NawigacjaStart » Forum »

Nowy post


Login:
Treść:
3m sie air kiss boks całus chytry co cool sciana wazne cool girl good zarumieniony wykrzyknik zapytanie strzalka :cwaniak: uśmiech placze :szok: jezyk mlotek zdegustowany nie wiem ok potluczony usmiech zaklopotany neutralny spi umiech
s
Pogrubienie
Pochylenie
Podkreślenie
s
Wstawia obrazek
Wstawia link
Wcięcie
s
Lista numerowana
Lista punktowana
Wcięcie
s
Wyrównanie do lewej
Wyrównanie do środka
Wyrównanie do prawej
Wyjustowanie
s
Indeks górny
Indeks dolny
s
Kolor
Wyjustowanie
s
Przekreślenie
s
minus
plus
Dodając tą wiadomość akceptujesz: Regulamin

Historia - 15 ostatnich postów
 
Dodany: 10 Gru 2010r. 23:21  
ragnarok
Nie jestem fanem PO, ale:
1. Obecnie ludnosc nie widzi dla niej alternatywy (mialkosc , nijakosc i bylejakosc w polityce poplaca, ot mierni, bierni ale zawsze na posterunku);
2. Mydla oczy wyborcom, ze szanuja wszystkie sily polityczne (faktyczne lub wirtualne rzucanie ochlapow w mniej wazniejszych instytucjach np. SLD);
3. Nie robia nic, co mogloby im zaszkodzic (a nawet jesli, to usluzne media wszelkiej masci i tak o tym nie pisza i nie mowia, bo sraja w portaski, ze politykierstwo zabierze sie za koncesje, co bylo realna grozba juz za rzadow PiS);
4. PO jest partia najmocniej zarzadzana od wewnatrz, co widac po karierze Tuska - pragne przypomniec, ze partie te wymyslil Olechowski, a na jego wozek wskoczyli Plazynski i pan plemiel. Ten ostatni skutecznie ich wygryzl.

Obecnie alternatywy dla PO nie ma z tej prostej przyczyny, ze wyborca juz nikomu nie wierzy. Wiec woli tych, co przynajmniej umieja poprawnie skonstruowac zdanie po polsku i przynajmniej na plakatach albo ulotkach w miare wygladaja.
Polska scena polityczna bowiem wyglada tak: prawica jest jak stado kundli szczekajacych o niczym, a centrum (niby za to uwaza sie PO, ale takie to centrum jak z koziej dupy dudy) i lewicy w Polsce (poza kawiorowa) nie ma.
Jeszcze musimy poczekac na krystalizacje i ustalenie w miare stalych granic ktora partia czym tak naprawde jest. Szkoda, ze za te eksperymenty bedziemy placic my wszyscy.
 
Dodany: 10 Gru 2010r. 21:15  
Bleyd
odpowiedź jest prosta, PO i media tak ludziom mydlą oczy że nie widzą co się dzieje. Młodzi potrafiliby zabić dla kasy i kariery. Myslę że jak Polska wytrzyma 10 lat jeszcze to bedzie dopiero cudumiech
Ale co sie dziwic jak Popaprancy maja i tak diuże poparcie, o jest dla mnie cud bo w innym normalnym kraju ludzie daweno wyszliby na ulice a w wyborach daliby takiej partii kopa w du... ale nie w Polsce tutaj jest wszystko odwrotnie
 
Dodany: 10 Gru 2010r. 20:40  
Wiktor
CYTAT
Rachunku!!!

Od trzech lat czekamy na obiecane cuda w gospodarce, a gdy się one wreszcie dzieją, media, zamiast trąbić o tym na pierwszych stronach, jakby ich nie dostrzegały. Tak sobie myślę, siedząc w pociągu, i - jak to w pociągu - czytając gazety uważniej niż zwykle, bo co lepszego do roboty. Tu czy tam zakreślę jakąś informację, z której - gdyby to ode mnie zależało - powinno się zrobić tytuł, a co najmniej ją wytłuścić czy wziąć w ramkę. A tymczasem to, co najważniejsze, co, rzekłbym, cudowne właśnie, przemyka gdzieś po kątach szpalt.

A przecież cud jest oczywisty: mamy najwyższy wzrost gospodarczy w Europie! W ostatnim mierzonym kwartale: 4,2 proc. To już nie zielona wyspa, ale zgoła zielony pagórek. Nawet najwięksi optymiści tyle nie przewidywali.

Czy to jest ten cud? Nie, nie całkiem. Cudem jest to, że mamy według statystyk taki wielki wzrost, a wpływy do budżetu nie rosną. Normalnie przekłada się jedno na drugie według prostego wzoru. A nam się nie przekłada. Narzędzia bankowe wykazują gospodarcze wzmożenie, a urzędy skarbowe nijak nie mogą wpaść na jego ślad.
czytaj dalej


Niedawno pewien przedsiębiorca wyliczył mi na skrawku papieru, dlaczego po podwyżce VAT o jeden procent będzie z tego tytułu płacił przez rok mniej niż dotąd. Mówiąc najkrócej, podwyżka generuje koszty, które płatnik odpisuje od podstawy opodatkowania. Ale urzędnicy, znający gospodarcze realia z wydruków, nie porachowali tego i nie wzięli w swych strategiach pod uwagę.

Nie twierdzę, że tu akurat jest wyjaśnienie wspomnianego cudu. Rozwiązania szukałbym też w degeneracji aparatu skarbowego. Od dwudziestu lat urząd skarbowy, jak każdy urząd w Polsce, jest przede wszystkim łupem dla polityków. Służy do tego, żeby zatrudniać tam szwagrów, kolesiów, nałożnice, pociotków i tak dalej. Ostatnie kryterium, jakie jest przy zatrudnieniu brane pod uwagę, to takie, czy dana osoba ma o tej robocie pojęcie. Łupić uczciwych obywateli każdy głupi potrafi, a ścigać tych, którzy naprawdę mają możliwości na podatkach zakombinować, urząd i tak nawet nie próbuje.

Inny przedsiębiorca opowiadał mi w dyskrecji, jak się robi, żeby - mówiąc językiem Palikota - "zoptymalizować podatki" (tak nawiasem: czy ja dobrze pamiętam, że polityk od świńskiego ryja i wymachiwania plastikowym sobowtórem obiecywał najpóźniej do 6 grudnia 2010 zrzec się mandatu poselskiego?). W dyskrecji, więc zachowuję szczegóły dla siebie, ale w najgrubszym zarysie: firma formalnie zarejestrowana w Londynie, bank w Estonii, ubezpieczenie na Litwie i tak dalej. Wszystko legalnie, a co nielegalne, tego i tak nikt nie wyśledzi (o masowej ucieczce z ZUS na Litwę pisze, nawiasem mówiąc, dzisiejsza "Rzepa").

Nic nowego, poza jednym, że nie był to żaden wielki przedsiębiorca, tylko jeden z takich, co niemalże dźwigają towar na własnych plecach, zatrudniają, jeśli kogoś w ogóle, to tylko członków rodziny, i omijają ze swym drobnym handelkiem miasta powyżej 100 tysięcy. A co myśleć o większych firmach? Nie mówię o wielkich koncernach, ci to już w ogóle ho-ho, gdzie tam; mówię o takich średnich, które stać na zatrudnienie ambitnych, obkutych w prawie i jego lukach ludzi, takich, którzy na państwową służbę nie pójdą, bo raz, że nikt ich tam nie proteguje, a dwa, że za ich kwalifikacje to żadne pieniądze.

Cytat

Cudem kolejnym jest też to, że mamy tak wielki wzrost, a inwestycje - spadają. Normalnie, według ekonomicznego modelu, jak przedsiębiorca zarabia, to inwestuje, żeby więcej zarobić w przyszłości, i w ten sposób gospodarka się rozwija. My niby mamy wzrost, ale przedsiębiorstwa nie inwestują

Cudem kolejnym jest też to, że mamy tak wielki wzrost, a inwestycje - spadają. Normalnie, według ekonomicznego modelu, jak przedsiębiorca zarabia, to inwestuje, żeby więcej zarobić w przyszłości, i w ten sposób gospodarka się rozwija. My niby mamy wzrost, ale przedsiębiorstwa nie inwestują - pisze dzisiejszy "Dziennik", że inwestycje firm spadły w ciągu roku o 10 proc. Pisze też o badaniach zrobionych przez Deloitte dla Lewiatana, z których wynika, że także w przyszłości większość przedsiębiorstw nie planuje się rozwijać. Dotyczy to także tych, którzy mieliby z czego. Wolą pieniądze kisić, chronić niż puszczać w obrót. Choć przecież jest tak dobrze i radośnie. Cud, prawda?

A przecież w gospodarce, jak w "Alicji", żeby stać w miejscu, trzeba biec ile sił w nogach; kto się nie rozwija, ten się zwija. Co przeszkadza polskim przedsiębiorcom? "Zgadnij, kotku" - napisałby Kisiel.

Według danych NBP (nadal to "Dziennik") łączna suma udzielonych w Polsce kredytów bankowych to 750 miliardów złotych. A więc prawie drugie tyle, co dług budżetu państwa, po zabiegach rządowej kreatywnej księgowości. Całość długu publicznego oszacować trudno, jedni liczą 2 biliony, inni 4 biliony...

Skupmy się na tym długu "prywatnym". Ze wspomnianych 750 miliardów tylko 220 miliardów to kredyty zaciągnięte przez przedsiębiorców. Cała reszta to kredyty wzięte przez osoby prywatne, a więc nie na inwestycje, tylko na konsumpcję.

Niedawno "Rzeczpospolita" podawała za Eurostatem, że Polska bije całą Europę we wzroście sprzedaży detalicznej. Wyniósł on u nas w ubiegłym roku prawie 13 procent! Inne narody oszczędzają, a my się zachłystujemy konsumpcją. Na kredyt, który bierzemy nie żeby zainwestować, tylko żeby przejeść. Tych kredytów na przejedzenie mamy w tej chwili, jak można policzyć, 530 miliardów (nie, jak napisałem niedawno w jednym z felietonów, zwiedziony przez eksperta BIK, 410). Z tego 25 miliardów stanowią "kredyty zagrożone", czyli niespłacane. Niby niedużo. Ale z raportu InfoDług wynika, że w ciągu roku suma tych niespłacanych kredytów wzrosła o 75 procent, a w ciągu dwóch ostatnich lat - aż trzykrotnie.

Jeśli nadal liczba osób niezdolnych spłacać swe długi rosnąć będzie w tym tempie, może być niedobrze. A jeśli gospodarka zwolni i ludzie zaczną tracić dochody, to ta liczba nie będzie wzrastać w dotychczasowym tempie, tylko znacznie szybciej.

Wtedy banki, które dziś, cierpiąc na "nadpłynność", reklamują kredyty "na pstryk", na dowód i podpis, przestaną się zadowalać konfiskowaniem dłużnikom należności wraz z lichwiarskim procentem, karą i gażą dla komornika, a zaczną domagać się pieniędzy od rządu. I rząd im te pieniądze da, bo przecież, jak głosi święty dogmat, "banki nie mogą upaść". Gdyby upadł choć jeden, zaczęłoby się domino, ludzie rzuciliby się wypłacać swoje oszczędności, a to, jak wiadomo, zabić może każdy bank, bo gdyby bank mógł angażować tylko tyle, ile rzeczywiście ma w depozytach, nie miałby żadnych zysków.

Cytat

A gdzie rząd te pieniądze na "ustabilizowanie systemu" znajdzie? Normalnie by pożyczył, ale po uratowaniu przez instytucje międzynarodowe Grecji, Irlandii, niemal już pewnej interwencji w Hiszpanii i Portugalii, spodziewanej we Włoszech, i być może gdzieś jeszcze, pożyczyć nie będzie od kogo. Trzeba będzie wycisnąć kasę na ratowanie lekkomyślnych Polaków z nich samych.

A gdzie rząd te pieniądze na "ustabilizowanie systemu" znajdzie? Normalnie by pożyczył, ale po uratowaniu przez instytucje międzynarodowe Grecji, Irlandii, niemal już pewnej interwencji w Hiszpanii i Portugalii, spodziewanej we Włoszech, i być może gdzieś jeszcze, pożyczyć nie będzie od kogo.

Trzeba będzie wycisnąć kasę na ratowanie lekkomyślnych Polaków z nich samych. I przedsiębiorcy najwyraźniej dobrze przeczuwają, co się święci, skoro na wszelki wypadek wolą nie inwestować i nie rozwijać interesów - nawet ci, którzy mieliby za co.

Jest jeszcze w dzisiejszej prasie wiadomość, że według rankingu Transparency International: "Polska znalazła się w gronie dziewięciu państw świata, w której od 2006 r najbardziej wzrósł poziom tak zwanej codziennej korupcji... w 2010 roku 15 proc. Polaków dało łapówkę". Co to jest "codzienna korupcja", wie każdy, kto próbował cokolwiek załatwić.

Obiecywała Partia, że będzie rządzić tak, "by żyło się lepiej", i słowa dotrzymała, przynajmniej w odniesieniu do tych, którzy żyją z "wymuszeń urzędniczych", czyli z wyciskania łapówek. Już ich nie straszy agent Tomek ani CBA, już się nie muszą niczego bać. Pod taką kryszą, jaką daje im obecna, jedynie słuszna władza, mogą łupić obywateli zupełnie bezkarnie i bez dbania nawet o pozory.

Jeśli nie dość komuś sukcesów, to jeszcze polecam informację, że prawdopodobnie uda się odnieść wielkie zwycięstwo w Brukseli. Bruksela łaskawie zaaprobuje "kreatywną księgowość" ministra Rostowskiego, pozwalając nie wliczać zadłużenia OFE do oficjalnego długu publicznego (co bynajmniej nie znaczy, że dług nie wliczany przestanie istnieć, ale zawsze bilans będzie ładniej na papierze wyglądał). A nawet, co więcej, Bruksela podniesie nam maastrichtowski próg deficytu budżetowego z 3 do 4,5 proc. PKB.

Patrzcie, malkontenci, jaka jest moc tuskowej polityki ukłonów! Komisja Europejska dała się ująć i pozwala Polakom wsadzić łeb w pętlę długów jeszcze głębiej. I nie będzie protestować nawet wtedy, kiedy w końcu sami sobie wykopiemy stołek spod nóg. Co za sukces! Trzeba by mszę jaką odprawić, z tedeum i biciem w dzwon Zygmunta, dla uczczenia ekipy, która nam to załatwiła.

Na tym kończę, bo pociąg dojeżdża do stacji końcowej. To znaczy, pociąg relacji Bydgoszcz - Warszawa. Bo kiedy dojedzie do swojej stacji końcowej ten wielki pociąg, z którego wysiąść nie sposób, prowadzony przez maszynistę wprawdzie bez głowy do rachunków, ale za to świetnego w bajerowaniu, nikt przewidzieć nie potrafi.

Ale kiedyś w końcu musi. I chyba już bliżej niż dalej.

Rafał Ziemkiewicz
 
Dodany: 6 Gru 2010r. 20:19  
Wiktor
Rząd szykuje ustawę któa grozi zapaścią finansów, ale jest potrzebna by umożliwić zapełnić pustym pieniądzem dziurę budżetową!


Bank Grozi Katastrofą


Narodowy Bank Polski przestanie obsługiwać konta rządu. Ma się tym zająć BGK, dotychczas cichy pośrednik w przekazywaniu pieniędzy. BGK będzie miał możliwość wydawania instrumentów pochodnych pod kredyty hipoteczne, żeby później tych samych kredytów używać jako zastawu pod pożyczki z NBP.


Zmiana Ustawy o Banku Gospodarstwa Krajowego przeprowadzana jest w Sejmie możliwie najbardziej dyskretnie. Bank, z definicji polski, chce wziąć udział w wolnorynkowej walce o klientów, prowadzić rachunki i stać się marką rozpoznawaną również przez klientów detalicznych sektora w Polsce.



Tylko że zmiany w Ustawie o BGK zmieniają w sektorze tak wiele, że może się to skończyć dla polskiej bankowości dużą zawieruchą. I kryzysem w finansach publicznych.



Jak zapewniają autorzy nowej Ustawy o BGK „projekt ustawy o zmianie został opracowany w szczególności w związku z koniecznością zapewnienia bankowi nowych możliwości zwiększania funduszy własnych, co służy realizacji podstawowych celów działalności BGK, do których należy wspieranie rządowych programów społeczno-gospodarczych oraz programów samorządności lokalnej i rozwoju regionalnego, a także możliwość efektywniejszego wykonywania powierzonych mu zadań. Część zaproponowanych zmian ma charakter doprecyzowujący, a potrzeba ich wprowadzenia wynika z ograniczeń występującymi w ich dotychczasowym stosowaniu”.



Ale uważna lektura ustawy pokazuje, że nie można będzie ogłosić upadłości BGK. A to niepokoi zarówno NBP, jak i Europejski Bank Centralny, bo według obu banków centralnych byłoby to bezprawne uprzywilejowanie jednego z podmiotów na rynku. Według ustawy BGK przejąłby zarządzanie kontami rządowymi, agencji i funduszy. Całą infrastrukturę finansową NBP i BGK należałoby przebudować, co byłoby niezwykle kosztowne – i co de facto i de iure znacznie osłabiłoby Narodowy Bank Polski.



Koniec końców BGK mógłby znaleźć się poza kontrolą nadzoru finansowego, choć jego działalność na rynku miałaby być nie tylko quasi-państwowa, ale obejmować również świadczenie tradycyjnych usług bankowości hipotecznej.



EBC wykazuje w swojej opinii, że proponowana ustawa umożliwi BGK wydawanie instrumentów pochodnych pod kredyty hipoteczne, a następnie użycie tych instrumentów jako zastaw pod pożyczki z NBP. Byłaby to polska wersja luzowania monetarnego, czyli otwarcie furtki na możliwość drukowania pieniądza. Tymczasem jako bank państwowy BGK nie powinien sprzedawać swoich produktów do NBP, bo byłoby to kupowaniem długu państwowego, czyli de facto finansowaniem państwa z pustych pieniędzy.

Jednak zdaniem rządu „wejście w życie ustawy będzie miało pozytywny wpływ na sektor finansów publicznych, w tym budżet państwa i budżety jednostek samorządu terytorialnego. Działania takie mogą bowiem zapewnić konsolidację w jednym podmiocie obsługi rachunków bankowych (choć taka konsolidacja występuje już w przypadku NBP – przyp. red.). Zapewni to jednocześnie niższe koszty poprzez możliwość osiągnięcia efektu skali. Bank Gospodarstwa Krajowego specjalizując się w tym zakresie będzie miał możliwość rozwoju posiadanych instrumentów wprowadzając zróżnicowana ofertę”.



Zdaniem części analityków w najgorszym scenariuszu Ustawa o BGK będzie umożliwiała nieograniczone wsparcie dla deweloperów przy całym ryzyku spoczywającym na BGK, co w prostej linii prowadzi do amerykańskiego scenariusza kryzysu na rynku kredytów hipotecznych.
 
Dodany: 5 Gru 2010r. 07:09  
PITUCH
wynalazców w google jezyk
i załamka jezyk
1 link wiec z deka sie wycofuje bo tu zero nadzieji jezyk
 
Dodany: 5 Gru 2010r. 06:36  
PITUCH
Andrzejek
mozesz a nie musisz umiech
nadzieja matka wynalazców umiech

osobiście skasował bym kazdy stołek "do dupy mi nie potrzebny"
 
Dodany: 5 Gru 2010r. 00:51  
Andrzejek
CYTAT
pracę w Polsce straci ponad 20 tysięcy osób

by żyło sie lepiej! wszystkim???? nie tylko swoim.


To akurat chyba dobrze, że będą cięcia w tej masie urzędniczej.
No ale jest późno mogę się mylić:-)))
 
Dodany: 4 Gru 2010r. 22:54  
PITUCH
Wiktor
doczytałem do połówy, szczerze , bo to smietnik umiech
pudelek ?

..."ajwięcej zwolnień będzie..." "...KRUS ..."
no tu ....
no ja lubie sie napic i zapalic ale ty , chyba jedziesz 24H
 
Dodany: 4 Gru 2010r. 22:33  
Wiktor
pracę w Polsce straci ponad 20 tysięcy osób

by żyło sie lepiej! wszystkim???? nie tylko swoim.



"Rzeczpospolita" zwraca uwagę, że w związku z uchwaloną wczoraj przez Sejm nową ustawą o racjonalizacji zatrudnienia w urzędach centralnych, w przyszłym roku pracę straci ponad 20 tysięcy osób.

Zwolnienia ominą policję, straż pożarną i prokuraturę. Nie będą też zwalnianie osoby w wieku przedemerytalnym, kobiety w ciąży, a także... kierownicy i dyrektorzy.

Najwięcej zwolnień będzie w ZUS i administracji skarbowej. O swoje posady mogą się obawiać także zatrudnieni m.in. w urzędach wojewódzkich, KRUS i NFZ. Nowe przepisy dotyczą wyłącznie administracji publicznej. Pracownicy samorządów nie mają się więc czego obawiać - pisze "Rzeczpospolita".
 
Dodany: 4 Gru 2010r. 22:17  
Wiktor
Komorowski pcha się na ambonę



Już niedługo kazania, które mają zostać wygłoszone podczas Mszy św. z udziałem prezydenta RP, będą musiały zostać najpierw zweryfikowane, a może nawet napisane, przez służby prasowe Bronisława Komorowskiego. Prezydentowi nie spodobała się homilia, którą 11 listopada, w Święto Niepodległości, w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie wygłosił administrator Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego ksiądz prałat pułkownik Sławomir Żarski. Komorowski dał temu wyraz, besztając publicznie po Mszy św. ks. Żarskiego. Osoby będące świadkami zdarzenia są zszokowane zachowaniem prezydenta.

Jak daleko głowa państwa może posunąć się w ingerencji w nauczanie głoszone przez duchownego z ambony? Na stanowisku prezydenta trzeba było dopiero Bronisława Komorowskiego, aby stwierdzić, iż bardzo daleko. Jego ambicją jest najwyraźniej, w myśl polityki józefinizmu, rozwijanej w XVIII wieku przez Józefa II Habsburga, przeprowadzenie procesu podporządkowywania Kościoła katolickiego państwu i regulowania życia religijnego swoich poddanych.
10 listopada br. w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej prezydent Komorowski pouczał Kościół, "gdzie tkwi największe zagrożenie" dla stosunków Kościół - państwo.
To wcale nie w głoszących antykościelne hasła - lewicy czy środowisku Janusza Palikota - widzi to zagrożenie. - Poważne zagrożenie dostrzegam gdzie indziej. W pierwszym rzędzie obserwując katastrofalne skutki działania prawicowych i przy tym katolickich fundamentalistów - mówił prezydent. - Jestem przekonany, że dla Kościoła olbrzymie zagrożenie płynie ze strony radykalizmów i fundamentalizmu różnej maści. Kościół katolicki jest Kościołem powszechnym - musi być otwarty na innych ludzi, na różne poglądy czy kultury. A każda forma wewnętrznego bądź zewnętrznego fundamentalizmu Kościołowi szkodzi. Bardzo szkodzi jego wizerunkowi, szczególnie dla młodego pokolenia. Spycha też Kościół na niewygodne pozycje (...) - pouczał Komorowski.
11 listopada prezydent wykonał następny krok. Po Mszy św. w Święto Niepodległości prezydent zbeształ publicznie kapłana za treść kazania, które ten wygłosił. Eucharystia w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie była jednym z elementów obchodów rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Do zdarzenia z udziałem prezydenta Komorowskiego i administratora Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego ks. płk. Sławomira Żarskiego doszło w przejściu między prezbiterium a zakrystią w kościele Świętego Krzyża, w stosunkowo szerokim kręgu osób. Świadkami zdarzenia byli znajdujący się tam: minister obrony narodowej Bogdan Klich, księża i wojskowi, liczni wierni. Jedna z osób, która widziała całe zdarzenie, powiedziała "Naszemu Dziennikowi", że prezydent Komorowski, zwracając się do ks. Żarskiego, stwierdził, że jest zawiedziony i zaskoczony fragmentem kazania dotyczącym antywartości. - Jest ksiądz pułkownikiem, wojskowym, jak tak można - że Polska jest budowana na antywartościach - relacjonował część wypowiedzi prezydenta świadek zdarzenia. Duchowny z prezydentem w polemikę nie wchodził. Stwierdzić miał natomiast, iż prezydent chyba nie zrozumiał kazania i odesłał głowę państwa do treści homilii. Świadkowie incydentu byli zszokowani słowami Bronisława Komorowskiego, który tak wprost pozwolił sobie skrytykować treść kazania.
To, że prezydent Komorowski interweniował w sprawie kazania, potwierdził minister w Kancelarii Prezydenta Sławomir Nowak. - Prezydent akurat w tej kwestii bardzo jasno się wypowiedział również zaraz po tej homilii, odbył rozmowę z tym księdzem, księdzem pułkownikiem, i wyraził swój - powiem delikatnie - sceptycyzm wobec tego rodzaju słów. Uważam, że tego rodzaju wypowiedzi, jak powiedziałem, zbudowane na nieprawdzie, polskiego oficera po prostu nie przystoją - powiedział wczoraj Nowak w Radiu Zet. Dodał, że "jest kłopot z narracją i pewnymi zachowaniami księdza pułkownika".
Ksiądz płk Sławomir Żarski, administrator Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego, był wymieniany jako główny kandydat na stanowisko ordynariusza polowego Wojska Polskiego, które od śmierci w katastrofie smoleńskiej ks. bp. Tadeusza Płoskiego pozostaje nieobsadzone. Sam ks. Żarski nie chce komentować swojej rozmowy z prezydentem Komorowskim.

Co zabolało prezydenta?
Jakie to - jak twierdzi minister Nowak "zbudowane na nieprawdzie", a może po prostu niewygodne dla prezydenta Komorowskiego - treści zawarł w swoim kazaniu ks. Żarski? Fragmenty kazania z 11 listopada były przytaczane w wielu mediach, w "Naszym Dzienniku" jego pełną treść opublikowaliśmy 12 listopada.
Ksiądz Żarski z ubolewaniem stwierdzał m.in., że patriotyzm przestał być dziś w Polsce uważany za konieczny do egzystencji. We fragmencie, w którym pada słowo "antywartości", mówił: "(...) Ostatnimi laty patriotyzm jako wartość życia indywidualnego i wspólnotowego przestał być uważany za konieczny do egzystencji. Zaradność w zaspokajaniu własnych potrzeb i gromadzeniu dóbr osobistych, nawet za cenę zniszczenia dobra wspólnego, stała się wartością. U podstaw III Rzeczypospolitej miejsce patriotyzmu zajęło stwierdzenie jednego z pierwszych premierów 'nowej' Polski, który powiedział, że 'aby zostać bogaczem, pierwszy milion trzeba ukraść'. Propagowanie podobnych haseł zaowocowało tym, że wartość została zastąpiona 'antywartością'. Patriotyzm zastąpiono promowanym kosmopolityzmem; miejsce uczciwości zajęła nieuczciwość; prawdę zastąpiono kłamstwem i pomówieniem; ofiarność i poświęcenie - chciwością i pazernością; miłość - nienawiścią. Natomiast z dziejowego doświadczenia Kościoła i Narodu wiemy, że 'prawdziwym bogactwem jest stan ducha i umysłu ludzkiego, a nie grubość portfela'. Każda społeczność, która swe prawa opiera na 'antywartościach', napełnia się bólem i krzywdą. Czy w czasie zeszłorocznych obchodów Święta Niepodległości ktokolwiek z nas przypuszczał, że prawo do własnej niepodległej Ojczyzny oraz obowiązek ochrony i obrony jej niepodległości zostaną nam przypomniane krwią prezydenta Rzeczypospolitej Lecha Kaczyńskiego i 95 towarzyszących mu osób? Kolejny raz potwierdziła się prawda, że 'drogę do wolności i niepodległości krzyżami się mierzy' (...)".
W innym fragmencie homilii stwierdzał natomiast: "Polityka to zadanie dla ludzi wielkich duchem, wielkich intelektem, wielkich kulturą osobistą i wielkich charakterem. Zadaniom polityki są w stanie sprostać tylko ludzie wielkiej miłości do Ojczyzny, a nie polityczni 'klauni' z antykościelnymi kompleksami. Przypomnę, że wszelkie nawoływanie do rasizmu i nienawiści wobec kogokolwiek nie jest politykowaniem, ale działalnością przestępczą. Takie zachowania zawsze poprzedzały krwawe akty przemocy człowieka wobec człowieka".
Co takiego w tych słowach mogło wzbudzić tak stanowczą reakcję prezydenta Komorowskiego? Można tylko spekulować. Być może prezydent nie zgadza się ze stwierdzeniem, że "zadaniom polityki są w stanie sprostać tylko ludzie wielkiej miłości do Ojczyzny, a nie polityczni 'klauni' z antykościelnymi kompleksami". Zwłaszcza jeśli prezydent mógł pomyśleć, iż może chodzić np. o któregoś z jego przyjaciół.
A może nie zgodził się ze zdaniem, że: "U podstaw III Rzeczypospolitej miejsce patriotyzmu zajęło stwierdzenie jednego z pierwszych premierów nowej Polski, który powiedział, że 'aby zostać bogaczem, pierwszy milion trzeba ukraść'"? Zwłaszcza jeśli były premier, a obecnie bliski współpracownik premiera Donalda Tuska, "podejrzewany" o to, że był bohaterem tych słów, dzień wcześniej został odznaczony przez prezydenta Komorowskiego Orderem Orła Białego. Albo może wreszcie prezydent uznał za niestosowne kolejne przypomnienie osoby Lecha Kaczyńskiego.

Głowa państwa w roli cenzora
- Upomnienie skierowane ze strony prezydenta nosi znamiona ograniczania księży w swobodzie ich pasterskiego nauczania - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" jeden z hierarchów. - Uczestniczę właśnie w rekolekcjach dla biskupów polskich na Jasnej Górze, które głosi biskup kielecki ks. Kazimierz Ryczan. Ich celem jest ukierunkowanie biskupów, ich posługi, a przez to wiernych, na Chrystusa, naszego Najwyższego Kapłana, Proroka, Nauczyciela, oraz na zachowanie całej Ewangelii. Rekolekcjonista przywoływał wielkie postacie ojców Narodu Wybranego, proroków i apostołów, wyprowadzał wnioski teologiczne i konsekwencje moralne oraz aktualizował je - wskazywał na odniesienia we współczesności. Ksiądz biskup, mówiąc o ukierunkowaniu, wspomniał o tym, że kaznodzieje powinni tak jak prorok odważnie głosić prawdę i dążyć konsekwentnie w tym kierunku, zejść na inną drogę. Wszyscy, którzy przychodzą na Mszę Świętą, niezależnie od stanowiska, jakie pełnią w życiu publicznym, przychodzą jako osoby wierzące i powinni przede wszystkim wykazywać posłuszeństwo Panu Bogu, Jego Słowu wypowiadanemu przez kapłana, które przemienia nasze życie i porządkuje nasze sumienia. To jest obowiązek duszpasterzy i wierzących - przyjmowanie Słowa Bożego, również jako dobra dla całego Narodu. Odnosząc się do homilii ks. prałata Sławomira Żarskiego, skrytykowanej przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, należy podkreślić, że treść tego kazania nie jest tajemnicą, każdy może do niego sięgnąć - dodaje. Przypomina, że na łamach "Naszego Dziennika" był opublikowany tekst homilii. - Nie sposób dopatrzyć się w nim czegoś niezgodnego z nauczaniem Magisterium Kościoła. Przeciwnie, wzywał on do poszanowania wartości w życiu publicznym. Upomnienie skierowane ze strony prezydenta nosi znamiona ograniczania wolności księży, ponieważ może rodzić to precedens - od tej chwili będą próby wpływania na to, żebyśmy nie mogli mówić prawdy przez kapłanów, a każde kazanie może być przedmiotem cenzury - wyjaśnia ksiądz biskup. Jego zdaniem, społeczeństwo może to odebrać jako sygnał, że skoro prezydent tak postępuje, to teraz każdy może publicznie cenzurować treść homilii, które są przecież tłumaczeniem Słowa Bożego. - Ksiądz głosi kazanie do wszystkich wiernych, aby przekazywać prawdę, a nie po to, aby przypodobać się indywidualnym gustom. Bardzo cenię ks. prałata Sławomira Żarskiego jako wielkiego przyjaciela ks. bp. Tadeusza Płoskiego, tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskiej, jako duszpasterza wojska, człowieka bardzo szlachetnego. Niepokojąca jest ta sytuacja, zwłaszcza że w roli cenzora występuje głowa państwa - konkluduje nasz rozmówca.
"Gazeta Wyborcza" we wczorajszym wydaniu oceniła, iż szanse na to, że ks. Żarski zostanie biskupem polowym Wojska Polskiego, gwałtownie zmalały, podając jedynie, iż decydujące znaczenie w tym przypadku miała właśnie Msza św. w bazylice Świętego Krzyża, gdzie "wobec najważniejszych polityków i generalicji ostro zaatakował on całą III Rzeczpospolitą".
Według "GW", jeszcze 11 listopada doszło do rozmowy prezydenta Komorowskiego z szefem MON Bogdanem Klichem w sprawie kandydatury ks. Żarskiego. Prezydent miał wtedy przypomnieć, że choć o nominacji decyduje Papież, to prezydent przyznaje awans generalski, który nadawany jest ordynariuszowi polowemu. O kompromitującym Komorowskiego zachowaniu wobec ks. płk. Sławomira Żarskiego "Wyborcza" oczywiście milczy.
Artur Kowalski
Współpraca Paulina Jarosińska






Nie upłyneło dużo czasu a bronka tak gniotły te słowa że...


CYTAT
MON odsyła ks. Żarskiego do rezerwy


Administrator Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego ks. prałat płk Sławomir Żarski decyzją ministra obrony Bogdana Klicha został przeniesiony do rezerwy kadrowej. Wciąż jednak pozostaje administratorem ordynariatu. 11 listopada, podczas Mszy św. w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie z okazji Święta Niepodległości wygłosił kazanie, którego treść nie spodobała się prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu. Decyzja ta nie ma związku z tą homilią - tłumaczy Ministerstwo Obrony Narodowej.

Ksiądz prałat płk Sławomir Żarski, obecny administrator Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego, był wymieniany jako główny kandydat na stanowisko ordynariusza polowego Wojska Polskiego, które od śmierci w katastrofie smoleńskiej ks. bp. Tadeusza Płoskiego do dziś pozostaje nieobsadzone. W środę pojawiła się informacja o przeniesieniu księdza pułkownika Żarskiego do rezerwy kadrowej Wojska Polskiego. Jak informuje MON, z dniem 30 listopada zakończyła się kadencja ks. płk. Sławomira Żarskiego na stanowisku wikariusza generalnego biskupa polowego. Decyzję o wyborze nowego wikariusza podejmuje, w konsultacji z ministrem obrony narodowej, biskup polowy WP, którego na chwilę obecną nie ma.
- Dlatego nie mieliśmy wyjścia i mogliśmy tylko i wyłącznie przenieść księdza pułkownika do rezerwy kadrowej. Teraz czekamy na nowego ordynariusza - tłumaczy Janusz Sejmej, rzecznik MON. Zaznacza, że ksiądz nie został ukarany za homilię wygłoszoną podczas Mszy św. z okazji Święta Niepodległości. Dodaje również, że ksiądz biskup pozostaje administratorem Ordynariatu Polowego do czasu wyboru nowego ordynariusza przez Papieża.
Sprawa jednak pozostaje niejasna. Jak informował "Nasz Dziennik" przed tygodniem, 11 listopada po Mszy św. w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie prezydent Bronisław Komorowski zbeształ publicznie ks. prałata płk. Sławomira Żarskiego za wygłoszoną tego dnia homilię. W przejściu między prezbiterium a zakrystią świątyni prezydent w obecności świadków oświadczył, że jest zawiedziony i zaskoczony fragmentem kazania.
- Jest ksiądz pułkownikiem, wojskowym, jak tak można - że Polska jest budowana na antywartościach - relacjonował część wypowiedzi prezydenta świadek zdarzenia, przy którym obecny był również szef MON Bogdan Klich. Duchowny nie wchodził z Bronisławem Komorowskim w polemikę, odsyłając go do treści homilii. Świadkowie incydentu byli zszokowani słowami prezydenta, który w taki sposób pozwolił sobie skrytykować treść kazania. Ksiądz Żarski z ubolewaniem stwierdzał m.in., że "patriotyzm przestał być dziś w Polsce uważany za konieczny do egzystencji", a "zaradność w zaspokajaniu własnych potrzeb i gromadzeniu dóbr osobistych, nawet za cenę zniszczenia dobra wspólnego, stała się wartością". Jak wiadomo, Bronisław Komorowski konsekwentnie otacza się politykami budującymi 20 lat temu układ okrągłostołowy w Polsce. Dlatego z pewnością bardzo bolesne dla niego musiało być podkreślenie prawdy, że to właśnie "u podstaw III Rzeczypospolitej miejsce patriotyzmu zajęło stwierdzenie jednego z pierwszych premierów 'nowej' Polski, który powiedział, że 'aby zostać bogaczem, pierwszy milion trzeba ukraść'". A to, jak mówił w homilii ks. Żarski, zaowocowało tym, że "wartość została zastąpiona 'antywartością'". "Patriotyzm zastąpiono promowanym kosmopolityzmem; miejsce uczciwości zajęła nieuczciwość; prawdę zastąpiono kłamstwem i pomówieniem; ofiarność i poświęcenie - chciwością i pazernością; miłość - nienawiścią" - mówił ks. prałat płk Żarski.
Maciej Walaszczyk




Czy to jest demokratyczne państwo? czy tu jest wolność słowa??
 
Dodany: 4 Gru 2010r. 20:49  
PITUCH
to sie nazywa oszczednoasc :0

jebac choinke jebac swiatelka wzdloz glownych ulic !!!

jebac rachunek za prad za te frykasy !!!

dajcie tą kase na ochronke, dom dziecka !!!

i słowa nie powiem !!!!

a wrecz nie wyjde z podziwu !!!!
czy w hisrorii, Polski ktoś miał taki plan ?

eee ludzie bida w miescie ciemno !
zero światełek frykasów,
ale dom dziecka (lokalny) za to ma na rok zaplacony rachunek za prąd ! i moze cos dla dzieciakow pod choinke umiech
tez sie znajdzie !!!

ktos ???
pesudopolitycy ???
 
Dodany: 4 Gru 2010r. 20:46  
JustPerfect
 
Dodany: 4 Gru 2010r. 01:40  
ragnarok
huhu,

a jak Ty sie chcesz od rosyjskiego gazu uniezaleznic skoro uzywa go niemal cala Europa, hm?
 
Dodany: 4 Gru 2010r. 01:12  
Wiktor
Czy do uzależnienia od rosyjskiego gazu i ropy dołożymy prąd?




Kto by tam miał dziś głowę do spraw innych niż wybory, nic więc dziwnego, że informacja podana przez “Rzeczpospolitą”, choć na pierwszej stronie, przeszła zupełnie bez echa. Niesłusznie. Jest bowiem ponurą puentą do tego co w polskiej polityce zagranicznej, także w aspekcie gospodarczym, dzieje się od kilkunastu miesięcy.

A co się dzieje? Porzucamy dotychczas podstawowy wektor polskich działań - uniezależnienie od rosyjskiej energii. I nie tylko podpisujemy gazowy kontrakt na niejasnych zasadach (według władz polskich do 2022 roku, według Putina - na kilkanaście lat dłużej). Teraz, jakby mało nam było gazowego i ropowego uzależnienia, chcemy jeszcze do tego niezdrowego dla bezpieczeństwa narodowego pakietu dorzucić energię elektryczną. “Rzeczpospolita” informuje:

Ruszają prace analityczne związane z budową wartej co najmniej kilkaset milionów złotych linii energetycznej z rosyjskiego Kaliningradu do Polski. Energia miałaby pochodzić z nowej elektrowni atomowej. Może to oznaczać przełom w relacjach gospodarczych obu krajów. Do tej pory polskie władze próbowały raczej uniezależnić się od dostaw surowców z Rosji - zwłaszcza gazu, a o imporcie energii w ogóle nie było mowy.

Trudno się nie zgodzić - to przełom wręcz kopernikański. I kolejny sznureczek w pętach jakie wikłają Polskę w relacjach z Rosją, w których jest słabszym partnerem. Relacjach, które prędzej czy później przełożą się na polityczne uzależnienie.

Wiadomości te budzą niepokój. Dlaczego o tak ważnej sprawie opinia publiczna dowiaduje się z przecieków? I co tak naprawdę jest celem polskich władz? Przecież to, że nie postulowane od czasów rządu Jerzego Buzka uniezależnienie od monopolu rosyjskich surowców, widać gołym okiem. Ale czy teraz przeszliśmy do kolejnego etapu - zwiększania uzależnienia? (wPolityce.pl)
 
Dodany: 26 Lis 2010r. 23:02  
Wiktor
Rząd płacił Agorze za artykuły




Wydawca "Gazety Wyborczej" brał pieniądze od Ministerstwa Środowiska za publikowanie tekstów przychylnych resortowi - twierdzi "Press". Według miesięcznika Agora miała wziąć ok. 60 tys. zł. Najpierw pojawiały się teksty - i to pióra znanego dziennikarza Adama Wajraka - a dopiero później podpisywano umowę.


http://wiado(...)uly.html

NawigacjaStart » Forum »