Największymi przeciwnikami wolnych niedziel są ci, którzy sami w niedzielę nie pracują ale chcą się relaksować w niedzielę w centrach handlowych i nie stresować w sobotę, że czegoś nie kupili na niedzielny obiad.

Uważacie, że sprzedawcy to taka wasza współczesna służba.

wega - rozróżniasz służby mundurowe oraz służbę zdrowia od sprzedawców w sklepach?

To co piszesz nie ma sensu.

Pracowałam w soboty i niedzielę i jest to strasznie beznadziejne. Wszyscy w pracy narzekali, że nie mamy weekendu. Jak pracodawca dawał nam wolne to np wtorek i czwartek. Tak nie powinno być. Bardzo dobrze, że sklepy będą zamknięte.

Weźcie pod uwagę tych ludzi którzy muszą w tym sklepie pracować w niedziele, bo takie osoby jak Wy musicie kupować ;)

z pracą w niedzielę jest podobnie jak z zabijaniem nienarodzonych dzieci (za zabijaniem są ci, którzy zdążyli się urodzić). tu również najwięcej ci krzyczą za pracującymi niedzielami, którzy nigdy nie pracowali w niedzielę.

z pracą w niedzielę jest podobnie jak z zabijaniem nienarodzonych dzieci (za zabijaniem są ci, którzy zdążyli się urodzić). tu również najwięcej ci krzyczą za pracującymi niedzielami, którzy nigdy nie pracowali w niedzielę.

Pojęcia nie masz kto tu pisze, więc przestań bredzić.

Nikt do pracy nikogo nie zmusza, a zreszta na tygodniu te osoby maja wolne. Więc w czym problem? 7 dni ie pracuja. A ja pracuje 6 dni od poniedziałku do soboty włacznie i nie mam kiedy wyskoczyc żeby sobie zakupy zrobić, i nie mówie o chlebie czy mleku tylko np o butach bo sezon sie zbliża albo kurtce bo na zime nie mam. Co to za demokracja gdzie czlowieka zmusza się do tylu rzeczy jakich nas rządzący. Uprzywilejowana jest tylko niewielka część społeczeństwa. A reszta to co? Gorszy sort?

Jakie zamykanie Jędrek, nie otwieranie :-) Może gdy będziemy pracować po 10 godzin dziennie to byłoby wskazane, byłby rozwój gospodarczy i dużo zbędnych pieniędzy na obowiązkowe cotygodniowe spędzanie weekendu w galeriach.

Mam nadzieję ,że ustawa nie dotyczy małych sklepów , które w większości są w rękach polaków. A zyski wypracowane przez zagraniczne sieci handlowe wiadomo ,gdzie wędrują... więc jeśli ustawodawca miał na celu wzmocnienie pozycji małego handlu to jestem zwolennikiem w przeciwnym razie mija się to z celem...

Podobny trend społeczny uaktywnił się na Węgrzech, tuż po wprowadzeniu zakazu handlu w niedziele w marcu 2015 roku. Węgrzy przyzwyczaili się do robienia zakupów w sklepach, które oferowały im największy wybór, a przy tym najniższe ceny. Podobnie jak w Polsce, zakupy w małych osiedlowych sklepach - głównie ze względu na koszty - traktowano jako ostateczność.

Zamknięcie wielkopowierzchniowych sklepów w jeden dzień w tygodniu spowodowało ogromną mobilizację Węgrów do robienia w nich zakupów na zapas - obroty wielkopowierzchniowych sklepów spożywczych wzrosły o ok. 24 proc. w czwartki i 21 proc. w piątki.

- Wzmożony ruch w dni poprzedzające zamknięte niedziele wymusił konieczność dopasowania się dużych sklepów do potrzeb klientów. Wiele sieci handlowych wydłużyło godziny pracy w tygodniu, szczególnie w piątki i soboty, co miało na celu z jednej strony rozłożenie natężenia ruchu, z drugiej umożliwienie realizacji zakupów nawet w późnych godzinach nocnych w soboty. Duże sklepy spożywcze poszły jeszcze o krok dalej - w wydłużonych godzinach funkcjonowania wprowadzały liczne promocje i obniżki cen, pozbawiając tym samym jakiejkolwiek konkurencyjności małe, osiedlowe sklepy. Dłuższe godziny otwarcia, bardzo atrakcyjne ceny i dodatkowe promocje wyrobiły w mieszkańcach Węgier nowy nawyk - robienia zakupów na zapas - mówi Radosław Knap, dyrektor generalny Polskiej Rady Centrów Handlowych.

Jednym z powodów wprowadzenia zakazu handlu na Węgrzech była potrzeba wsparcia działalności małych rodzinnych firm. Sklepy o powierzchni handlowej nieprzekraczającej 200 metrów kwadratowych mogły być otwarte poza regularnym okresem zamykania sklepów w niedziele, jeśli były obsługiwane przez właściciela sklepu lub członka rodziny.

Niestety nowe zwyczaje zakupowe Węgrów doprowadziły do sytuacji zupełnie odwrotnej od zakładanej. W efekcie kupowania jedzenia na zapas, małe sklepy, które mogły być otwarte w niedziele, zaczęły plajtować na niespotykaną skalę. Podczas gdy średnia liczba zamykanych rodzinnych sklepów wynosiła ok. tysiąca rocznie, to w trakcie obowiązywania zakazu zamknięto ich około 5 tysięcy."