komunii? Wtedy zaczęło się to dzwonienie, uciążliwe zwłaszcza o 6.30, a ks. Warchoł obiecał nam, kiedy budowali tę dzwonnicę (również za moje pieniądze), że nie będzie zakłucać ludziom spokoju. Niestety długo to nie trwało.

~Z SIECI

Pasożytowanie na państwach i narodach Kościół ma po prostu w swojej naturze. Grabież Polski Kościół rozpoczął, od kiedy tylko się w niej zagnieździł. Trwa to od ponad tysiąca lat. Już Mieszko I płacił Rzymowi świętopietrze i dziesięcinę hierarchii lokalnej. Początkowo ze skarbu książęcego, ale sumy te ściągał przecież w formie danin z ludności. Przyjęcie chrześcijaństwa wiązało się więc dla naszych przodków z nowymi podatkami, czyli zubożeniem. Pamiętać trzeba, że w świątyniach pogańskich składano dobrowolne, a to co innego niż przymus. Do tego kler wówczas w całości był `importowany', głównie niemiecki, co budziło dodatkowy sprzeciw.
W roku 1000 Chrobry zaczął przerzucać kościelną dziesięcinę na ludność. Spadły na nią też ciężary państwowe związane z mocarstwową polityką Chrobrego i jego ciągłymi wojnami. Wprowadzenie nowej wiary wcale nie odbywało się pokojowo, czego dowodem jest zapis, że Chrobry za spożywanie mięsa w piątki kazał wybijać zęby. Wycinano święte gaje, burzono i palono chramy, niszczono posągi odwiecznych bogów. Toteż już w 1034 roku nasi przodkowie powstali, wyrżnęli pasożytów niosących niemiecką wiarę i przywrócili wiarę ojców.
Chrześcijaństwo rzymskie zaprowadził ponownie Kazimierz Odnowiciel na czele... hufców niemieckich, Rzeź naszych zbuntowanych przodków trwała kilkanaście lat, aż wrócił niemiecki, o, przepraszam katolicki porządek. I było coraz gorzej. Klechom było ciągle mało, a ich pomysłowość w zakresie nowych form wyłudzania zdumiewa nas nieustannie.
Na początek omówimy daniny wysyłane z Polski do Rzymu. Zacznijmy od najdawniejszej daniny - świętopietrza.
Świętopietrze, czyli denar św. Piotra, wysyłano do Rzymu. W XI w. przerzucono ten podatek na ludność. Początkowo płacone je jako podymne (denar od dymu, czyli komina), ale w roku 1318 zamieniono je na pogłówne, czyli denar od głowy. Ten blisko sześciokrotny wzrost Kościół wymusił na Łokietku szantażem - chodziło o zgodę papieża na koronację. Była to opłata szczególnie znienawidzona, bo nie płaciła jej szlachta ani kler, a więc uważano ją za skrajnie niesprawiedliwą. Także dlatego, że wielodzietne, a więc biedniejsze rodziny płaciły więcej.
Zachowały się dokładne dane na temat wydartych pieniędzy. Na przykład w latach 1319 - 1328 ściągnięto 2408, 5 grzywien złota, a od 1343 do 1357 r. już 8148 grzywien srebra. Grabież rosła wraz ze wzrostem ludności.
Polska płaciła świętopietrze do 1564 roku, najdłużej w Europie. Nie mogła przerwać tej grabieży, ciągle procesując się z zakonem krzyżackim o Pomorze, bo procesy te toczyły się przed sadami papieskimi. Zaprzestanie płacenia groziło przegraniem procesu. Szantaż był oczywisty. Potem Kościół nie uznawał pokoju toruńskiego, który przywracał Polsce Pomorze i Warmię (do dzisiaj nie uznał!), i wszystko, co chciano załatwić w Rzymie, zależało od płacenia świętopietrza. Grabież przerwała szlachta ewangelicka, która po prostu odmówiła płacenia od swych poddanych.
Annaty - były to opłaty za objęcie godności kościelnej, do której przynależały określone beneficja. Wynosiły równowartość jednorocznych dochodów na obejmowanym stanowisku. W XIV w. wprowadzono annaty papieskie. Papież nie zatwierdził żadnej nominacji biskupa czy opata, zanim nie dostał kasy. Nie awansowali tylko ci, którzy podpadali w Rzymie lub Habsburgom; rzadziej królowi. Polskiemu, oczywiście.
Od II połowy XVI w. z annat ściąganych z Polski Kościół zrobił sobie żyłę złota w ten prosty sposób, że biskupi awansowali z biedniejszych diecezji na bogatsze. O awanse zabiegali sami, a `popychali' je w Rzymie ekstrałapówkami. Dlatego `posługa' biskupa w jednej diecezji była krótka, 5 - 10 lat, rzadko więcej. Na przykład biskup Stanisław Dąmbski przez 27 lat `pasterzowania' trzodzie w końcu XVII w. obkolędował aż pięć diecezji. Każdy awans to annat, czyli łapówka, każda zwalniana diecezja to olejne annaty od następcy, którzy też zwalniali diecezję. Śmierć biskupa była dla papieża i kardynałów czystym interesem, bo wpadała kasa od następcy, który też zwalnianą diecezję oddawał następnemu. Jak łańcuszek św. Antoniego.
Awanse kościelne w młodym wieku były przywilejem członków rodów panujących i możnych. Każdy awans był obwarowany opłacaniem się. Najwięcej płacono za diecezję gnieźnieńską - 5 tys. dukatów, krakowską - 3 tys. i płocką - 2 tys. dukatów. Annaty w Polsce zniesiono w 1564 roku, ale biskupi i opaci płacili je wprost do Rzymu aż do rozbiorów.
Dziesięcina do Rzymu - płacili ja wszyscy duchowni w wysokości 1/10 dochodów rocznych.
Płynęła więc do Rzymu rzeka wyłudzonych pieniędzy. Tylko za panowania Zygmunta Augusta wysłano papieżom w sumie około 2 tys. wozów złota i srebra! A Polska nie miała pieniędzy na obronę granic...
W tej części zajmiemy się pieniędzmi wożonymi do Rzymu przez tych, którzy jechali tam coś załatwić, a takich spraw było wiele. Jechały więc do Rzymu ciężkie od złota sakiewki z przyczepionymi do nich petentami.
Opłaty za sądy papieskie - od wyroków sądów kościelnych, np. potępień czy ekskomunik, można się było odwołać do Rzymu. To oczywiście kosztowało krocie/Co najważniejsze, dawało Kościołowi rzeczywistą władzę sądowniczą nad ogółem ludności.
Utrzymanie legatów papieskich wraz z ich dworami było obowiązkiem danego panującego, który, oczywiście ściągał na to pieniądze od poddanych. Orszaki i dwory legatów godne były władców i odpowiednio kosztowały.
Odpusty - bezczelny handel oszukańczymi odpustami był tą kroplą, która przelała dzban i doprowadziła do wybuchu reformacji. W roku 1517 arcybiskup Moguncji Albrecht, papieski komisarz ds. odpustów, w Niemczech ich promocję i zbieranie pieniędzy powierzył... bankierom! Długo nie trzeba było czekać - 31 października 1517 r. Marcin Luter ogłosił swoje 95 tez.
Rok jubileuszowy - majstersztykiem wyłudzania pieniędzy `na odpust' były lata jubileuszowe. Pazernej bestii było zawsze mało, toteż papież Bonifacy VIII wpadł na genialny pomysł: ogłosił, że począwszy od roku 1300 co 100 lat przypada Rok Jubileuszowy. Pielgrzymom, , którzy przybędą do Rzymu i odpowiednio zapłacą, będą odpuszczone wszystkie grzechy - kupią sobie po prostu zbawienie wieczne. Cwany papież zwyczajnie nie chciał się z nikim dzielić pieniędzmi; nawet z biskupami diecezjalnymi.
Sukces przeszedł wszelkie oczekiwania: w roku 1300 przybyło do Rzymu ponad milion ogłupionych, którzy w ciągu kilkunastu tygodni zostawili 15 milionów skudów w złocie! Pieniądze i kosztowności księża zgarniali grabiami! Nic to, że kilka tysięcy ludzi zginęło zadeptanych w tłumie; nic to, że kilka tysięcy ludzi zmarło z chorób i braku higieny, wszak uzyskali odpust zupełny i poszli do nieba!
Wobec tak wspaniałego sukcesu papież Klemens VI miłościwie postanowił częściej dawać wiernym szansę i w roku 1343 oraz 1346 bullami ogłosił, że Rok Jubileuszowy będzie przypadał co... 50 lat. W roku 1350 znowu do Rzymu zjechała trzoda w setkach tysięcy i znowu zostawiła `pasterzom' miliony skudów.
Żeby reszty trzody nie pozbawiać szansy na zbawienie, papież Urban VI bullą ogłosił, że Rok Jubileuszowy będzie przypadał co... 33 lata, bo przecież Chrystus żył 33 lata. Najbliższy taki `odpust' miał nastąpić w roku 1390, ale Urbanowi się zmarło i kasę zgarnął jego następca, Bonifacy IX. Co ciekawe, w roku 1400, mimo, że nie był jubileuszowym, sporo wiernych przybyło `z rozpędu'.
Papież Mikołaj V dla częstszych spotkań z bożkiem o imieniu KASA postanowił, że Rok Jubileuszowy będzie się odbywał co 25 lat, począwszy od 1450 r. Ale to nie koniec: w roku 1933 papież Pius XI ogłosił Rok Odkupienia (chyba od słowa kupić), bo nijak nie wychodziło mu dzielenie przez 25. Jakoś i przez 33 dzielenie nijak nie wychodzi. Tym razem Rok trwał cały rok. Jan Paweł II też się nie ociągał i ogłosił Rok Jubileuszowy w ... 1983 r. (też nie dzieli się przez 33 ani 25). O roku 2000 też nie zapomniał. Uff, można dostać zadyszki...