NawigacjaStart » Forum » Off-Topic » Polityka i gospodarka »
Nowy Temat Odpowiedz
«« « ... 122 123 124 125 126 127 128 ... » »»
Cuda PO,
Posty: 520
Dołączył: 30 Cze 2008r.
Skąd: Stalowa Wola
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 12 Sty 2010r. 23:19  
Cytuj
Najnowsze sondaże: PO nie traci poparcia; zaskakujący wzrost SLD

PiS cieszył się 1 dzień umiech



Najnowsze sondaże dla "Rzeczpospolitej" i "Gazety Wyborczej" wskazują na stabilne poparcie dla Platformy Obywatelskiej. W przeciwieństwie do wczorajszego sondażu dla "Faktów" TVN.
Najnowszy sondaż GfK Polonia dla "Rzeczpospolitej" pokazuje, że poparcie dla PO spadło tylko o 1 punkt procentowy i obecnie wynosi 49 procent.

Niewiele też zmieniło się poparcie dla PiS, które nadal nie jest w stanie zmniejszyć dystansu dzielącego je od Platformy. Dziś partia ta cieszy się 26 procentowym poparciem.

W sondażu GfK Polonia także SLD odnotował wzrost poparcia, z 10 do 12 procent.

"Gazeta Wyborcza" przeprowadziła sondaż w ostatni weekend. Także według tej próby poparcie dla Platformy utrzymuje się na poziomie 46 procent, dla PiS 26 proc., a dla SLD 13 proc. - najwięcej od wyborów 2007 roku.

Sondaż przeprowadziła PBS dla "Gazety Wyborczej" na reprezentatywnej próbie 958 osób.


Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 732
Dołączył: 2 Lip 2008r.
Skąd: Stalowa Wola
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 12 Sty 2010r. 23:19  
Cytuj

Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 520
Dołączył: 30 Cze 2008r.
Skąd: Stalowa Wola
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 12 Sty 2010r. 23:23  
Cytuj
Ustawa na zamówienie dla PiSu !!

Były wiceminister finansów Marian Banaś w rządzie PiS zeznał we wtorek przed sejmową komisją śledczą badającą tzw. aferę hazardową, że projekt nowelizacji ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych na przełomie czerwca i lipca 2006 r. przyniósł mu ówczesny prezes Totalizatora Sportowego.
- Prezes Totalizatora Sportowego zadzwonił do mnie i powiedział, że chce mi złożyć wizytę. Ponieważ była to spółka skarbu państwa uznałem, że jest rzeczą normalną, by (prezes) mógł taką wizytę mi złożyć. Przyszedł i przyniósł projekt ustawy - powiedział Banaś.

B. wiceminister finansów podkreślił, że prezes TS miał mówić, że projekt daje szansę na zwiększenie dochodów budżetu państwa, ale jego "gospodarzem powinno być Ministerstwo Finansów".

Te wszystkie Zbychy, Miro i Grzesie to małe pikusie przy Edgarze.

Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 520
Dołączył: 30 Cze 2008r.
Skąd: Stalowa Wola
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 13 Sty 2010r. 06:41  
Cytuj
Polska jest na dobrej drodze z Platformą

Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r.
Skąd: z II irlandii ;-)
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 13 Sty 2010r. 11:16  
Cytuj
Obiecanki minister Kopacz


Służba zdrowia w Polsce od lat boryka się z problemami finansowymi, a kolejnym rządom nie udaje się tych problemów rozwiązać. O ile pewne sektory służby zdrowia radzą sobie całkiem nieźle, jak choćby podstawowa opieka zdrowotna, stomatologia, okulistyka czy poradnictwo specjalistyczne, o tyle piętą achillesową całego systemu jest lecznictwo szpitalne, na które wydajemy niemal połowę pieniędzy pochodzących z naszych składek.

Okazuje się, że pomimo ogłaszanych co jakiś czas kolejnych programów reformy szpitali, włącznie z zapowiedziami ich prywatyzacji, kondycja wielu z nich nie jest dobra. Wciąż zmagają się one z problemami wielomiliardowych zobowiązań, których obsługa w rocznych budżetach pochłania coraz więcej pieniędzy. Dyrektorzy narzekają przede wszystkim na to, że kontrakty, jakie najpierw proponowały lub raczej narzucały im Kasy Chorych, a następnie Narodowy Fundusz Zdrowia, nijak się miały do rzeczywistych kosztów leczenia i zapewnienia chorym opieki i wyżywienia. W tym roku miało być lepiej... Minister zdrowia Ewa Kopacz obiecywała w minionym roku, że szpitale odczują poprawę swoich finansów, bo w planie finansowym NFZ na 2010 rok miały znacząco wzrosnąć nakłady na lecznictwo zamknięte. Padały różne sumy - od kilkuset milionów do prawie 1 mld złotych. W rezultacie jednak szpitale w całym kraju miały mieć do dyspozycji prawie 26 mld złotych. I choć na papierze wyglądało to nie najgorzej, to jednak praktyka pokazała coś zupełnie innego.

Nie chcą podpisywać
Pod koniec ubiegłego roku poszczególne wojewódzkie oddziały NFZ miały już mieć podpisane aneksy do kontraktów ze szpitalami na 2010 rok. Z mniejszymi i większymi problemami udało się to osiągnąć Funduszowi ze wszystkimi lub prawie wszystkimi szpitalami w Małopolsce, Wielkopolsce, na Śląsku czy Pomorzu. Szpitale akceptowały kontrakty nie dlatego, że zaproponowano im atrakcyjne warunki finansowe, ale dlatego, że uznały, iż więcej nie uda się wynegocjować z NFZ. Bo skoro na rynku nie ma konkurencji i NFZ jest monopolistą (rozbicie tego monopolu to kolejna niespełniona obietnica premiera i minister zdrowia), to może stosować dyktat. Propozycje NFZ odrzucała jednak większość placówek z województw: lubelskiego, podkarpackiego i warmińsko-mazurskiego, a dyrektorzy do końca, jeszcze w styczniu, podejmowali walkę o wyższe kwoty w kontraktach. Z małymi efektami.
Dlaczego dyrektorzy szpitali nie chcieli podpisywać dokumentów przedstawionych im przez NFZ? Dlaczego mieli w tej sprawie poparcie powiatów, miast i samorządów wojewódzkich, którym podlegają? Dlaczego tak samo kwestię tę oceniały związki zawodowe? Otóż okazało się, że obietnice Ministerstwa Zdrowia nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Szpitale oczekiwały realnego podniesienia warunków finansowych w kontraktach, a nie tylko zapisania tego na papierze w ogólnym planie finansowym NFZ.
Dyrektorzy nie chcieli przystać na warunki zaproponowane przez Fundusz, bo groziłoby to dużym deficytem finansowym i kolejnymi długami. Na Podkarpaciu szpitale domagały się łącznie 160 mln zł więcej, niż im zaproponowano, na Warmii i Mazurach - prawie 30 mln złotych. Zresztą nawet w tych regionach, gdzie pod koniec grudnia ubiegłego roku udało się złożyć wszystkie podpisy pod aneksami, do ostatnich chwil trwały nerwowe negocjacje, ale w zasadzie bez szans na wywalczenie wyższych kwot w kontraktach. Na przykład już teraz wiadomo, że w województwie kujawsko-pomorskim szpitalom może zabraknąć do zamknięcia bilansu na zero nawet 200 mln złotych. Inny przykład to Małopolska i ziemia łódzka. Nikt tam nie ukrywa, że część placówek z tych regionów dostanie mniej pieniędzy niż w ubiegłym roku, nawet o 4-5 procent.
Gdy każdy z dyrektorów dostawał projekt aneksu, dowiadywał się z niego, że tak naprawdę nie ma co liczyć na zwiększenie strumienia pieniędzy płynącego z Funduszu. Zdarzało się, że wycena punktu rozliczeniowego nie zmieniała się albo wzrastała o wysokość inflacji, więc kontrakt faktycznie pozostawał najwyżej na tym samym poziomie co w ubiegłym roku. W jeszcze innych wypadkach punkt podrożał, ale zmniejszono ich liczbę dla szpitala i wszystko w zasadzie pozostało po staremu. Poza tym Skarb Państwa scedował na Fundusz obowiązek finansowania wielu drogich i skomplikowanych procedur (np. niektórych przeszczepów, terapii antynowotworowych), które do tej pory finansował, bez przekazywania Funduszowi dodatkowych środków na ten cel. W ten sposób budżet państwa zaoszczędził kilkaset milionów złotych, ale szpitalom pieniędzy nie przybyło.
Trzeba też pamiętać, że dodatkowe pieniądze, jakimi dysponuje w 2010 roku NFZ, nie są pokaźne, bo wielu ekspertów przekonuje, że tak naprawdę, aby w lecznictwie szpitalnym można było odczuć poprawę finansów, trzeba by na nie przeznaczać co roku co najmniej kilka miliardów złotych więcej, niż robimy to obecnie. Fundusz i tak uruchomił na ten cel 500 mln zł ze swojej rezerwy. W przyszłym roku rezerwy już pewnie nie będzie, wartość składek również zapewne nie wzrośnie, więc problem niedofinansowania ochrony zdrowia będzie się pogłębiał.

Mniej niż się spodziewaliśmy
Problemy finansowe NFZ minister Kopacz tłumaczyła także takimi obiektywnymi czynnikami, jak spadek wartości składek zdrowotnych odprowadzanych za rolników przez budżet państwa. Ich wysokość jest uzależniona od ceny kwintala żyta - odpowiada ona cenie połowy kwintala żyta z pierwszych dziewięciu miesięcy roku, pomnożonej przez liczbę hektarów uprawianych przez rolnika. A ponieważ zboże w tym roku było wyjątkowo tanie, to i składka przez to spadła o kilkaset milionów do blisko 3,2 mld złotych. Ponadto NFZ otrzymuje dopłatę z budżetu państwa do rolniczych składek - w 2010 roku ma to być około 2,7 mld złotych. Trudno mieć jednak o to pretensje do rolników (wielu komentatorów obarczało ich winą za problemy finansowe służby zdrowia), bo przecież to nie od nich zależą ceny skupu, gdyż kształtuje je rynek. A pamiętajmy, że z kolei w latach 2008 i 2009 zdrowotne składki rolnicze były pokaźne, bo ziarno było po prostu droższe. Ministerstwo Ewy Kopacz i rząd miały sporo czasu, aby przygotować zmiany w prawie, które zapewniłyby NFZ stabilizację przychodów ze składek rolniczych - można by je ustalać kwotowo, w formie ryczałtu, który płacą choćby osoby prowadzące jednoosobowe firmy. A wysokość tej składki można by obliczyć na podstawie średnich wpłat np. z poprzednich trzech lat. To jednak wymaga wysiłku, negocjacji z organizacjami rolniczymi, bo z pewnością zmiany w składkach zdrowotnych powinny być częścią szerokiej reformy finansów publicznych i systemu ubezpieczenia społecznego osób pracujących na roli. Oczywiście rząd, a zwłaszcza politycy Platformy Obywatelskiej, co jakiś czas obiecują reformę KRUS, czyli systemu rolniczych ubezpieczeń społecznych. Bardziej jednak służy to straszeniu rolników ograniczeniem państwowych dotacji do ich emerytur (tak jakby państwo nie dotowało w tym samym celu ZUS) i "dyscyplinowaniem" koalicjantów z PSL niż wprowadzeniu rzeczywistych zmian.
Niewątpliwie jeszcze poważniejszym problemem jest spadek wielkości składek, jakie do kasy NFZ odprowadzają pracodawcy za swoich pracowników. Ponieważ w ostatnim roku liczba bezrobotnych wzrosła o kilkaset tysięcy, to o tyle też jest mniej ubezpieczonych. Co prawda, za bezrobotnych płaci składki na leczenie Fundusz Pracy, ale są one liczone według minimalnych wskaźników i wartość takiej składki jest o wiele niższa niż ustawowe 9 proc. wynagrodzenia pracowniczego. W efekcie w 2010 roku wpływy do NFZ ze składek mają być aż o 1,5 mld zł niższe od ubiegłorocznych. To też jest najlepszy dowód na to, że mamy jednak kryzys ekonomiczny.
Oczywiście, rząd o tym wszystkim doskonale wie, ale robi dobrą minę do złej gry. Nie może przecież powiedzieć nam otwarcie, że nie ma i nie będzie większych pieniędzy w ochronie zdrowia, bo byłoby to przyznanie się do politycznej i wizerunkowej klęski. Przecież nawet najwięksi zwolennicy tego rządu muszą przyznać, że nieudana reforma ochrony zdrowia to jedna z niespełnionych przedwyborczych i powyborczych obietnic premiera Donalda Tuska. Zwłaszcza w kwestii zwiększenia nakładów na szpitale i inne usługi medyczne. To jeden z tych cudów, które najszybciej okazały się obietnicami nie do spełnienia.
Żeby tego było mało, państwo wciąż nie jest w stanie zapewnić nam w miarę szybkiego dostępu do lekarzy specjalistów. Pacjenci zapisują się na wizytę nawet pół roku wcześniej. Jeśli ktoś nie może czekać, musi wydać co najmniej 50 zł na wizytę prywatną. Jeśli kogoś na to nie stać, musi mieć nadzieję, że choroba nie będzie się rozwijać. To w dużej mierze skutek tego, że NFZ proponuje przychodniom specjalistycznym zbyt niskie kontrakty i te muszą limitować przyjmowanie pacjentów. A pamiętajmy też o tym, że gdy np. dostaniemy się do dentysty w ramach umowy z Funduszem, to okazuje się, że standard usług, za które płaci NFZ, jest niższy niż w przypadku prywatnej wizyty w tym samym gabinecie. Tak więc państwo nie tylko nie jest konkurentem dla sektora prywatnego, ale wręcz go wspiera. To jedna z przyczyn tego, że opłata za wizytę u lekarza tej czy innej specjalności jest bardzo droga, bo skoro nie ma konkurencji...

Jak to zmienić?
Oczywiście, szpitale i nie tylko one wymagają większych nakładów pieniężnych. O tym wiedzą wszyscy. Tylko jak ten cel osiągnąć? Jednym z rozwiązań może być wprowadzenie odpłatności za usługi świadczone przez szpital poza leczeniem, czyli np. wyżywienie. Można także wprowadzić współpłacenie za leki, opłaty za "dobę hotelową" itd. Tylko że to nie będzie nic nowego. Już teraz rodziny pacjentów co roku wydają łącznie wiele milionów złotych na zakup leków, mimo że chory powinien mieć to zapewnione w szpitalu. Ale lekarze bezradnie rozkładają ręce, bo leków nie mają i jeśli rodzina ich nie kupi, to ich bliski nie będzie leczony. To samo dotyczy innych zakupów, poczynając od wenflonów, gazików, materiałów opatrunkowych, mydła, na pieluchach i środkach higienicznych dla noworodków kończąc. W wielu szpitalach chorzy, ze względu na skąpe racje żywnościowe, są dożywiani przez rodziny. Jeśli więc pacjenci będą musieli płacić jeszcze więcej, to w zasadzie będzie to niemal oznaczać prywatyzację leczenia szpitalnego. Po co więc - zastanawia się wielu Polaków - płacimy jeszcze składki na NFZ?
Wprowadzenie powszechnego współpłacenia przez pacjentów za leczenie jest po prostu niemożliwe z powodów społecznych. Weźmy pod uwagę to, że większość pacjentów szpitali to osoby starsze, które i tak wydają już proporcjonalnie najwięcej na leczenie, jeśli weźmiemy pod uwagę wielkość ich domowych budżetów. Jak wynika z badań prowadzonych od wielu lat, osoby starsze bardzo często rezygnują z zakupu niektórych leków czy świadczeń medycznych, bo nie mają na nie pieniędzy. I teraz mielibyśmy ich obarczyć jeszcze wydatkami związanymi ze współpłaceniem?
W tej sytuacji problemu nie rozwiązałyby również dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne, bo aby mogły spełnić swoje zadanie, musiałyby być drogie, czyli niedostępne dla większości naszych rodaków.
Innym, najbardziej racjonalnym wyjściem byłoby podniesienie wymiaru składki zdrowotnej z 9 do minimum 11 proc. wynagrodzenia. Zdaniem większości specjalistów, tylko wtedy odczulibyśmy realny i znaczący wzrost pieniędzy w ochronie zdrowia. Oczywiście, wyższa składka powinna być w całości odpisywana od podatku, bo inaczej państwo zagwarantowałoby większe środki na leczenie, ale uszczupliłoby kieszenie Polaków. Już teraz zresztą przy 9-proc. składce od podatku, jaki płacimy państwu, odpisujemy tylko 7,5 proc.; reszta to w praktyce dodatkowy podatek zasilający budżet. Gdyby więc ten mechanizm zastosowano przy podwyżce składki do 11 proc., nasze rzeczywiste podatki dochodowe wzrosłyby natychmiast o kolejne 2 procent. Przypomnijmy, że w 2008 roku Donald Tusk zapowiadał już zwiększenie składki zdrowotnej. Był to rezultat obrad medycznego "Białego szczytu". Premier obiecał, że składka wzrośnie do 10 proc., ale bez możliwości odliczenia dodatkowego 1 proc. od podatku. Tusk chciał w ten sposób uspokoić pracowników służby zdrowia, ale z pomysłu się wycofał, wiedząc, że podnoszenie obciążeń fiskalnych zostanie bardzo źle odebrane przez ludzi.
Trzeba sobie jednak uczciwie powiedzieć, że nie ma ani w 2010, ani w 2011 r. żadnych szans na wzrost składki zdrowotnej. Przy tak ogromnym deficycie sięgającym ponad 50 mld złotych rząd nie będzie się dzielił pieniędzmi ze szpitalami i przychodniami.
Krzysztof Losz

Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO
Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r.
Skąd: z II irlandii ;-)
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 13 Sty 2010r. 11:22  
Cytuj
Fala podwyżek. Mieszkańcy zbulwersowani


Od 3 do 60 zł za mkw. Tyle rocznie płacą warszawiacy za wieczyste użytkowanie gruntów. "Jak to się liczy?" - pytają "Życie Warszawy" zbulwersowani mieszkańcy stolicy.

"Płaciłam rocznie za użytkowanie 57 zł, a teraz mam płacić 1400 zł" - opowiada Iza Jabłońska z zarządu wspólnoty mieszkaniowej przy ul. Piwnej. "Naszą działkę o powierzchni 3,3 tys. mkw. wyceniono na 20 mln zł. Skąd taka kosmiczna cena?". Urzędnicy tłumaczą falę podwyżek opłat za użytkowanie wieczyste wzrostem wartości działek. "Robimy porządek. Podwyżki muszą być duże, bo ostatnie wyceny działek są nawet sprzed 15 lat" - argumentują. A to właśnie od wartości działki zależy opłata za użytkowanie wieczyste - wynosi 1 proc.

Mieszkańcy stolicy nie uchylają się od opłat za użytkowanie gruntu. Chcą tylko wiedzieć, jak przeprowadza się wyliczenia, skąd biorą się tak wysokie kwoty. "Przydałaby się taka mapa, która pokazywałaby, gdzie ile grunt jest wart. Każdy mógłby wtedy wstępnie wyliczyć swoją opłatę. A tak to urzędnicy robią, co chcą" - uważa Iza Jabłońska.

Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO
Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r.
Skąd: z II irlandii ;-)
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 13 Sty 2010r. 11:24  
Cytuj
Kolejna skandaliczna "wpadka" NFZ


Nawet kilkaset tysięcy kobiet może wypaść z programu wykrywania raka piersi. Według nowego zarządzenia NFZ, mammografii nie wolno robić, gdy pacjentka zgłasza "dolegliwości w obrębie piersi".

Absurd - mówią onkolodzy. 80% kobiet przychodzi właśnie dlatego, że odczuwa jakieś dolegliwości. Z bezpłatnych badań mammograficznych w ramach programu profilaktyki raka piersi korzystają kobiety w wieku od 50 do 69 lat. Do końca ubiegłego roku jedynym przeciwwskazaniem do badania były "już wcześniej zdiagnozowane zmiany nowotworowe o charakterze złośliwym w piersi".

Ale od stycznia obowiązuje nowe zarządzenie prezesa NFZ Jacka Paszkiewicza. W punkcie określającym kryteria wykluczające z badania zdanie z poprzedniego dokumentu rozszerzone jest o zapis: "oraz kobiety, które wypełniając ankietę przed badaniem, zgłoszą występowanie dolegliwości w obrębie piersi".




- To błąd, który musi zostać szybko naprawiony - mówi dr Marek Bębenek, dolnośląski konsultant w dziedzinie chirurgii onkologicznej.

Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO
Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 9
Dołączył: 13 Sty 2010r.
Skąd:
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 13 Sty 2010r. 11:29  
Cytuj
A moim zdaniem nikomu nie zależy na dobru POLSKI.
Każda partia chce być na pierwszym miejscu. A po co ta rywalizacja. zaklopotany

Nie robią nic istotnego, aby żyło nam się lepiej. neutralny

Układy, układziki, przekręty.

Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 520
Dołączył: 30 Cze 2008r.
Skąd: Stalowa Wola
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 13 Sty 2010r. 12:46  
Cytuj
Jest dobrze umiech

Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 520
Dołączył: 30 Cze 2008r.
Skąd: Stalowa Wola
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 13 Sty 2010r. 13:39  
Cytuj
PiS nie wróci do władzy umiech przynajmniej w ciągu 12 lat

Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 520
Dołączył: 30 Cze 2008r.
Skąd: Stalowa Wola
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 14 Sty 2010r. 07:11  
Cytuj
Polska na dobrej drodze

Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r.
Skąd: z II irlandii ;-)
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 14 Sty 2010r. 08:21  
Cytuj
By żyło sie lepiej?...tak kolegom

Winterpol - firma Ryszarda Sobiesiaka karczowała państwowy las, zanim uzyskała formalną zgodę. O pozwolenie na budowę mogła się zacząć starać w marcu 2009 roku. Tymczasem wyciąg zaczął wozić narciarzy już trzy miesiące wcześniej, w wigilię 2008 roku.


Jeden z bohaterów afery hazardowej biznesmen Ryszard Sobiesiak kolega nie tylko z cmentarza Zbigniewa Chlebowskiego w ekspresowym tempie otrzymywał urzędowe decyzje, które pozwoliły mu na zbudowanie wyciągu narciarskiego koło Dusznik-Zdroju - ujawnia "Rzeczpospolita".

Winterpol - firma Ryszarda Sobiesiaka karczowała państwowy las, zanim uzyskała formalną zgodę. O pozwolenie na budowę mogła się zacząć starać w marcu 2009 roku. Tymczasem wyciąg zaczął wozić narciarzy już trzy miesiące wcześniej, w wigilię 2008 roku.

Z informacji zebranych przez "Rz" wynika, że losem inwestycji spółki Ryszarda Sobiesiaka interesował się osobiście ówczesny szef klubu PO Zbigniew Chlebowski. Według ustaleń "Rz" Chlebowski kontaktował się w tej sprawie z wysokimi urzędnikami Lasów Państwowych.



Najważniejszą rolę w lobbingu dla Sobiesiaka odegrał jednak wpływowy urzędnik Lasów Państwowych Bolesław Bdzikot, który w 2009 r. został skazany prawomocnym wyrokiem za przestępstwa na szkodę tej instytucji.

Przychylni urzędnicy, samowola budowlana, znajomi politycy - tak bohater afery hazardowej tworzył biznes, pisze "Rz".
czytaj dalej


Aferę hazardową ujawniła "Rzeczpospolita" w październiku ubiegłego roku. Gazeta opublikowała m. in. stenogramy nagrań rozmów Zbigniewa Chlebowskiego z biznesmenem z branży hazardowej Ryszardem Sobiesiakiem. Rozmowy dotyczyły lobbingu w trakcie prac nad nowelizacją ustawy o grach i zakładach wzajemnych.

Wybuch afery doprowadził do zmian w rządzie, stanowisko stracił też szef CBA Mariusz Kamiński. Kulisy afery wyjaśnia obecnie sejmowa komisja śledcza.

Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO
Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 252
Dołączył: 22 Lip 2009r.
Skąd:
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 14 Sty 2010r. 09:14  
Cytuj
Szybki wyciąg Sobiesiaka
Przychylni urzędnicy, samowola budowlana, znajomi politycy – tak bohater afery hazardowej tworzył biznes
http://www.rp.pl(...)aka.html




Taktyka ministra: amnezja

Rostowski topi Chlebowskiego

Jacek Rostowski twierdzi, że o akcji CBA dotyczącej ustawy hazardowej dowiedział się dopiero 1 października. To wyznanie tylko z pozoru brzmi komicznie

W rzeczywistości to najlepszy dowód, że Rostowski chce być jak najdalej od afery. Na wiele pytań nie odpowiadał, tłumacząc się niepamięcią, co jest najwygodniejszą postawą dla każdego świadka, który obawia się powiedzieć zbyt wiele.

Charakterystyczny był moment, gdy Rostowski został zapytany o spotkanie z premierem Tuskiem 26 sierpnia. Odpowiedział, że słabo je pamięta. Pytany, czy przedmiotem rozmowy były znikające dopłaty do automatów o niskich wygranych, stwierdził, że nie, bo temat był bardziej ogólny. Ale z notatki jego zastępcy Jacka Kapicy jasno wynika, że chodziło o dopłaty. Jednak Rostowski znów odwołał się do swej niepamięci.

Trudno uwierzyć, że minister finansów – jeden z bliższych współpracowników Donalda Tuska, kilka razy typowany na jego następcę w rządzie – dowiedział się o akcji CBA dopiero z doniesień „Rz”. Tym bardziej że już od sierpnia wielu członków rządu – także wiceminister finansów Kapica – zaczęło się dystansować od „nieprawidłowości” w procesie legislacyjnym.

Ale można uwierzyć, że Rostowski od dawna uciekał od tematu, który uznał za niebezpieczny. Świadczy o tym i scedowanie na Kapicę od samego początku prac nad ustawą, i minimalny w nich udział samego ministra. Zrozumiale w tym kontekście wygląda kuriozalny fakt rzekomego polecenia, które Michał Boni wydał Kapicy, by wyrzucić gotowy projekt ustawy i zacząć prace nad nową. Wszystko bez informowania bezpośredniego zwierzchnika wiceministra.

Rostowski opowiadał wczoraj, że wiedział o spotkaniach, na których zapadły decyzje w tej sprawie, choć nie wiedział, że owe postanowienia tam zapadają. Trudno uwierzyć ministrowi, że miał tak duże zaufanie do zastępcy, by w normalnych warunkach całkowicie stracić zainteresowanie ważną ustawą podatkową.

Drugi dzień merytorycznych przesłuchań i niektóre pytania śledczych z PO wskazują, że ciężar winy za aferę hazardową zostanie przerzucony na Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego.

Rostowski minimalizował charakter swoich kontaktów z głównymi bohaterami afery. Z jednym wyjątkiem – Chlebowskiego. Przyznał, że od dawna miał sygnały o jego zainteresowaniu dopłatami. Warto w tym miejscu pamiętać, że na długo przed aferą obaj panowie nie przepadali za sobą. Chlebowski jako szef Sejmowej Komisji Finansów Publicznych krytykował wiele posunięć ministra. Ten zaś podejrzewał Chlebowskiego o chęć odebrania mu ministerialnego stanowiska. Można przypuszczać, że dziś obaj panowie bez większego żalu będą kierować ciężar zeznań przeciwko sobie.




Rostowski topi Chlebowskiego

Minister finansów: Jacek Kapica sygnalizował mi duże zainteresowanie Chlebowskiego sprawą.

Jacek Rostowski zapewniał komisję, że w sprawie ustawy nie kontaktował się ani z biznesmenami z branży hazardowej, ani z ówczesnym wicepremierem Grzegorzem Schetyną

Jacek Rostowski przez cztery godziny odpowiadał wczoraj na pytania posłów, którzy badają aferę hazardową. Przełomowych faktów im nie ujawnił, ale sejmowi śledczy zgodnie uznają, że jego zeznania były istotne.

– Uzyskaliśmy potwierdzenie tego, co powiedział wiceminister Jacek Kapica. Jest jasne, że to ten drugi był rzeczywistym gospodarzem nowelizacji ustawy hazardowej. Coraz wyraźniej widać też interwencje Zbigniewa Chlebowskiego i to, że wszystkim sterowali biznesmeni z branży hazardowej – twierdzi Zbigniew Wassermann z PiS.

Jacek Rostowski przyznał, że do połowy sierpnia zeszłego roku nie wiedział o nieprawidłowościach wokół ustawy. Po raz pierwszy usłyszał o nich od premiera między 17 a 25 sierpnia.

– Do 26 sierpnia nie wiedziałem, o co chodzi, i nic mnie nie niepokoiło w procesie legislacyjnym – stwierdził Rostowski.

Dopytywany przez posłów przyznał jednak, że już jesienią 2008 r. Kapica sygnalizował mu duże zainteresowanie sprawą ze strony ówczesnego przewodniczącego Klubu PO Chlebowskiego.

– Nie niepokoiło mnie to, bo wiedziałem, że wiceminister Kapica ma z nim częste kontakty – powiedział Rostowski. I dodał, że ma zaufanie do swoich wiceministrów i był pewien, iż będą oni działać wyłącznie w ramach ustaleń wcześniej podjętych w resorcie. – Wiedziałem, że wiceminister Kapica w pełni panuje nad sytuacją – podkreślił.

Dlaczego sam nie angażował się w zmiany, które miały dać budżetowi 200 – 250 mln zł?

"Posłowie PO mieli dostać od władz klubu wyraźne wskazanie, że mają się uspokoić"

– Przyjęliśmy w resorcie zasadę pracy zespołowej. Ja zajmowałem się kryzysem, nowelizacją budżetu i innymi pilnymi sprawami, a współpracownikom dałem dużą samodzielność – wyjaśnił minister.

Z zeznań Rostowskiego wynika, że to na skutek jego nacisków i wyraźnych sugestii były minister sportu Mirosław Drzewiecki zgodził się na wprowadzenie do projektu tzw. dopłat do gier hazardowych, których tak chcieli uniknąć podsłuchani przez CBA biznesmeni. Powoływali się przy tym na Drzewieckiego. Początkowo minister sportu nie chciał dopłat. W sprawie ich wykreślenia interweniował zaś u Kapicy.

– 6 maja na spotkaniu z ministrem sportu prosiłem go, by dopłaty pozostały. Na skutek tej rozmowy minister przysłał pismo o ich celowości – zaznaczył Rostowski. Zapewnił też, że poza tym nie kontaktował się z Drzewieckim. Na temat zmian prawa hazardowego nie rozmawiał też z wicepremierem Grzegorzem Schetyną, którego nazwisko pojawia się w podsłuchanych przez CBA rozmowach lobbystów.

Dopytywany o interwencje ich samych stwierdził, że główni bohaterowie afery hazardowej Ryszard Sobiesiak i Jan Kosek u niego nie interweniowali.

Znaczenie zeznań ministra finansów doceniają nie tylko posłowie PiS. Również Bartosz Arłukowicz z Lewicy uważa, że niemal w każdym przesłuchaniu pojawiają się wątki, które rzucają nowe światło na aferę hazardową.

– Ale najważniejsze, że wreszcie zabraliśmy się za merytoryczną pracę – zaznacza.

Opozycyjni posłowie zwracają zaś uwagę, że to dzięki wyraźnej zmianie postawy członków komisji z PO, którzy bardzo stonowali swe wypowiedzi.

Według informacji „Rz” dostali oni od władz swojego klubu wyraźne wskazanie, że mają się uspokoić, ponieważ ich nieprzemyślane działania szkodzą notowaniom partii.


– W tej sprawie nie było żadnych rozmów dyscyplinujących – zapewnia Janusz Palikot, wiceszef Klubu PO. To on m.in. ostro krytykował poczynania kolegów z komisji hazardowej. – Mam wrażenie, że ona w końcu zaczęła działać, jak powinna – dodaje.

Również rzecznik rządu Paweł Graś wyraża zadowolenie, że komisja zaczęła pracować. To, co się w niej działo w ostatnich tygodniach, nie podobało się premierowi. Ale Graś zapewnił, że szef rządu nie interweniował w tej sprawie u członków komisji.

– To nie jest żadna odmiana. Ja też nie byłem szczęśliwy, że stanęliśmy wobec sporów prawno–regulaminowych. Zostały rozstrzygnięte, więc wróciliśmy do merytorycznej pracy – mówi szef komisji Mirosław Sekuła.

Wczoraj przed komisją zeznawała też minister finansów w rządzie PiS Zyta Gilowska. Opowiadała o działaniach związanych z przymiarkami do zmiany prawa hazardowego. – To ja doprowadziłam do likwidacji departamentu gier losowych, bo nie miałam zaufania do osób, które tam pracowały – powiedziała.

Dziś posłowie mają przesłuchać aż sześciu świadków.


Kalendarium prac nad ustawą o grach losowych i afery hazardowej

28 IV 2008 – Resort finansów przedstawia projekt zmian w ustawie o grach i zakładach wzajemnych z tzw. dopłatami, z których miała być finansowana budowa obiektów sportowych na Euro 2012.

10 III 2009 – CBA nagrywa rozmowę, w której szef Klubu PO Zbigniew Chlebowski mówi biznesmenowi z branży hazardowej Ryszardowi Sobiesiakowi, że „od roku” blokuje sprawę dopłat.

5 V – pracownik resortu finansów dzwoni do Sobiesiaka i mówi, że dopłaty wejdą w życie 1 stycznia 2010.

6 V – minister finansów Jacek Rostowski miał prosić ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, by nie rezygnował z dopłat. Drzewiecki miał się z nim zgodzić.

11 V – ustawa zostaje zdjęta z porządku posiedzenia Komitetu Rady Ministrów.

22 V – CBA nagrywa rozmowę Sobiesiaka cieszącego się ze skasowania dopłat.

30 VI – Drzewiecki wysyła do resortu finansów pismo, w którym rezygnuje z dopłat.

3 VIII – według wiceministra finansów Jacka Kapicy tego dnia zadzwonił do niego szef doradców premiera Michał Boni z poleceniem rozpoczęcia prac nad nową ustawą hazardową.

12 VIII – szef CBA Mariusz Kamiński informuje premiera o aferze hazardowej.

26 VIII – spotkania Donalda Tuska z Chlebowskim na temat nieprawidłowości w pracach nad ustawą oraz Rostowskim i Kapicą w sprawie znikających dopłat.

27 VIII – spotkanie Chlebowskiego z Kapicą. Wiceminister pisze po nim notatkę.

28 VIII – Rostowski relacjonuje premierowi Tuskowi notatkę Kapicy ze spotkania z Chlebowskim.

2 IX – Drzewiecki pisze do Ministerstwa Finansów, że jednak chce dopłat.

14 IX – Kapica informuje premiera, że resort gospodarki wciągał Ministerstwo Finansów w kolejne uzgodnienia opóźniające pracę nad ustawą.

18 IX – Mariusz Kamiński zawiadamia ministra sprawiedliwości o możliwości popełnienia przestępstwa w czasie prac nad ustawą.

1 X – Rostowski – jak zeznał wczoraj przed komisją śledczą – dowiaduje się o akcji CBA z publikacji „Rzeczpospolitej”.




Czy torba z pieniędzmi u Sekuły to korupcja

Gliwiccy śledczy prowadzą postępowanie sprawdzające w sprawie doniesień „Gazety Polskiej” na temat Mirosława Sekuły, szefa komisji hazardowej

W listopadzie 2009 r. w artykule „Sekuła, hazard i torba pieniędzy” Anita Gargas napisała, że w 2000 r. do ówczesnego posła AWS (dziś PO) i szefa Komisji Finansów, która pracowała nad projektem nowelizacji ustawy o grach losowych, przyszedł przedstawiciel branży hazardowej.

– W czasie rozmowy, podczas której przekonywał mnie do swoich rozwiązań, postawił na krześle obok torbę. (...) Mogłem w niej widzieć paczki pieniędzy – miał powiedzieć Gargas w wywiadzie w 2005 r. Dziennikarka napisała, że ma to nagranie do dziś.

Sekuła uznał zachowanie gościa za oburzające, a nawet „próbę jakiejś prowokacji”. – Być może miało to na celu stworzenie takiej sytuacji, która w przyszłości miałaby służyć wywieraniu nacisków na mnie, jakichś szantaży. Dlatego, pomimo że widziałem pieniądze, nie odezwałem się na ten temat ani słowem. Po zakończeniu rozmowy ten pan wziął torbę i poszedł – relacjonował pięć lat temu.

Sekuła nie zawiadomił jednak prokuratury o próbie skorumpowania go, choć jako funkcjonariusz publiczny powinien (za niedoniesienie o przestępstwie grozi do trzech lat więzienia)!!!.

Tydzień po publikacji Anity Gargas prokurator krajowy Edward Zalewski zapowiedział, że sprawę opisaną przez „Gazetę Polską” zbadają śledczy.

DZIEŃ BEZ AFERY PO TO DZIEŃ STRACONY http://markd.pl/afery-po/
Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 252
Dołączył: 22 Lip 2009r.
Skąd:
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 14 Sty 2010r. 09:32  
Cytuj
Jak zmanipulowano wybory 2007 roku
http://www.niepo(...)007-roku





PLATFORMERSKI BIZNES SOBIESIAKA

Według dziennika „Polska” - znany z afery hazardowej Ryszard Sobiesiak uruchomił swój wyciąg narciarski w Zieleńcu „przy wsparciu polityków” . Dotarliśmy do kilku dokumentów dotyczących tej inwestycji. Okazuje się, że sprawę nadzorowali ludzie związani z wrocławską PO, m.in. z Grzegorzem Schetyną.

Obrazek

Chodzi o wyciąg narciarski budowany na terenie Zieleńca (dzielnicy miasta Duszniki-Zdrój) przez firmę Winterpol, której prezesem jest „czarny” bohater afery hazardowej – Ryszard Sobiesiak. To właśnie dzięki badaniu podobnej inwestycji Sobiesiaka w Karpaczu CBA trafiło na trop korupcjogennych układów między biznesmenem a prominentnymi politykami PO.

Przypomnijmy też, że Sobiesiak wręczył łapówkę w wysokości 10 tys. zł urzędnikowi, który miał wydać pozytywną decyzję w sprawie dofinansowania jego inwestycji w Zieleńcu z funduszy europejskich. W związku z tą sprawą w październiku 2008 r. biznesmen został skazany na 10 miesięcy więzienia (w zawieszeniu) i na 2 tys. zł grzywny.

Z dokumentów, do jakich dotarł portal Niezalezna.pl, wynika, że tuż przed i po skazaniu Sobiesiaka (wrzesień-listopad 2008 r.) jego firma Winterpol niszczyła bezkarnie i bezprawnie fragment lasu w obrębie Obszaru Chronionego Krajobrazu Gór Bystrzyckich i Orlickich, przygotowując miejsce pod wyciąg narciarski – ten sam, który miał zostać dofinansowany za łapówkę.

Firma Ryszarda Sobiesiaka wycinała las mimo braku pozwolenia na budowę (starosta kłodzki wydał je dopiero 14 października 2008 r.), braku uchwalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego pod budowę wyciągu krzesełkowego (uchwała o zmianie planu weszła w życie dopiero 21 listopada), a także braku ostatecznej decyzji Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych o zmianie przeznaczenia gruntów (która zapadła dopiero 19 marca 2009)!

Te wszystkie skandaliczne działania – nawet fakt, że inwestycja Sobiesiaka została częściowo ulokowana na polsko-czeskim pasie granicznym (!!!) – nie przeszkodziła dolnośląskiemu biznesmenowi otrzymać wszystkie pozwolenia niezbędne do kontynuacji budowy. Winterpol musiał dla formalności zapłacić jedynie odszkodowanie za wycięte drewno.

Leśnicy od Schetyny

Bałagan proceduralny towarzyszący tej sprawie uprawdopodobnia sugestie dziennika „Polska”, że pozytywne stanowisko w sprawie uruchomienia wyciągu narciarskiego w Zieleńcu Sobiesiak zawdzięcza „wsparciu polityków”.

Można przypuszczać, że z Zieleńcem związani są jednak nie tylko Zbigniew Chlebowski i Marcin Rosół, były szef gabinetu politycznego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego (którzy bawili w tamtejszym luksusowym hotelu Sobiesiaka) – lecz także inni politycy PO, m.in. były wicepremier Grzegorz Schetyna. Decyzje wpływające na budowę i uruchomienie wyciągu Sobiesiaka podejmowały bowiem (prócz burmistrza Duszników-Zdrój i starosty kłodzkiego) obsadzone przez ludzi Platformy Generalna Dyrekcja Lasów Państwowych (GDLP) oraz Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych (RDLP) we Wrocławiu.

Na przykład 23 września 2008 r. zgodę na przeznaczenie w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego kilku hektarów gruntu na cele budowy wyciągów krzesełkowych wydał Dyrektor Generalny Lasów Państwowych dr inż. Marian Pigan. Ten 37-latek stanowisko szefa Lasów zawdzięcza głównie temu, że przed wyborami w 2007 r. – jako szef leśniczej "Solidarności" – poparł, wbrew władzom związku, Platformę Obywatelską. Pigan szybko ściągnął do Lasów Państwowych obecnego Naczelnika Wydziału Infrastruktury Leśnej GDLP – Jerzego Łokietkę. Według naszych informacji, to dobry kolega Grzegorza Schetyny ze studiów. – Nie będę o tym rozmawiać przez telefon. Zapraszam w poniedziałek do mojego gabinetu – mówi Łokietko.

Łokietko w 2007 r. startował z list PO w wyborach do Sejmu. – To pas transmisyjny między Schetyną a swoim kolegą z technikum leśnego w Miliczu, Wojciechem Adamczakiem, obecnie dyrektorem Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych we Wrocławiu. Adamczak w ostatnich wyborach do europarlamentu agitował publicznie na rzecz kandydata PO, Jerzego Tutaja – twierdzi nasz informator.

To właśnie kierowana przez Adamczaka RDLP we Wrocławiu wydała 19 marca 2009 r. zezwolenie na „trwałe wyłączenie z producji leśnej gruntów” w Zieleńcu, przeznaczonych pod budowę wyciągu Sobiesiaka. Dokument ten – zaznaczmy - był ostatnim formalnym wymogiem, jaki musiał spełnić Winterpol przy budowie wyciągu. Tak korzystna dla spółki Sobiesiaka decyzja zapadła, mimo iż w jej uzasadnieniu stwierdzono, że fakt nielegalnego wycięcia drzew i wybudowania przez Sobiesiaka na ogołoconym terenie „fragmentu stacji górnej z garażownią” jest „bezsporny”.

Kto pośpieszał urzędników?

Dokumenty inwestycji Sobiesiaka świadczą o wyjątkowym pośpiechu urzędników. Tzw. wizja terenowa opinii lokalnego Nadleśnictwa Zdroje przeprowadzona została np. 4 czerwca 2008 r. – i jeszcze tego samego dnia pismo wysłano do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych we Wrocławiu. Inny przykład: to samo nadleśnictwo - jeszcze zanim RDLP we Wrocławiu wydała oficjalną zgodę na wylesienie terenu w Zieleńcu! - podpisało z Winterpolem umowę jego dzierżawy.

To tylko dwa z wielu przykładów, jakie można znaleźć w dokumentach Nadleśnictwa Zdroje. Co ciekawe, jednostka ta ma zostać wkrótce zlikwidowana. W grudniu 2009 r. portal prawylas.pl pisał: „Pismo do Dyrekcji Generalnej dotyczące zgody na likwidację tego nadleśnictwa zostało wysłane z RDLP we Wrocławiu w zeszłym tygodniu. (...) Wszystko to dzieje się za sprawą członka NSZZ Solidarność, za jakiego chce uchodzić dyrektor Adamczak. To bodaj pierwszy taki przypadek w Polsce, w którym to związkowiec likwiduje miejsca pracy innych związkowców”.

Według naszych informacji – likwidacja Nadleśnictwa Zdroje jest pretekstem do „wyczyszczenia” znajdującej się w nim dokumentacji. Całe szczęście dowiedzieliśmy się również, że grupa leśników złożyła w sprawie inwestycji w Zieleńcu doniesienie do prokuratury. - Dziwi zwłaszcza pośpiech, z jakim wybudowano ten wyciąg. Popełniono wiele nadużyć, które powinny być wyjaśnione - mówi portalowi Niezalezna.pl jeden z leśników, który prosi o zachowanie anonimowości w obawie przed utratą pracy.

Więcej informacji już jutro na portalu Niezalezna.pl. Przedstawimy też skany kilku dokumentów dotyczących kulisów inwestycji Ryszarda Sobiesiaka




Dyskryminacja prywatnej służby zdrowia

NFZ zaproponował prywatnym placówkom dużo gorsze warunki umów niż publicznym

– Sytuacja jest dramatyczna. To jakby zabrać szpitalom prywatnym i ich pacjentom ponad miesiąc działalności – mówi „Rz” Andrzej Mądrala, wiceszef Konfederacji Pracodawców Polskich i prezes specjalizującej się w operacjach okulistycznych firmy Mavit.

Narodowy Fundusz Zdrowia zaoferował prywatnym szpitalom i przychodniom kontrakty 10 – 15 proc. niższe niż rok temu. Z kolei szpitale publiczne zagwarantowały sobie, iż ich tegoroczne umowy nie będą niższe niż w 2009 r.

"około 250 prywatnych szpitali i przychodni wykonuje zabiegi chirurgiczne na podstawie kontraktu z NFZ"

Najgorzej jest w Małopolsce. Oddział NFZ proponował tam nawet, by cena tych samych zabiegów w szpitalu prywatnym była pięć razy niższa niż w publicznym. Na dodatek chciał zakontraktować średnio o 30 proc. usług mniej niż w 2009 r., choć postulował nawet bardziej drastyczne cięcia.

– Nasz kontrakt miał nagle spaść o połowę. Wczoraj się dowiedzieliśmy, że po interwencji prezesa NFZ i posłów z Komisji Zdrowia z nierównej wyceny świadczeń Fundusz się wycofał – mówi Elżbieta Ptak, wiceprezes spółki Scanmed prowadzącej prywatne szpitale.

O porozumieniu nie ma jednak mowy: – I tak mamy dostać kontrakty o jedną trzecią niższe niż rok temu. Będzie trzeba zwalniać ludzi i zamykać placówki – ostrzega Ptak.

Przedsiębiorcy uważają, że są dyskryminowani w stosunku do placówek publicznych.

Cięcia objęły głównie zabiegi, w których wyspecjalizowały się placówki prywatne, czyli takie, jakie można wykonać w ciągu jednego dnia: operacje okulistyczne czy ortopedyczne.

– Taka metoda leczenia jest coraz bardziej popularna na świecie. Jest tańsza niż przyjmowanie pacjenta na dłużej do szpitala – tłumaczy Andrzej Mądrala.

Szacuje, że placówek prywatnych, które leczą w taki sposób, jest w Polsce około 250. W zdecydowanej większości z nich operację można wykonać bezpłatnie, bo zawierają umowy na leczenie z NFZ.

Fundusz broni się przed zarzutem dyskryminacji. – Warunki są równe dla wszystkich. Wycena świadczeń w placówkach prywatnych i publicznych jest taka sama – deklaruje Andrzej Troszyński z centrali NFZ. Tymczasem o wysokości kontraktu dla poszczególnych placówek decydują wojewódzkie oddziały Funduszu. I tną prywatnym.

Beata Małecka-Libera, posłanka PO z Sejmowej Komisji Zdrowia, twierdzi, że finansowanie nie zależy od tego, czy placówka jest prywatna, czy publiczna. Opozycja jednak kontruje: – To kolejne antyrynkowe działanie Funduszu i Ministerstwa Zdrowia. Wracamy do czasów socjalizmu.




W platformie kolesi wsadza się na państwowe posadki.

Platforma czyści Pocztę Polską
http://pozna(...)ka_.html

Maciej Dąbrowski, radny wojewódzki PO z Konina, jest od dzisiaj jednym z najważniejszych dyrektorów poczty w Wielkopolsce. - Żeby go awansować, zwolniono fachowca - grzmi poseł SLD Wiesław Szczepański.

Wybrany z Kalisza Szczepański i poznańska posłanka Sojuszu Krystyna Łybacka nie mają wątpliwości, że Platforma wykorzystuje restrukturyzację Poczty Polskiej, by przeprowadzić w jej wielkopolskich strukturach czystki. - Pracę straciło właśnie pięciu dyrektorów, świetnych fachowców z kilkudziesięcioletnim stażem pracy - mówił wczoraj na konferencji Szczepański.

Faktycznie, Poczta Polska zwalnia. Powód? Ponad 200 mln zł strat w 2008 r. i strata planowana już na koniec bieżącego roku. Receptą na problemy finansowe ma być właśnie restrukturyzacja i zwolnienia grupowe. Ze struktury firmy znika 14 oddziałów regionalnych Centrów Poczty (w tym to w Poznaniu). To oznacza, że oddziały rejonowe - np. w Koninie czy Pile - podlegają od teraz bezpośrednio warszawskiej centrali.

W Poznaniu zwolnienia dotknęły najważniejszych dyrektorów. Wypowiedzenia dostali m.in.: dyrektor zlikwidowanego regionu Tadeusz Trawczyński, jego dwóch zastępców - Paweł Kasprzyk i Mateusz Wojciechowski, szef sortowni poczty w Komornikach Wacław Sobański i dyrektor oddziału rejonowego Poznań-Miasto Bronisława Przybyłowicz. - Zaproponowano im pracę na znacznie niższych stanowiskach. Dla osób z takim doświadczeniem są to propozycje uwłaczające - mówią Szczepański i Łybacka.

Posłowie Sojuszu postanowili zwolnionych dyrektorów poczty bronić. Dlaczego? - Żadna z tych osób nie należy do SLD, nawet na oczy ich nie widziałam - tłumaczy Krystyna Łybacka. - Bierzemy tych ludzi w obronę, bo przetrwali 20 lat zmieniających się koalicji. Aż do teraz, czyli rządów Platformy.

Wiesław Szczepański twierdzi, że o ile stanowiska Trawczyńskiego i Wojciechowskiego faktycznie zlikwidowano, o tyle w przypadku pozostałej trójki dyrektorów restrukturyzacja była tylko pretekstem, by się ich pozbyć. - Co ciekawe, na stanowisko, które zwolniło się po wicedyrektorze Kasprzyku, awansował właśnie radny wojewódzki PO i kandydat tej partii w wyborach europejskich Maciej Dąbrowski - ujawnił Szczepański. I dodał: - To Dąbrowski i jego polityczny przyjaciel, poseł PO Tomasz Nowak, sterują czystkami w wielkopolskiej poczcie.

Dąbrowski, który dotychczas kierował pocztą w Koninie, potwierdza, że zajął właśnie stanowisko po Pawle Kasprzyku. I że jest pełnomocnikiem dyrektora Poczty Polskiej ds. zmian kadrowych w Wielkopolsce. Ale o szczegółach rozmawiać nie chce. - Jako pracownik poczty nie mogę mówić o firmie w mediach - ucina.

Posła PO Tomasza Nowaka, który według SLD razem z radnym Dąbrowskim "steruje czystkami", zarzuty wysuwane przez Szczepańskiego i Łybacką dziwią. - Maciej Dąbrowski to świetny fachowiec, współautor nowej strategii zarządzania Pocztą Polską. Stanowisko jak najbardziej mu się należy - tłumaczy. - A zarzut, że poczta zwalnia doświadczonych pracowników? Restrukturyzacja jest konieczna, bez zmian firma nie przetrwa.

O zwolnieniach i awansie Dąbrowskiego chcieliśmy porozmawiać ze zdymisjonowanym dyrektorem Trawczyńskim. - Dyrektor rozmawiać nie chce - przekazał nam rzecznik wielkopolskiej poczty Jerzy Sygidus.

DZIEŃ BEZ AFERY PO TO DZIEŃ STRACONY http://markd.pl/afery-po/
Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 252
Dołączył: 22 Lip 2009r.
Skąd:
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 14 Sty 2010r. 10:12  
Cytuj
Zagadkowe umorzenie długów rafinerii
Afera w ministerstwie? Idzie o 900 milionów

Czy ktoś naciskał na dyrektora krakowskiego Urzędu Kontroli Skarbowej, by nie ściągał z Rafinerii Trzebinia 900 milionów złotych podatku akcyzowego? Sprawdzają to prokuratorzy z wydziału do spraw przestępczości zorganizowanej. Tropy prowadzą do ministerstwa finansów.

http://www.dzien(...)now.html



Minister finansów zeznaje przed komisją
Rostowski obciąża Drzewieckiego

http://www.dzien(...)ego.html


Minister finansów słabo poinformowany
Rostowski nie wiedział, co robi Kapica

http://www.dzien(...)ica.html

DZIEŃ BEZ AFERY PO TO DZIEŃ STRACONY http://markd.pl/afery-po/
Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r.
Skąd: z II irlandii ;-)
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 15 Sty 2010r. 10:13  
Cytuj
" border="0" style="max-width:690px" alt="Obrazek" />


Orzechowe imperium Trzeciaka


800 ha ziemi i 3,7 mln zł unijnych dopłat, to "dorobek" byłego wiceministra środowiska i osób z jego najbliższego otoczenia. Wszystko dzięki fikcyjnym meldunkom, twierdzi "Rzeczpospolita".

Sprawa Macieja Trzeciaka głośna jest już od roku. To wówczas "Rzeczpospolita" i "Superwizjer" TVN zarzuciły mu, że dzięki fikcyjnemu meldunkowi kupił 206 ha ziemi, obsadził je orzechem włoskim i dostaje unijne dopłaty. Śledztwa wszczęły policja i CBA. Urzędnik zapewniał, że jest niewinny, ale podał się do dymisji.

Teraz "Rzeczpospolita" dotarła do świadków, którzy nie kryją, że Trzeciak meldował się fikcyjnie, podobnie jak związane z nim osoby (kosztowało to ok. tysiąc zł.). Jedna z tych osób powiedziała gazecie, że czyniła to tyle razy, że już zapomniała ile.

W efekcie "spółka rodzinna" Trzeciaka kupiła na przetargach (organizowanych dla miejscowych rolników - po to potrzebny był meldunek) 800 ha ziemi, z czego na 600 ha uprawia orzechy włoskie, za które przez pierwsze pięć lat dostaje sowite dopłaty z UE. Tylko na swoje 206 ha były wiceminister otrzymał z Unii od 2007 r. niemal 520 tys. zł.

Jego żona dostała od Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa ponad 800 tys. zł dopłat. Co ciekawe zgłosiła grunty, które od Agencji Nieruchomości Rolnych dzierżawi zupełnie inna osoba.

Sześć osób, w tym Artur B., który zameldował u siebie Trzeciaka, usłyszało już zarzuty poświadczenia nieprawdy, donosi "Rzeczpospolita". Policja chciała zatrzymać Trzeciaka, ale nie zgodził się na to prokurator.

Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO
Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 252
Dołączył: 22 Lip 2009r.
Skąd:
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 15 Sty 2010r. 10:22  
Cytuj
Widać że AWS-owscy Baronowie platformy dalej kradną na potęgę.


"Niedługo w Polsce zaczną się wojny"
http://wiado(...)asa.html

DZIEŃ BEZ AFERY PO TO DZIEŃ STRACONY http://markd.pl/afery-po/
Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 252
Dołączył: 22 Lip 2009r.
Skąd:
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 15 Sty 2010r. 13:07  
Cytuj
Sądzę, że ludzie nie popierają a wręcz buntują się przeciwko platformie. Natomiast wskazując tą partię w sondażach cały czas znaczenie ma również i przede wszystkim motywacja właśnie antypisowska. Ludzie poświęcą bardzo dużo, by pisuar już nigdy więcej nie wygrał wyborów czy to prezydenckich czy parlamentarnych w Polsce. Każdy pamięta jak w imię interesów partyjnych nasyłano na opozycję śledczych, którzy mieli szczuć i zastraszać uczciwych ludzi. Tylko powstanie nowej partii może zmieść w niebyt historii partię Donalda Tuska. Wówczas ludzie przestaną głosować na po jako głos oddany przeciwko pisowi, tylko zagłosują na tą nową partię. Żaden szwindel i żadna kradzież nie może ujść Tuskowi płazem, tym bardziej że to co wyrabia w kraju wydaje mu się bezkarne.

DZIEŃ BEZ AFERY PO TO DZIEŃ STRACONY http://markd.pl/afery-po/
Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 215
Dołączył: 6 Gru 2009r.
Skąd:
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 15 Sty 2010r. 13:30  
Cytuj
Przepraszam bardzo chciałem zadać małe pytanie userom piszącym te płomienne postycool
Jak myślicie ilu ludzi je czyta w całościcool
Pozdrawiamok

Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 520
Dołączył: 30 Cze 2008r.
Skąd: Stalowa Wola
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 15 Sty 2010r. 18:39  
Cytuj
Konstytucja PiSu pokazuje prawdę, czyli to co pokazali radni PiSu w Stalowej Woli, kłamstwo i manipulację!, walkę podstępną nawet kosztem innych

Konstytucjonaliści nie zostawiają suchej nitki na projekcie PiS. - Konstytucje są po to, żeby ograniczać władzę. A ta zapowiada dalszą lustrację, szczucie i szantażowanie. Zawiera przepisy, które ograniczają prawa i wolności jednostki, bo uzależniają je od tego, kto je będzie interpretował – ocenił w rozmowie z t v n 2 4 . p l dr Ryszard Piotrowski. – To zły projekt. Podoba mi się tylko rozbudowanie przepisów dotyczących relacji Polski z Unią Europejską – dodaje prof. Piotr Winczorek.


Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r.
Skąd: z II irlandii ;-)
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 15 Sty 2010r. 23:42  
Cytuj
Tusk utracił lojalność głównych wasali




W swoim własnym obozie premier Tusk ma nadal władzę absolutną, ale utracił lojalność swoich głównych wasali. Pod tym względem sprawa kar nakładanych na szefa NFZ Paszkiewicza jest symboliczna. Nawiasem mówiąc, sam Paszkiewicz - bez charakteru i zagubiony w otaczającej go intrydze jak dziecko we mgle - pozwolił Tuskowi na to, aby bez skrupułów zrobił z niego publiczne pośmiewisko, karząc go jak sztubaka i zmuszając do przeprosin za własne decyzje.

Ale jak określił to jeden z blogerów - kwestia, czy Paszkiewiczowi wymierzono właściwą liczbę klapsów, dość nieoczekiwanie stała się okazją do pierwszej wyrażonej wprost krytyki decyzji premiera przez Grzegorza Schetynę. Dla realnej polityki ma to znaczenie z dwóch powodów. Po pierwsze - bo cząstkowo restytuuje w PO istniejący niegdyś, ale dawno przez Tuska zlikwidowany system autonomii klubu parlamentarnego wobec jego partyjnego przywództwa, jak również wobec licznych i częstych jego osobisto-politycznych kaprysów. Po drugie zaś - bo Schetyna odblokowuje śluzę, która bezwzględnie zatrzymywała dotąd kawiarniano-podziemny nurt niezadowolenia z Tuska pośród platformowych parlamentarzystów. “Ma być jawnem, co jest skrytem…”.

Owszem, także do tej pory zdarzały się takie przypadki, choć tylko w kręgu głównych wasali partyjnych Tuska. We właściwej sobie konwencji Palikot labiedził, że premier, walcząc o prezydenturę, “straci wszystko, a wyborów nie wygra”. W inny, ale również charakterystyczny dla siebie miękko lisi sposób marszałek Komorowski z troską sugerował, że rząd jednak mógłby się zabrać za wiele niepodjętych dotąd spraw państwowych. Gowin z kolei zasłynął z niekonsekwentnych deklaracji, iż jakaś tam sprawa (np. in vitro) będzie już “ostatecznym sprawdzianem” dla Tuska, ale gdy chwila sprawdzianu nadchodziła, wolał nadal sławić samego premiera, a dystansować się od standardów i stosunków panujących w partii (”hulaj dusza piekła nie ma” - to jego opis stanu PO).

Właściwie w kręgu liderów partyjnych tylko Hanna Gronkiewicz-Waltz konsekwentnie zachowuje pełną subordynację, a Tusk odwdzięcza się jej coraz wyraźniej w taki sposób, aby mogła żywić iluzję, iż naprawdę uczestniczy w procesach decyzyjnych. Schetyna z pozycji szefa klubu oświadczający krótko, iż premier podjął złą decyzję zamyka etap tych wszystkich niedopowiedzeń i półsłówek i każe się Tuskowi na przyszłość liczyć z możliwością otwartej nielojalności w różnych kwestiach partyjnych i państwowych. To jest w systemie rządów osobistych Tuska jakiś wyłom.

Z tego wszakże nie należy wnosić, iż Tusk traci właśnie partyjne “absolutum dominium”. Tak nie jest. Mechanizm jego kontroli nad całą PO (rozciągnięty także na rząd) polega bowiem na możliwości uruchomienia indywidualnego mechanizmu represyjnego wobec dowolnej osoby, od wielce wpływowego wicepremiera Schetyny po jakiegoś pozbawionego znaczenia krakowskiego aparatczyka Sularza. W każdej chwili każdy działacz PO musi czuć się zagrożony Tuskowym gniewem, podczas gdy sam premier zwykł w takich razach publicznie udawać obojętność, niewiedzę, a nawet zdziwienie decyzjami, o które zapytany, zwykł je określać mianem “czysto administracyjnych” (jak ostatnio w Centrum Antykryzysowym).

Szef klubu PO ograniczyłby skutecznie owo absolutum dominium tylko wtedy, gdyby potrafił posłom i senatorom zapewnić efektywną ochronę przed kapryśnymi represjami. Pytaniem pozostaje, czy będzie w stanie to zrobić. Jeśli tak, to zapewne coraz częstsze werbalne sugestie niezadowolenia ze stylu władzy Tuska mogłyby się przekształcić w jakieś nieśmiałe próby zyskiwania podmiotowości czy względnej autonomii przynajmniej przez co bardziej utalentowanych polityków PO. Tylko to może powoli przekształcać PO w stronę normalności demokratycznej partii politycznej.

Inaczej - używając zgrabnej metafory ministra Sikorskiego - będzie ona nadal bardziej przypominać watahę, w której można już wprawdzie łypnąć złym i wrogim ślepiem na przywódcę stada, ale to jest górna granica wolności, jeśli nie chce się na siebie sprowadzić licznych nieszczęść. (Jan Rokita)

Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO
Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 132
Dołączył: 14 Paź 2009r.
Skąd: STW
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 16 Sty 2010r. 00:07  
Cytuj
A ja tak patrzę na te wszystkie sondarze i stwierdzam, że skoro po tych wszystkich aferach(hazardowa,stoczniowa),propozycjach ustaw dotyczacych np.podniesienia wieku emerytalnego to naprawde musi byc cud,że paltforma ma tak wysokie notowania.Pozostaje mi tylko wierzyć, że ankiety te byly przeprowadzane wśród srodowiska POjezyk a tak na poważnie to tak jak ktoś wcześniej wspomniał elektoratu PO dodaje obecny sklad zarządu PiSu.Większość młodzieży pytana na kogo zagłosuja odpowiada ze na PO, 99% z nich nie oglada nawet wiadomości o gazecie nawet nie wspomne.NIe mają pojęcia co sie dzieje w polskiej polityce, gospodarce za to na każdym kroku moga zaobaczyc żarty z PiSu,filmiki na youtubie i poźniej ida do urny i gosują na PO.Nie twierdze,że pis jest świety,ale za ich rządów nie przypominam sobie żeby afera goniła afere, w którą uwikłani byli działacze rządzącej parti. A prztaczanie tu wypowiedzi czeronego Cimoszewicza,że niby Blida popełniła samobójstwo prze PiS to jak dla mnie śmiechu warte.Gdyby pani B miała czyste sumienie z pewnością nie zrobiłaby tego co miało miejsce.No ale skoro ktoś uważa że ściganie zodzieji rozkradających i tak juz rozkradziona do granic możliwości Polskę to zła praktyka to jest tylko przykładem potencjalnego wyborcy PO!

Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 520
Dołączył: 30 Cze 2008r.
Skąd: Stalowa Wola
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 16 Sty 2010r. 09:07  
Cytuj

Obrazek


Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 252
Dołączył: 22 Lip 2009r.
Skąd:
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 16 Sty 2010r. 11:48  
Cytuj
Aferałowie kupują polityków lewicy.
http://wiado(...)ticrsn=5

DZIEŃ BEZ AFERY PO TO DZIEŃ STRACONY http://markd.pl/afery-po/
Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 252
Dołączył: 22 Lip 2009r.
Skąd:
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 16 Sty 2010r. 12:30  
Cytuj
Tusk nie lepszy. To aferał i mega nierób.

DZIEŃ BEZ AFERY PO TO DZIEŃ STRACONY http://markd.pl/afery-po/
Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r.
Skąd: z II irlandii ;-)
Ostrzeżenia: 0%
ff
Wysłany: 16 Sty 2010r. 15:27  
Cytuj
Zabraknie pieniędzy na leczenie dzieci chorych na raka



"Nasz Dziennik" alarmuje, że dziecięcym szpitalom onkologicznym zabraknie pieniędzy. Narodowy Fundusz Zdrowia nie zwiększył bowiem poziomu finansowania w stosunku do roku ubiegłego.

Szpitale prowadzące dziecięce oddziały onkologiczne zabiegały o wyższe środki na 2010 rok, ale - jak zauważa "Nasz Dziennik" NFZ był głuchy na ich apele. Kontrakty podpisywane przez te placówki z Narodowym Funduszem Zdrowia zwykle opiewają na kwoty porównywalne z ubiegłorocznymi.

Nawet te szpitale, które wynegocjowały wyższe kontrakty, szacują, że jeśli utrzymają tylko tempo pracy z ubiegłego roku, pieniędzy i tak zabraknie.
Zdaniem posła PiS Bolesława Piechy, przewodniczącego Sejmowej Komisji Zdrowia, kształtując politykę zdrowotną, rząd powinien wyznaczyć wyraźne priorytety. Jak zauważa, potrzeb jest wiele, bo mamy ok. 3,5 tysiąca różnych świadczeń zdrowotnych, jednak - jego zdaniem - priorytetowo muszą być traktowane procedury kardiologiczne ratujące życie pacjentów, procedury związane z leczeniem urazów, jak i właśnie leczeniem nowotworów.

Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO
Profil 
Prywatna wiadomość 
 
 
«« « ... 122 123 124 125 126 127 128 ... » »»
Nowy Temat Odpowiedz

NawigacjaStart » Forum » Off-Topic » Polityka i gospodarka »