Posty: 2857
Dołączył: 17 Maja 2008r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
echodna z ciekawosci jak ci sie widzi odejscie korwina ?:] to tylko figurant i twarz czy upr poleci bez niego ?
iPhone 6 64GB Gold nowka sztuka w zafoliowanym pudelku, cena 2700 do negocjacji- wiadomosc pw |
|
Posty: 732
Dołączył: 2 Lip 2008r. Skąd: Stalowa Wola Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
iPhone 6 64GB Gold nowka sztuka w zafoliowanym pudelku, cena 2700 do negocjacji- wiadomosc pw |
|
Posty: 1396
Dołączył: 7 Sie 2008r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
To i tak "sądażownie" się nie postarały. Myślałem, że będzie po aferach z 60%, a tu tylko 48%?
Pytanie tylko, kiedy, gdzie i wśród kogo te sondaże są robione? PZPR przy obecnej PO to jak uniwersytet obok przedszkola. A miało być tak pięknie..... |
|
Posty: 2857
Dołączył: 17 Maja 2008r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
panowie co te slupki dla miliarda robia to tuskowe ziomki z unii wolnosci :]
iPhone 6 64GB Gold nowka sztuka w zafoliowanym pudelku, cena 2700 do negocjacji- wiadomosc pw |
|
Posty: 1141
Dołączył: 16 Marz 2009r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
CYTAT echodna z ciekawosci jak ci sie widzi odejscie korwina ?:] to tylko figurant i twarz czy upr poleci bez niego ? Szkoda bo to on zakładał tą partię, sam jestem ciekawy jak potoczą się dalsze losy UPRu i jego samego. Korwin zapowiedział kontynuację własnej partii, szkoda że pod nazwą "Platforma Korwina Mikke" nazwa źle się kojarzy.. Ja raczej jestem "korwinistą" niż UPRowcem mimo, że różnice są subtelne. Odpowiadając na pytanie to myślę, że UPR spadnie poparcie. Spadnie, gdyż powód dla którego Mikke opuścił partię jest dosyć poważny. Bardzo zaskakujące dzisiaj są sondaże po tej informacji. Nagle UPR w sondażach ma 3% hehe kolejny dowód na manipulację mediów i ośrodków opiniotwórczych. Grabież legalna może przejawiać się na tysiąc sposobów, stąd nieskończona liczba jej przejawów: cła, ochrona rynku, dotacje, subwencje, preferencje, progresywny podatek dochodowy, bezpłatna oświata, prawo do pracy, prawo do zysków, prawo do płacy, prawo do opieki społecznej, prawo do środków produkcji, bezpłatny kredyt itd., itd. Wszystkie te przejawy – połączone tym, co dla nich wspólne, czyli usankcjonowaną grabieżą – noszą nazwę socjalizmu. |
|
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r. Skąd: z II irlandii ;-) Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Urzędy bez pieniędzy, bezrobotni bez składek
Kolejne urzędy pracy zawiadamiają ZUS, że nie mogą opłacić bezrobotnym ubezpieczenia zdrowotnego - ujawnia "Rzeczpospolita". Z informacji gazety wynika, że pieniądze na składki dla bezrobotnych skończyły się w kilkudziesięciu powiatach. Przede wszystkim na Podlasiu, Lubelszczyźnie i w Małopolsce. Miejscowe urzędy poprosiły już ZUS o możliwość zapłaty składki w przyszłym roku. Jak ustaliła "Rzeczpospolita", zaległości urzędów pracy wobec ZUS sięgnęły na początku miesiąca 27 mln zł. Jednak zdaniem ekspertów, problem będzie narastał i na koniec roku kwota niezapłaconych składek może sięgnąć nawet 500 mln zł. Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO |
|
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r. Skąd: z II irlandii ;-) Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO |
|
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r. Skąd: z II irlandii ;-) Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
...i jeszcze jedno kłamstwo http://www.youtube.com/watch?v=IxMiSGXho08&feature=PlayList&p=54068E70538AB69E&index=7 Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO |
|
Posty: 392
Dołączył: 6 Kwie 2009r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
sobdaż z października po psełdo aferach! i mściwości, nienawiści PiSu
a na deser jeszcze to: [/cytat] Wyborca PiS mam pytanie do Ciebie - Z kąd pochodzą te sondaże, bo osobiście nie znam nikogo, kto obstawiał by Tuska na przyszłego prezydenta. |
|
Posty: 1396
Dołączył: 7 Sie 2008r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Nawet socjolog zwraca uwagę, że pracownia ukryła metodę badawczą sondażu:
Socjolog: PO to wielka bańka która może pęknąć PZPR przy obecnej PO to jak uniwersytet obok przedszkola. A miało być tak pięknie..... |
|
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r. Skąd: z II irlandii ;-) Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Zarzuty dla “bohaterów” afery hazardowej
Są pierwsze efekty śledztwa dotyczącego tzw. afery hazardowej, w której nazwiska polityków PO przewijały się w kontekście lobbingu na rzecz właścicieli kasyn i automatów do gry. Prokuratorzy postawili zarzuty dwóm naukowcom oraz przedsiębiorcy. Osoby te miały “przekręcić” Skarb Państwa na miliard złotych. Obaj naukowcy są pracownikami jednej z politechnik. Dodatkowo mają uprawnienia Ministerstwa Finansów do certyfikowania automatów do tzw. niskich wygranych - - dowiedział się “Dziennik Gazeta Prawna”. Każdej z tych osób postawiono po kilkanaście zarzutów. Śledczy podejrzewają, że eksperci na skalę masową poświadczali nieprawdę, opiniując automaty, dzięki czemu - po niewielkiej przeróbce - mogły one służyć do gry o wysokie stawki. Prokuratorzy nie wykluczają, że niemal wszystkie automaty w Polsce są tak przerobione. Chodzi o ogromne pieniądze. Ocenia się, że na tych przeróbkach budżet tracił ok. miliarda złotych rocznie. Zysk trafia do kieszeni włascicieli firm hazardowych. Udowodnienie przez prokuraturę, że automaty w rzeczywistości służą do wysokich wygranych będzie drogo kosztować posiadające je firmy. Śledczy czekają teraz na kolejne opinie dotyczące zabezpieczonych maszyn - w tym należących do Ryszarda Sobiesiaka, negatywnego bohatera afery hazardowej, znajomego Zbigniewa Chlebowskiego, Mirosława Drzewieckiego i Grzegorza Schetyny. (dziennik.pl) Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO |
|
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r. Skąd: z II irlandii ;-) Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Błąd rządu, który będzie kosztował nas setki milionów złotych
Rząd odda ponad 530 mln zł spółce J&S Energy w rezultacie błędu popełnionego przez resort gospodarki dwa lata temu - pisze "Dziennik Gazeta Prawna". To efekt wtorkowego wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego, który uznał, że Agencja Rezerw Materiałowych źle wyliczyła karę dla J&S Energy. ARM nałożyła ją w 2007 r., bo J&S - według agencji - utrzymywała zbyt niskie zapasy paliw. Kara sięgnęła 452 mln zł. Okazało się, że ARM źle zinterpretowała przepisy. To wystarczający powód, by w ogóle uchylić karę. Rząd będzie więc musiał oddać pieniądze wraz z odsetkami przekraczającymi 80 mln zł. To fatalna wiadomość dla budżetu - ocenia "DGP". Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO |
|
Posty: 252
Dołączył: 22 Lip 2009r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Grupa trzymająca sondaże
Sondaże mogą zniszczyć lub wylansować kandydata na prezydenta, zdymisjonować ministra, a nawet skasować niewygodny telewizyjny program Tymczasem w polskich sondażowniach rządzą ludzie z powołanego przez Wojciecha Jaruzelskiego w stanie wojennym „mundurowego” CBOS, który był orężem generalskiej junty. Dziś zasiadają we władzach OBOP, Pentora, PBS i IPSOS. Stworzyli też od podstaw GfK Polonia. Publikujemy dziś dziennikarski raport, który pokazuje, jak działa patologiczny układ, na który składają się wzajemne powiązania sondażowni, mediów oraz medialnych ekspertów. Mechanizm, który czyni z polskiej demokracji zabawkę w rękach postkomunistycznej oligarchii. Legendarny punkowy zespół Dezerter śpiewał w 1987 r. piosenkę "Szwindel": "Postawią sobie pomnik bohatera/ Wybiorą sobie nowego premiera/ Stworzą nowy system polityczny/ I będą dumni, że jest demokratyczny/ Znowu szwindel szykują nowy/ Znów chcą się dobrać do twojej głowy". Żyjemy w kraju, w którym demokrację niszczy szwindel. Jest nim przeżarta patologicznymi powiązaniami piąta władza, bo tak nazywa się ośrodki badania opinii publicznej. Władza sondażowni jest ogromna. – Za pomocą sondaży można zniszczyć kandydata na prezydenta lub szanse partii politycznej na władzę. Można zdymisjonować ministra, ogłaszając, że tego chcą ludzie. Można skasować niewygodny program telewizyjny, podając fałszywe informacje o jego odbiorze przez widzów – mówi socjolog, dr Włodzimierz Petroff. Tam gdzie sondażowiec strzela sobie w łeb... W 1992 r. w Wielkiej Brytanii wybuchł gigantyczny skandal. Sondażownie przewidywały w wyborach parlamentarnych 2-procentowe zwycięstwo Partii Pracy. Tymczasem wygrali – i to aż 8 procentami – konserwatyści. Przywiązani do demokracji Brytyjczycy uznali, że jest ona zagrożona. Do zbadania skandalu powołano specjalną parlamentarną komisję. Miesiącami, przy udziale najwybitniejszych ekspertów, z chirurgiczną precyzją badano popełnione błędy. Naukowcy opisywali drobiazgowo, punkt po punkcie, wszystkie przyczyny pomyłki. W efekcie skandal do dziś się nie powtórzył i w kolejnych wyborach prognozy były zbliżone do prawdziwych wyników. W 1995 r. podobne wydarzenie miało miejsce we Włoszech. Jeden z przedstawicieli ośrodków badania opinii publicznie przepraszając za popełnione błędy, udał nawet, że strzela sobie w łeb atrapą pistoletu. Inna agencja wystosowując publiczne przeprosiny, ogłosiła, że rezygnuje z honorarium za przeprowadzone nietrafne badania. ... i tam gdzie jest bezkarny A u nas? Na tydzień przed drugą turą zeszłorocznych wyborów prezydenckich TVN poinformował za GfK Polonia, że Tusk wygrywa z Kaczyńskim różnicą 24 procent – 62 do 38. W wyborach wygrał Kaczyński, zdobywając ponad 54 proc. przy niespełna 46 proc. Tuska. Oznacza to, że GfK Polonia pomyliła się o... 32 punkty procentowe. Nikt w GfK Polonia nie popełnił – nawet pozorowanego – samobójstwa. Nie podali się do dymisji szefowie firmy, a badacze zainkasowali pieniądze. Żaden z nich nie trafił za kratki ani nawet na ławę oskarżonych. Bo o ile oszustwa sędziów piłkarskich czy sportowych działaczy nie są już bezkarne, o tyle tych, którzy z premedytacją niszczą wywalczoną w latach 80. przez Solidarność demokrację, nie spotyka u nas nawet ostracyzm. Elżbieta Gorajewska, rzecznik odpowiedzialności dyscyplinarnej w branżowej Organizacji Firm Badania Opinii i Rynku (OFBOR) robiła wrażenie zaskoczonej, gdy spytaliśmy ją o odpowiedzialność firmy GfK. – To nie jest wina firmy. Ludzie kłamią ankieterom – wyjaśniła rozbrajająco. Dodała, że za czasów jej rzecznikowania nie było ani jednej sprawy dyscyplinarnej dotyczącej sondażu politycznego. Maciej Siejewicz z firmy GfK powiedział nam, że w jego firmie nie przeprowadzono żadnych procedur sprawdzających przyczyny gigantycznego błędu. – Ale zmieniliśmy metodologię badań – dodał. Polskie sondażownie czują się bezkarne. Jeśli dziennikarz napisze nieprawdę, można pozwać go do sądu. Ale socjolog, który "pomyli się" o 32 proc., zawsze może się czymś wytłumaczyć. Mówi, że ankietowani go okłamali. Albo jakaś ich część, o określonych poglądach, nie chciała z nim rozmawiać. A inni w ciągu tygodnia zmienili zdanie. Socjologowi nie da się udowodnić, że skłamał. Bo kogo powołać na świadków? "Próbę" tysiąca anonimowych respondentów z całego kraju? Fałszerstwa sondaży wyglądają więc na zbrodnię doskonałą. Ale także najdoskonalszy zbrodniarz, nawet jeśli nie zostawi dowodów, to nie ma szans zatrzeć wszystkich poszlak. Poszliśmy ich tropem. Rozmawialiśmy z dziesiątkami osób z tego środowiska. Zbadaliśmy życiorysy tych, którzy rządzą "piątą władzą". Kampania reżyserowana przez sondażownie "Nie załamuj się... Może i przegrałeś wybory... Ale nadal jesteś liderem sondaży!" – taki komiks robił w zeszłym roku furorę w internecie. Kampanie prezydencka i parlamentarna obfitowały w dziwne wydarzenia, których słynny sondaż GfK był tylko ukoronowaniem. Wiele wskazuje, że w czasie jej trwania sztucznie wylansowani przez ośrodki zostali aż dwaj z głównych pretendentów: Tusk i Cimoszewicz. 26 czerwca 2005. Włodzimierz Cimoszewicz kilka tygodni wcześniej ogłosił, że nie będzie startować w wyborach prezydenckich. Mimo to firma Pentor ogłasza wyniki sondażu, według którego... kandydat lewicy cieszy się 22-procentowym poparciem. Dwa dni później Cimoszewicz ogłasza: przekonały go "liczne głosy rodaków". Choć jest człowiekiem skromnym i niepchającym się na stanowiska, to jednak wystartuje. 9 sierpnia 2005. GfK Polonia ogłasza wynik badania, z którego wynika, że nagle mocno skoczyło w górę poparcie Donalda Tuska, który w ciągu trzech tygodni awansować miał z piątego na pierwsze miejsce w sondażu. W lipcu popierało go 8 proc. Polaków i socjologowie nie dawali mu szans na wejście do drugiej tury. Teraz ma mieć aż 24 proc. 15 września 2005. Po wycofaniu się Cimoszewicza PBS ogłasza zrobiony dla "Gazety Wyborczej" sondaż, z którego wynika, że Tusk jest już bliski zwycięstwa w pierwszej turze. Ma mieć poparcie 49 proc. wyborców. Lech Kaczyński nie ma nawet połowy tego – popiera go 22 proc. Z badań PBS ma wynikać, że po wycofaniu się Cimoszewicza może on zyskać całe... 2 proc. Jeszcze dalej idzie "Rzeczpospolita", która ogłasza, że lidera PO popiera 51 proc. Jeśli wierzyć PBS-owi, Tusk pozyskiwał wyborców w szaleńczym wręcz tempie – w połowie lipca popierało go zaledwie 8 proc., w połowie września – blisko połowa. W jakich ośrodkach Tusk i Cimoszewicz uzyskali zaskakująco wysokie poparcie? Tusk znakomite wyniki miał w PBS. Prezesem PBS jest Krzysztof Koczurowski. Był on jednym z założycieli Kongresu Liberalno-Demokratycznego, którego działacze – z Tuskiem na czele – rządzą obecnie PO. Zasiadał w zarządzie tej partii, w 1991 r. był jedną z trzech osób, które kierowały kampanią wyborczą KLD. Z kolei Cimoszewicz sensacyjny wynik uzyskał w kojarzonym z SLD Pentorze. Kto rządzi Pentorem? O tym w dalszej części tekstu. Jakie skutki może mieć zawyżenie wyniku jednego z kandydatów? W momencie gdy wyborcy nie mają jeszcze sprecyzowanych poglądów, na kogo głosować – olbrzymie. Ludzie wybierają spośród tych, którzy się liczą, a tych wyznacza sondaż. Wybierając, wolą być po stronie zwycięzców. Wielkie znaczenie ma dla nich wybór "zwykłych ludzi", takich jako oni, który pokazywać powinien sondaż. – Wpływ sondaży na politykę jest ewidentny. Zasada jest taka, że jeśli wygrywasz w sondażach i masz aferę u przeciwnika, to powinieneś wygrać – mówi Jacek Chołoniewski z firmy Estymator, współtworzącej Polską Grupę Badawczą, która najtrafniej przewidziała wynik wyborów z zeszłego roku. Ubocznym skutkiem tego jest wzrost poczucia bezkarności nieuczciwych badaczy. Bo w przypadku mocno nagłośnionego sondażu często się zdarza, że wyniki sfałszowanego badania potwierdzają, choćby częściowo, wyniki innych ośrodków. Bo pierwszy sondaż zdążył już uruchomić lawinę. Amerykański psycholog społeczny Robert Cialdini przywołuje w swej książce "Wywieranie wpływu na ludzi" szokującą historię sekty Świątynia Ludu w Jonestown w Gujanie. Jak dowodzi Cialdini, jej 910 członków popełniło samobójstwo m.in. dlatego, że uznawali "społeczny dowód słuszności" – widzieli popełniających samobójstwo współwyznawców. Według Cialdiniego techniki używane przy werbowaniu ludzi do sekty i zmuszaniu ich do posłuszeństwa często nie różnią się od tych, jakie stosują spece od marketingu. Szefom ośrodków badania opinii publicznej idzie o tyle łatwiej, że nie wymagają od wyborców samobójstwa, a tylko oddania głosu na odpowiednią partię polityczną. A może inaczej: samobójcze skutki zagłosowania na partię np. związaną z oligarchią postkomunistyczną są rozłożone w czasie. Taśmy prawdy i sondażowa ściema Przykład nieco świeższy. Po emisji taśm Beger Fakty TVN podały, że na PO głosować chce 34,2 proc. wyborców, a na PiS zaledwie 19,2. Jeszcze bardziej zaszalał Pentor, według którego PO wygrywało z PiS 34 do 18,1. – W rzeczywistości notowania PiS spadły o około 2–3 procent – mówi Jacek Chołoniewski z Polskiej Grupy Badawczej, która najtrafniej przewidziała wynik zeszłorocznych wyborów. W sześć tygodni po sondażach pokazujących około 16-procentową przewagę PiS w prawdziwych wyborach samorządowych padł remis – PO wygrała wprawdzie o 2 proc. w wyborach do sejmików, ale znacznie wyżej przegrała z PiS w powiatach i gminach. Kto zorganizował dziwny sondaż dla Faktów, pokazujący gwałtowny spadek notowań PiS? Firma SMG/KRC. Była to nie lada niespodzianka, bo ta licząca się na rynku badań marketingowych firma powróciła do badań preferencji politycznych po kilku latach przerwy. Kim są szefowie SMG/KRC? Prezes tej firmy Krzysztof Borys Kruszewski to syn prof. Krzysztofa Kruszewskiego, słynnego sekretarza Komitetu Warszawskiego PZPR, organizatora bojówek, które w 1979 r. katowały uczestników spotkań opozycyjnego Towarzystwa Kursów Naukowych, nazywanego latającym uniwersytetem. W latach 1980–1981 Kruszewski-senior był ministrem oświaty. Krzysztof Borys Kruszewski podkreśla, że nigdy nie podzielał poglądów ojca. Jego firma została założona w 1989 r. przez grupę młodych absolwentów socjologii i kojarzona była z nowym, "solidarnościowym" rządem. Badania robiła głównie na zlecenie otoczenia premiera Mazowieckiego, ministra Balcerowicza oraz Jeffreya Sachsa, a także zlecane przez Amerykanów. Jak powiedział nam Kruszewski-junior, Amerykanie uważali, że ośrodki, które działały w PRL, są mało wiarygodne. Szukali kogoś nowego i tak trafili do SMG/KRC. Pułkownik Kwiatkowski i towarzysz Mauzer Kim są ci, którzy odpowiadają za stan polskiej socjometrii? Aby się tego dowiedzieć, cofnijmy się o 20 lat, do tajemniczej postaci pułkownika Kwiatkowskiego. Nie tego z komedii Kazimierza Kutza. O ile filmowy Kwiatkowski podawał się za oficera UB, to twórca powołanego w stanie wojennym CBOS płk Stanisław Kwiatkowski (dziś znacznie bardziej znany jest jego syn – były prezes TVP Robert Kwiatkowski) usytuowany był w hierarchii władzy PRL znacznie wyżej. Urodzony w 1939 r. guru polskiej socjometrii od 1973 r. był doradcą ministra obrony Wojciecha Jaruzelskiego. Pozostał nim także, gdy Jaruzelski został premierem. Doradca Jaruzelskiego miał za sobą publikacje wychwalające szybki rozwój Związku Radzieckiego, wygrywającego gdy chodzi o ekonomiczny rozwój ze Stanami Zjednoczonymi. Stan wojenny stał się okazją do tego, by Kwiatkowski mógł kontynuować swój zawodowy rozwój w nowej instytucji. W pierwszym numerze "Biuletynu CBOS" (1/85) Kwiatkowski tak opisywał początki tego ośrodka: "Z zamiarem powołania takiej instytucji noszono się już od dawna. Stało się to jednak właśnie w czasie trwania stanu wojennego, co w połączeniu z faktem, że uchwałę w tej sprawie podpisał prezes Rady Ministrów generał armii Wojciech Jaruzelski, ma swoją wymowę. Z urzędu opiekę nad "noworodkiem" sprawują od początku szef Urzędu Rady Ministrów i przewodniczący Komitetu Społeczno-Politycznego Rady Ministrów". Odnotowywał, że centrum "ma obowiązek pośredniczyć – jak się zwykło mówić – między władzą a społeczeństwem". Stwierdzał też, że "działalność Centrum ma być w swoich założeniach usługowo-użytkowa w stosunku do potrzeb rządu". Jakie poglądy reprezentował pułkownik? W wydanej w 2003 r. książce "Szkicownik z CBOS-u" Kwiatkowski przedrukowuje swój artykuł z pisma "Tu i teraz" z 2 marca 1982 r. Ale ze skrótami. Pułkownik pomija pewien niewygodny dziś fragment, w którym – dziesięć tygodni po pacyfikacji kopalni Wujek – wyrażał swą aprobatę dla pomysłu walki z opozycją przy użyciu broni palnej: "Zgadzam się w ocenie co do konieczności przeciwdziałania kontrrewolucji. Nigdy zresztą nie było wątpliwości w sytuacjach skrajnych, gdy przeciwnik sięgnął po władzę i gdy zorganizowaną opozycję przełamywano przy pomocy wszystkich środków, którymi dysponuje socjalistyczne państwo. Zawsze, kiedy wymiana zdań przechodziła w wymianę strzałów, «głos zabierał towarzysz Mauzer»". Główna myśl Kwiatkowskiego była jednak inna: oprócz robienia użytku z towarzysza Mauzera z opozycją trzeba walczyć także intelektualnie. Pułkownik postulował, by opozycję "pozbawiać bazy społecznej", zaś opozycjonistów "dyskwalifikować politycznie, obnażać ukryte intencje, rozbijać logicznie. Tak przecież rozprawił się Lenin z empiriokrytykami". Zarówno współpracownicy, jak i przeciwnicy podkreślają, że Kwiatkowski wyróżnia się nieprzeciętną inteligencją. Zbigniew Maj, dziś pracujący w OBOP, mówi wprost: – Pracowałem w dziewięciu firmach w tej branży i powiem panu, że prezes Kwiatkowski był z moich szefów najbardziej światłą osobą. Sondaże pieczone w mundurkach W czasach telewizyjnych spikerów w mundurach także stworzony przez Kwiatkowskiego w 1982 r. CBOS współtworzyli dobrani przez niego wojskowi. Kwiatkowski zabrał ze sobą z gabinetu ministra obrony Halinę Hałajkiewicz, którą wspomina jako "pierwszego pracownika z legitymacją CBOS". To Hałajkiewicz redagowała "Biuletyn CBOS". Zajmowała się też pisaniem raportów z badań. Na wojsku Kwiatkowski oparł też jego lokalne struktury, o czym pisze w "Szkicowniku": "Wpadłem na pomysł, że najszybciej i sprawniej będzie, jeśli koordynatorami wojewódzkimi zostaną, przynajmniej doraźnie, oficerowie z Wojskowych Poradni Psychologicznych". Zbigniew Maj wspomina: – Na początku koordynatorzy to byli pracownicy wojska. Oni wynajmowali ankieterów i dostarczali nam wyniki. Nie zawsze byli to fachowcy wysokiej klasy. Ci, co ewidentnie się nie nadawali, później odeszli. Jak Kwiatkowskiego traktowała władza? On sam pisał w "Polityce" (4.04.1987): "Kiedyś, w początkach działalności Centrum Badania Opinii Społecznej zdarzało się, że pytano mnie o sprawy, które jedno z ministerstw nazywa wewnętrznymi. Mylono mój mundur z innym mundurem, a badania opinii, z innego rodzaju służbą państwową". Młodzież, partia, Pentor Kwiatkowski zadowolony był z efektów swej pracy. W 1985 r. meldował: "Jak sądzę, mogę liczyć, że Obywatel Generał uzna zadanie za wykonane". Z notatek umieszczonych w "Szkicowniku": "Kończę rok 1985 w przekonaniu, że wywiązałem się z zadania, jakie otrzymałem w okresie stanu wojennego". Proponuje, że w tej sytuacji może podać się do dymisji. Kwiatkowski znalazł godnego następcę: "Nadmieniłem, że nareszcie znalazłem odpowiedniego zastępcę ds. badań: dr Eugeniusz Śmiłowski «może kandydować na następcę dyrektora»" – odnotował. Śmiłowski na uznanie zasłużył zapewne jako publicysta związanego z ZSMP pisma "Pokolenia", w którym opublikował artykuł "Młodzież–partia–społeczeństwo", czyli relację z konferencji "naukowej" zorganizowanej w Pokrzywnej przez "Komitet Wojewódzki PZPR w Opolu przy współpracy Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR" ("Pokolenia" 6/83). Obecnie Śmiłowski jest prezesem Pentora. Przypomnijmy: ośrodka, który opublikował sensacyjny sondaż z Cimoszewiczem jako liderem. Jaruzelski jak zawsze najlepszy Także inni byli współpracownicy Kwiatkowskiego odgrywają dziś w ośrodkach badania ogromną rolę. Elżbieta Lenczewska-Gryma jest dziś Liderem Sektora Badań Medialnych w OBOP. W biuletynach CBOS pisała o nastrojach wśród nauczycieli, podkreślając ich poparcie dla władzy: "Spośród instytucji i grup funkcjonujących w życiu publicznym nauczyciele skłonni byli obdarzyć największym zaufaniem Sejm, wojsko, rząd i Radę Państwa (3/4 badanych), następnie związki zawodowe, PRON i PZPR (2/3 badanych), nieco rzadziej Kościół i milicję (w obu przypadkach po 57%) i najrzadziej opozycję polityczną (co 10 badany)" (Biuletyn CBOS 7/86, test pisany razem z Elżbietą Kościesza-Jaworską). Obecny kolega Lenczewskiej z OBOP Zbigniew Maj poddawał szczegółowej analizie sondaż sformułowany tak: "W wyborach do rad narodowych wzięło udział 75 proc. obywateli. To dużo czy mało?". Dalej padało pytanie, komu to zawdzięczamy oraz kto zyskał na takiej frekwencji. I padały odpowiedzi – wśród nich "władza" oraz "partia". Elżbietę Gorajewską, rzecznik odpowiedzialności zawodowej w OFBOR (wcześniej była jej prezesem), cytowaliśmy na początku tekstu. Jej postawa przestaje dziwić, gdy przeczytamy jej artykuły z lat 80. W jednym z biuletynów obecna szefowa AGB Nielsen Media Research dowodziła, jak popularny w społeczeństwie jest generał Jaruzelski: "Respondenci wybierając z listy zawierającej nazwiska zarówno działaczy państwowych i partyjnych, jak i ludzi związanych z Kościołem, działaczy b. "Solidarności" – tych ludzi, którzy darzą sympatią, najczęściej wskazują na gen. W. Jaruzelskiego – 71,7% i kardynała Glempa – 68,7%". Z badań wynikało, że zdaniem Polaków Jaruzelski przyczynił się do "zachowania suwerenności Polski" (miało tak twierdzić 72 proc.) oraz "zapobieżenia wojnie bratobójczej" (aż 83,1 proc.). Gorajewska konkludowała: "Niekwestionowane są więc dwa osiągnięcia rządu generała Jaruzelskiego: zaopatrzenie rynku i spokój społeczny" (1–2/86). W innym numerze (3/85) opublikowała tekst "System społeczno-polityczny kraju w ocenie młodzieży szkolnej". Pisała w nim: "Rejestrujemy natomiast spadek krytycyzmu badanych w ocenie 40-letniego dorobku ustroju socjalistycznego w Polsce. (...) Zauważamy również stosunkowo wysokie – zwłaszcza w 1985 r. – na tle innych instytucji i ugrupowań, oceny działalności wojska. Towarzyszy temu brak akceptacji dla działalności nieoficjalnych struktur politycznych – opozycji politycznej oraz spadek ocen pozytywnych Kościoła w stosunku do ocen z 1983 r.". Beata Jaworska od 17 października jest dyrektorem badań jakościowych w IPSOS. Wcześniej pracowała w Pentorze. Ostatnio przez dwie kadencje zasiadała z nadania SLD w zarządzie Polskiego Radia. W biuletynie opisywała badania "Młodzi o polityce", z których wynikało, że oceniają oni korzystniej milicję niż opozycję polityczną. Jeszcze lepsze notowania miały wojsko i PZPR ("Biuletyn CBOS" 3/87, tekst pisany razem z Elżbietą Gorajewską). Pluralizm związkowy niekoniecznie U pułkownika Kwiatkowskiego pracował cały obecny zarząd Pentora – znany nam już Eugeniusz Śmiłowski, Jerzy Głuszyński, i Piotr Kwiatkowski. Głuszyński to były członek Komisji Ideologicznej KC PZPR. W latach 1973–1980 był działaczem SZSP, w którym m.in. przewodniczył Komisji Nauki (dziś byli członkowie tej organizacji tworzą Stowarzyszenie Ordynacka). W PZPR działał od 1978 r. W latach 1984–1986 był członkiem Prezydium Komisji ds. Młodzieży Sportu i Turystyki KW PZPR w Poznaniu. Do wspomnianej Komisji Ideologicznej KC trafił w 1986 r. Działał też w Związku Młodzieży Wiejskiej (ZMW). W latach 1987–1988 był przewodniczącym zarządu krajowego tej organizacji. W wywiadzie dla "Trybuny Ludu" (93/88) Głuszyński mówił: "Jesteśmy dziś jedyną organizacją o charakterze politycznym, powstałą w gorącym okresie posierpniowym, która nie została zawieszona podczas stanu wojennego i która, oczywiście zmieniając się po drodze, dobrze, jak sądzę, wpisana jest w obecny czas dokonujących się zmian". Dodawał, że "sens istnienia związku leży w jego charakterze ideowo wychowawczym i w sferze wychowania musimy przede wszystkim osiągać rezultaty". W biuletynach są też teksty Małgorzaty Czarzasty – żony Włodzimierza Czarzastego i udziałowca Muzy SA. W rozmowie z nami żaden z prominentnych dziś w branży byłych pracowników CBOS nie przyznał się do manipulowania sondażami. Elżbieta Lenczewska-Gryma pytana o to, jak wspomina czasy CBOS, odpowiedziała. – Cudownie. To była właściwie pierwsza w PRL możliwość robienia badań nastrojów społecznych. – Pan chyba dzwoni do nieodpowiedniej osoby, żeby pytać o manipulacje. Ja byłem w CBOS głównym specjalistą – stwierdził Zbigniew Maj. – Żadnych manipulacji nie było, chociaż nie wszystko było publikowane. Były raporty, które otrzymywało tylko kilka osób w państwie, trzymane w szafie pancernej. Paweł Chełstowski, w latach 80. pracownik CBOS, jest dziś dyrektorem w PBS: – Byłem w CBOS szeregowym pracownikiem. Nikt nie usiłował wpływać na moje badania. Jerzy Głuszyński, Pentor: To była rzetelna robota badawcza, bez nacisków. Że nie wszystkie publikowano, to oddzielna sprawa. Na to, jak było w praktyce, wskazują jednak zalecenia KC PZPR. 12 lutego 1985 r. Sekretariat KC ustanowił "zasady informowania o wynikach opinii społecznej". Pod instrukcją podpisało się dwóch członków Biura Politycznego. Według niej uzgadnianiu z odpowiednimi sekretarzami KC w trybie roboczym podlegały "badania dotyczące organizacji i instancji partyjnych" oraz "informowanie o wynikach badań opinii o PZPR", a także "publikowanie wyników badań prognostycznych w odniesieniu do kierunku rozwoju systemu politycznego w kraju". Niektóre ówczesne wypowiedzi Kwiatkowskiego budzą śmiech. Gdyby wierzyć pułkownikowi, to Polacy bez nadmiernej niechęci odnosili się do... podwyżek. Jak pisał pułkownik w "Polityce" (13.07.1985), 57,5 proc. badanych uznało podwyżkę za nieuniknioną, zaś 41 proc. za konieczną. CBOS pod wodzą Kwiatkowskiego dotrwał do 1990 r. W 1989 r. centrum zorganizowało osławione badania na zlecenie OPZZ. Wynikało z nich, że Polakom raczej wystarczy jeden związek zawodowy. Kwiatkowski referował na łamach "Res Publiki": "W kwestii pluralizmu związkowego opinie są biegunowo podzielone. Gdyby zrobić ogólnopolskie referendum, przeważałyby o parę procent głosy opowiadających się za jednym związkiem w przedsiębiorstwie. Aż co czwarty Polak nie miałby zdania w tej sprawie". Od towarzysza Mauzera do GfK Polonia W 1990 r. Kwiatkowski odszedł z CBOS. Jego miejsce zajęła prof. Lena Kolarska-Bobińska. Ale nie był to koniec kariery pułkownika. "Największe, niezależne, prywatne ośrodki badania w Polsce po 1989 roku tworzyli (od podstaw!) specjaliści z CBOS. Przykładem GfK Polonia i Pentor" – napisze w swojej książce. Sam pułkownik zaczął tworzyć w 1990 r. firmę GfK Polonia, której dyrektorem był do 1995 r. Dziś mało kto pamięta, że to kolejne dziecko Kwiatkowskiego. Dlaczego? Przez wiele lat GfK nie pojawiała się zbyt często w mediach, bo nie prowadziła sondaży politycznych, a tylko badania marketingowe. Dopiero w ostatnich latach zajęła się polityką, co w branży zostało odebrane jako niespodzianka. Z jakich ludzi Kwiatkowski stworzył GfK? Odpowiedź znajdujemy na łamach pisma "Brief" (47/2003), w tekście o Elżbiecie Gorajewskiej. "Brief" pisze o niej: "W 1990 r. opuściła firmę. Powód? Z CBOS-u odszedł jego szef, prof. Stanisław Kwiatkowski, który miał stworzyć polski oddział niemieckiego instytutu badawczego GfK. Prof. Kwiatkowski zdołał przekonać część pracowników CBOS-u, aby rozpoczęli pracę w nowej firmie. Wśród tych osób była Elżbieta Gorajewska, która miała zająć się badaniami mediowymi. Ostatecznie, została kierownikiem działu mediów i reklamy firmy GfK Polonia". W GfK pracowała do 1996 r. Najwięcej plotek w środowisku budzi osoba Marka Markiewicza, dyrektora w GfK Polonia. Markiewicz wyróżnia się tym, że nie jest socjologiem i przed objęciem kierowniczego stanowiska w firmie mało kojarzył się z badaniami. Jest absolwentem Szkoły Głównej Handlowej, a w latach 1980–1990 był doradcą ministra kultury ds. organizacji i zarządzania. Odgrywa też wielką rolę w lobby badaczy – jest członkiem zarządu OFBOR. Antykomuniści zawsze słabi w sondażach Polityczne sondaże po 1989 r. to wielka seria wpadek. Ośrodki zgodnie prorokowały, że do drugiej tury w pierwszych wyborach prezydenckich przejdzie Tadeusz Mazowiecki, a nie Stan Tymiński. Według OBOP wyniki miały wynosić odpowiednio: Wałęsa 38 proc., Mazowiecki 23 proc., Tymiński 17 proc. Miesiąc wcześniej – 17 października – prowadzić miał Mazowiecki z wynikiem 29 proc. przed Wałęsą – 24 proc. Podobnie bywało w wyborach parlamentarnych. W 1993 r. przewidywał, że wybory miała wygrać Unia Demokratyczna z poparciem 17,6 proc. Dostała 5 procent mniej. – Przyjmijmy, że sondaże zwiększyły poparcie UD o 5 procent. Oznaczało to awans z partii przeciętnej na liczącą się najbardziej – mówi Petroff. Na wyliczanie przykładów nie starczyłoby tu miejsca, ale reguła jest jedna – w sondażach niemal zawsze pokrzywdzone są partie prawicowe, w szczególności opowiadające się za dekomunizacją, lustracją czy walką z układami. Aż do dziś. Czy to oznacza, że sondażownie kłamią? Pomożecie? Trudno powiedzieć – Gierek zmartwychwstał i chce wrócić do władzy. Jeden z ośrodków badania opinii rozpisuje sondaż z pytaniem: "Pomożecie?". Jako że od lat 70. realia się zmieniły, respondenci mają aż trzy możliwości odpowiedzi na pytanie: "Tak, oczywiście", "Raczej tak" oraz "Trudno powiedzieć" – ten dowcip usłyszeliśmy od jednego z socjologów. Anegdota pokazuje tylko jedną z metod manipulowania sondażami – wpływania na respondenta poprzez treść pytań lub podanych do wyboru odpowiedzi. Wielu z badaczy podkreśla, że metody manipulacji wcale nie muszą być prymitywne. – Polscy badacze są fachowi, gdy chodzi o warsztat, jeśli porównamy ich ze specjalistami z innych krajów – mówi jedna z ważniejszych osób z branży. – I właśnie dlatego wiedzą znakomicie, jak manipulować badaniami. – Fałszerstwa? Nie spotkałem się – śmieje się inny socjolog. – Dobry fachowiec potrafi uzyskać odpowiedni wynik bez wulgarnych fałszerstw. Nasi rozmówcy opisali nam wiele takich metod. Oto niektóre z nich. Pytania o politykę trafiają z reguły do tzw. omnibusa, czyli listy kilkudziesięciu pytań, z którymi ankieter przychodzi do badanego. Jeśli pyta o poparcie dla rządu, wynik można łatwo zmienić, umieszczając przed wspomnianym pytaniem inne, które ukierunkują respondenta. Jeśli wcześniej przeczyta on pytania o bezrobocie, patologie, emigrację zarobkową itp., to prędzej zdecyduje się negatywnie ocenić rząd. Jeśli przeczyta o wzroście gospodarczym, udanym pozyskaniu środków z Unii Europejskiej albo sukcesach w polityce zagranicznej, to częściej zaznaczy pozytywną ocenę. W szczególności w końcówce kampanii wyborczej odgrywają u nas wielką rolę badania telefoniczne – robione na szybko, z dnia na dzień. Według kodeksu międzynarodowego stowarzyszenia ESOMAR, którego przestrzeganiem chwalą się polskie sondażownie, nie powinno się przeprowadzać badań telefonicznych tam, gdzie mniej niż 85 proc. obywateli ma telefony. Tymczasem u nas telefony stacjonarne – których dotyczą badania – ma zaledwie 73 proc. obywateli. Oznacza to też, że mieszkańcy wsi i ludzie starsi są w sondażach niedowartościowani – czyli partie mające wśród nich poparcie wypadną w sondażu słabiej. W przypadku badań telefonicznych znaczenie może mieć też godzina, o której badacze zadzwonią do respondentów. Inne wyniki osiągną, gdy dzwonić będą w weekend, a inne w ciągu tygodnia. Inne wieczorem, a inne rano. Podobnie bywa podczas chodzenia po mieszkaniach. Inne wyniki uzyskamy, ankietując mieszkańców bogatej, a inne biednej dzielnicy. Ankieter odwiedzający słynną "Zatokę Czerwonych Świń" w Warszawie z pewnością zawyży wynik postkomunistów. Pytania o politykę umieszczane są zazwyczaj pod koniec omnibusa, bo badani odpowiadają na nie niechętnie. W efekcie np. połowa z nich jest zmęczona i na nie nie odpowiada. Badania reklamowane jako przeprowadzane na tysiącu respondentów są więc realnie przeprowadzane zaledwie na pięciuset. Najbardziej znaną, ale i łatwą do wykrycia metodą jest tendencyjne zadawanie pytań. Pytając "Czy jesteś za obniżeniem podatków, które ma się przyczynić do zmniejszenia bezrobocia?" uzyskamy inną odpowiedź, niż gdy spytamy "Czy jesteś za obniżeniem podatków połączonym z obniżeniem zasiłków dla bezrobotnych i przywilejów socjalnych?". Badania przeprowadzane przez chcących dorobić studentów często w ogóle są fikcją. Nasz redakcyjny kolega Filip Rdesiński, absolwent socjologii, tak wspomina studenckie praktyki w Poznaniu: Kiedy byłem na studiach, chyba w 2002 roku, gmina Tarnowo Podgórne wraz z moim instytutem prowadziła badania na temat jakości zarządzania tą gminą. Większość ankiet studenci wypełniali sami na kolanie w akademiku. Potem widziałem, jak obecny poseł PO Waldy Dzikowski, były wójt tej gminy, ogłaszał w telewizji jej wielki sukces. Przed badaniami oraz po zorganizowano poczęstunek. Badacze dostali m.in. kiełbaski i beczkę piwa. Metody kontroli uczciwości ankieterów są mało skuteczne. Niemal każdy student spotkał się z propozycją kolegi co do badań marketingowych: "podam twój numer, jakby co, to potwierdź, że wypełniałeś". Autorytety jako część systemu Wielką rolę w utrzymywaniu obecnego skompromitowanego systemu odgrywają medialne autorytety socjologiczne. Tak się dziwnie składa, że z reguły stają one murem po stronie sondażowni. Nazwiska komentatorów zapraszanych do ogólnopolskich mediów można wymienić na palcach dwóch rąk: Ireneusz Krzemiński, Lena Kolarska-Bobińska, Andrzej Rychard, Radosław Markowski, Edmund Wnuk-Lipiński, Jacek Raciborski, Tomasz Żukowski. Tak się też składa, że poglądy wszystkich tych osób, z wyjątkiem może Żukowskiego, mieszczą się pomiędzy SLD (publicysta pezetpeerowskich "Nowych Dróg" Raciborski) a Platformą (były działacz KLD Krzemiński). Ważniejsze jest jednak co innego: wszyscy, łącznie z Żukowskim, wywodzą się z socjologicznego "środowiska" i nie zrobią koledze krzywdy oskarżając go o nierzetelność. W kryzysowych sytuacjach, jak ta po zeszłorocznych wyborach, w mediach ukazują się wywiady z autorytetami naukowymi, które także bronią wiarygodności badań. Takie stanowisko zajmowali również cieszący się powszechnym autorytetem profesorowie Mirosława Grabowska czy Antoni Sułek. Ale nasi rozmówcy zwracają uwagę na fakt, że Sułek jest jednocześnie... konsultantem OBOP. – Kiedy słyszę wypowiedzi niektórych profesorów broniących skompromitowanych ośrodków badania opinii, a jednocześnie wiem, że są oni zatrudnieni na etatach w którymś z nich, zastawiam się w naturalny sposób, w jakiej roli występuje ów profesor – autorytetu naukowego czy lobbysty tej branży – mówi dr Włodzimierz Petroff. Sondażu nie ma bez mediów Uzdrowienie rynku blokuje jeszcze jeden bardzo istotny mechanizm. W ubiegłorocznych wyborach wyniki najbardziej zbliżone do prawdziwych uzyskało po raz kolejny (co zostało potwierdzone w analizie przygotowanej przez Centrum im. Smitha) konsorcjum Polska Grupa Badawcza. Mimo to sondaże PGB są zdecydowanie słabiej nagłaśniane przez media niż badania firm skompromitowanych. Branża stara się dyskredytować prowadzone przez PGB badania w miejscach publicznych (tzw. metoda "on street"), mimo że dają one lepsze efekty od pozostałych. Ale w praktyce liczą się właśnie te sondaże, które istnieją w mediach. A większość głównych mediów stoi po stronie tych, którzy nie podzielają poglądów PiS o potrzebie rozbijania "układu". Poszczególne redakcje blisko współpracują z reguły z wybranym ośrodkiem. Geografia rozkłada się tu następująco: PBS współpracuje blisko z "Gazetą Wyborczą" i TVN. "Rzeczpospolita" korzysta z badań GfK. "Dziennik" i "Fakt" oraz TVP korzystają z badań OBOP. "Życie Warszawy" blisko współpracuje z Pentorem. Zaś badania PGB często bywają dyskryminowane (na przykład wiedzą o nich internauci Wirtualnej Polski, rzadziej Interii.pl, aż po całkowitą cenzurę na Onet.pl). Jak wspomina jeden z konsultantów PGB, gdy we władzach Polskiego Radia zasiadała wspomniana wychowanka Kwiatkowskiego Beata Jaworska, zakazywała zapraszania do studia Marcina Palade, współkierującego do niedawna PGB, i prezentowania wyników firmy. Ale PGB nie funkcjonuje nawet w programach informacyjnych TVP Wildsteina! Czy z sondażową patologią, niszczącą demokrację, da się coś zrobić? Mamy nadzieję, że powyższy pierwszy w polskiej prasie opis stanu faktycznego może się do tego przyczynić. Pozostaje też mieć nadzieję, że wiedza ta może być przydatna dla prywatnych firm, oczekujących od sondażowni uczciwości. – Kiedy Pentor opublikował badania dotyczące Cimoszewicza, zbulwersowani tym byli marketingowi klienci tego ośrodka. Niektórzy mówili wprost, że skoro ośrodek może robić takie numery przy badaniach politycznych, to może ich oszukać, gdy chodzi o badania rynku dotyczące ich produktów – mówi wpływowa osoba w środowisku badaczy. Ale z pewnością sprawa nie będzie łatwa. – Najgorsze jest to, że wielu młodych socjologów będących wychowankami starej gwardii nie jest wcale lepszych. Można tu mówić o całych "strukturach zła" – stwierdza Włodzimierz Petroff. 16 stycznia 2003 r. w "Gazecie Wyborczej" ukazało się sprostowanie, w którym pułkownik Kwiatkowski bronił rzetelności badań CBOS z lat 80. przed krytykami. Pułkownik napisał: "Właśnie świętowaliśmy 20-lecie powstania Centrum. Okazuje się, że specjaliści z CBOS są dziś na kluczowych stanowiskach w wielu najważniejszych ośrodkach badania opinii i rynku. Wszyscy z dumą mówili o początkach swojej kariery zawodowej i naszym wspólnym dorobku". Owo sprostowanie było dla mnie inspiracją do napisania niniejszego tekstu. Muszę uczciwie stwierdzić, że teza pułkownika okazała się prawdziwa w stu procentach. DZIEŃ BEZ AFERY PO TO DZIEŃ STRACONY http://markd.pl/afery-po/ |
|
Posty: 1141
Dołączył: 16 Marz 2009r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Sondaże - kwintesencja Demokracji.
PS. nie wiem czy to nie jest czasem taktyka PISu aby zwiększać sondaże na korzyść PO aby ci chcieli wcześniejszych wyborów. To samo było za rządów PIS, nagle sondaże były dobre dla PIS, ale ogólnie wali mnie co co mówią sondaże, bo mówią nieprawdę. Rzygać się chce, LUD u władzy... Grabież legalna może przejawiać się na tysiąc sposobów, stąd nieskończona liczba jej przejawów: cła, ochrona rynku, dotacje, subwencje, preferencje, progresywny podatek dochodowy, bezpłatna oświata, prawo do pracy, prawo do zysków, prawo do płacy, prawo do opieki społecznej, prawo do środków produkcji, bezpłatny kredyt itd., itd. Wszystkie te przejawy – połączone tym, co dla nich wspólne, czyli usankcjonowaną grabieżą – noszą nazwę socjalizmu. |
|
Posty: 252
Dołączył: 22 Lip 2009r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Jak mówią zwolennicy po dzień bez afery to dzień stracony. Polska ma kolejną aferę.
Afera paliwowa Nie ma mocnych na Pawlaka i samych swoich. Stało się dokładnie tak, jak przewidziałem. Spółka paliwowa J&S nie tylko nie zapłaci pół miliarda kary za brak wymaganych rezerw paliwowych, ale Skarb Państwa zapłaci jej jeszcze 80 milionów złotych odsetek, z tytułu niesłusznego pobrania tej kary. Tak orzekł sąd administracyjny i dziś mogę tylko zapytać – a nie mówiłęm? Obrońcy Pawlaka do gardła mi wtedy skakali. Stawiam dukaty przeciw żołędziom, że sprawa była od początku ukartowana. Spółka nie miała wymaganych rezerw paliwa, za co Prezes Agencji Rezerw Materiałowych Aleszczyk ukarał ją prawie półmiliardową grzywną. Przy tym ukaraniu jednak niby się pomylił i zamiast nałożyć tę karę jako Agencja, nałożył ją osobiście jako prezes. Taka drobna pomyłka, rzecz ludzka przecież. Spółka odwołała się a jakże i do akcji wszedł minister gospodaki Pawlak, który ów błąd skrupulatnie dostrzegł i karę uchylił. Ale nie zwrócił sprawy do ponownego rozpoznania, tylko - uwaga! definitywnie ją umorzył, nie bacząc na świętą zasadę prawną res iudicata, czyli że do sprawy prawomocnie osądzonej nie można więcej wracać. Swoją decyzją o umorzeniu Pawlak ukręcił karze łeb. Potem była już tylka gra pozorów. Prezes Agencji nałożył karę drugi raz, mając za nic świętą zasadę res iudicata. Spółka odwołała się do Pawlaka, a ten niby pryncypialnie ponowną karę utrzymał w mocy. Spółka, niby klnąc i złorzecząc karę niezwłocznie zapłaciła. Coś około 450 milionów złotych. Zapłaciła i wiedziała co robi. Wygrana w sądzie była pewna, a w żadnym banku nie dają takich odsetek jak w banku, który się nazywa Skarb Państwa. W ciągu paru miesięcy spółka wyhodowała sobie 80 milionów złotych odsetek, Wraz ze zwrotem kary dostanie od Skarbu Państwa 530 milionó złotych. To jest proszę państwa afera gorsza od hazardowej. Tu Skarb Państwa realnie stracił wraz z odsetkami 530 milionó złotych i stało się tak moim zdaniem wskutek przemyślanych i zaplanowanych działań. Ale tu stałą się rzecz jeszcze gorsza. Tu doszło do kpiny ze strategicznego bezpieczeństwa państwa. Okazuje się, że firma paliwowa, obowiążana do utrzymywania strategicznych rezerw, może pod życzliwym okiem państwa w żywe oczy kpić sobie z tego obowiązku i nie tylko nie ponosić kar, ale jeszcze na tym zarabiać. Pawlak powinien stanąć za to przed Trybunałem Stanu. Janusz Wojciechowski DZIEŃ BEZ AFERY PO TO DZIEŃ STRACONY http://markd.pl/afery-po/ |
|
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r. Skąd: z II irlandii ;-) Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Nie będzie ustawy antykorupcyjnej Pitery. “Cicha umowa” rządu
“Dziennik Gazeta Prawna”: Nie będzie ustawy antykorupcyjnej. Projekt “Prawa antykorupcyjnego”, przygotowany przez minister Julię Piterę, wylądował po cichu w legislacyjnym koszu. Projekt ustawy trafił do kosza, bo minister zwalczająca korupcję nie zgodziła się na blisko trzydzieści poprawek zgłoszonych przez resorty - zaznacza dziennik. Najradykalniejsza w ostatnich latach ustawa antykorupcyjna została przygotowana ponad pół roku temu. Od 12 maja czeka na dopuszczenie pod obrady komitetu stałego Rady Ministrów. Kiedy to się wreszcie stanie? “Proszę pytać minister Julii Pitery” - powiedział wczoraj “DGP” szef kancelarii premiera Tomasz Arabski. “To nie ja ustalam harmonogram pracy komitetu stałego” - odpowiada Pitera. “Cichą umową w kancelarii jest niepodejmowanie tego tematu” - przyznaje jeden z ministrów w kancelarii premiera Tuska. Jego zdaniem, nie ma szans, by kiedykolwiek projekt w obecnej postaci stał się przedmiotem obrad komitetu stałego RM - czytamy w obszernej publikacji “Dziennika Gazety Prawnej”. (onet.pl) Wychodzi na to ze przez 2 lata brała wypłate za darmo oczywiscie z naszych podatków Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO |
|
Posty: 392
Dołączył: 6 Kwie 2009r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
CYTAT PiS to wredna i mściwa partia, dla niej liczy się tylko władza, do CUDAKIzPO: nie zapominaj,że obecny prĘzydent Kaczyński gdy był załosnym prezydentem Warszawy, utworzył komórkę do budowy stadionu narodowego, z którego nic nie było a urzędnicy brali pieniądze i nagrody. Zapomniałeś o tym ?? Co do Kaczynskiego w pewnym stopniu zgodze się z Tobą, ale mam pytanie do Ciebie - Kto według Ciebie był by dobrym prezydentem naszego kraju ? Na kogo bedziesz głosował ? |
|
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r. Skąd: z II irlandii ;-) Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Cud mniemany czyli 5 władza sondażowa
Wierzę w cuda, bo jestem katoliczką . Niemniej cud musi się wydarzyć bez ingerencji człowieka. Tymczasem coraz częściej możemy zaobserwować zjawisko cudu przyrodzonego. Ludzie coraz intensywniej zdają się wyręczać Pana Boga, który nieczęsto fatyguje się z bezpośrednim przesłaniem. Rolę współczesnych pośredników między ludem a Bogiem wzięli na siebie wszechwładni kapłani wolnego rynku, na którym można handlować wszystkim. Trzeba tylko wiedzieć jak. Zgodnie z zasadą marketingu, jeśli potrzeby konsumenta nie odpowiadają oferowanym rzez ciebie towarom czy usługom, stwórz nowe. Do walki na froncie ideologicznym rzucono wyrocznie. Instytucje badania opinii publicznej najpierw zbierają opinie obywateli, później je opracowują i wyniki prezentują w formie prawdy objawionej. Tylko nieliczni zadają sobie pytanie czy faktycznie zaistniały przesłanki zewnętrzne mogące się przyczynić do zmiany ogłaszanej przez marketerów.I o to w największym skrócie chodzi. Wczorajsze Fakty TVN podały najnowszy sondaż , z którego wynika, że PO i osobiście pan premier Tusk, powinni podziękować Mariuszowi Kamińskiemu za wysyp afer. Oto po chwilowym wahnięciu poparcia , znów wzrosło partii rządzącej. Dziś na portalu branżowym wirtualnemedia.pl należacym do grupy ITI , na blogu Marcina Dumy można znaleźć wpis poddający pod wątpliwość rzetelność wyniku badań. Blogujący pan Marcin jest prezesem zarządu Instytutu Homo Homini Badania Opinii & PR. (…) Z powyższego wynika, że Polacy en masse lubią polityków korumpowanych przez podejrzanych biznesmenów, są zwolennikami ograniczenia wolności słowa , los prywatyzowanego majątku stoczniowego nie obchodzi ich w najmniejszym stopniu. Taki sposób myślenia nieobcy jest z pewnością pewnej grupie obywateli. Aby jednak nadać jej znaczenie wystarczy kilka sztuczek metodologicznych. W ten sposób , jak mawia nieoceniony spin doctor Ery Mistewicz, mamy napisaną narrację. Jeśli większość nie ma takich przekonań, to kapłani wolnego rynku mu je wykreują. Są bowiem przekonani, nie bez cienia racji, że elektorat składa się z ludzi którymi można w dowolny sposób manipulować, gdyż ma takie zdanie jakie byśmy chcieli by miał, rzadko własne. Ściemnianie, sorry narracja trwa w najlepsze, ściemniaki pracują pełną parą. Dopiero w zderzeniu z urną okaże się czy była to para w gwizdek, a urna z prochami. Mam nadzieję, że my doczekamy tej weryfikacji w dobrym zdrowiu szczególnie psychicznym. PS. Panu Marcinowi Dumie osobiście dziękuję za podtrzymaniu mnie w przekonaniu, że nie zwariowałam i że wzrost 9% w 8 dni , to wynik nie notowany w przyrodzie. (Irena Szafrańska) Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO |
|
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r. Skąd: z II irlandii ;-) Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Dobroduszne pokpiwanki
michalkiewicz Jesteś w dziale: Strona główna » Teksty » Dobroduszne pokpiwanki Dobroduszne pokpiwanki Szanowni Państwo! Afery: hazardowa, stoczniowa i podsłuchowa rozwijają się według własnej dynamiki i już niedługo władze naszego państwa zaoferują nam widowisko telewizyjne w postaci komisji śledczej, gdzie będziemy mogli obejrzeć sobie popisy krętactwa w wykonaniu najwyższych dygnitarzy, pana premiera nie wyłączając. Ale bo też to jest jedna z niewielu rzeczy, które władze naszego państwa mogą zaoferować nam – obywatelom, jeśli oczywiście nie liczyć zdzierstwa podatkowego i marnotrawstwa publicznych pieniędzy. Właśnie okazało się, że trzeba będzie oddać 500 milionów złotych spółce J&S, założonej przez dwóch ukraińskich muzykantów, która pośredniczy w sprzedaży ropy naftowej. Nie tylko 500 milionów, ale jeszcze 80 milionów odsetek. Tak orzekł niezawisły sąd, a ponieważ na tym świecie pełnym złości nigdy nic nie wiadomo – to nie wiadomo też, czy jacyś starsi i mądrzejsi nie poradzili niezawisłemu sądowi, by orzekł na korzyść ukraińskich muzykantów. Oczywiście w takie sprawy lepiej zbyt głęboko nie wnikać, bo skoro nasze państwo, które – jak mówi poeta - ma „i wojsko własne, własny skarb”, a przecież nie może uwolnić się od pośrednictwa muzykantów, to cóż dopiero my, bezsilni obywatele? Sprawa muzykantów jest jeszcze jedną poszlaką, pokazującą ile nasze demokratyczne państwo prawne naprawdę może. Oczywiście z jednej strony może bardzo dużo; może na przykład wszystkich podsłuchiwać telefonicznie i pokojowo, podglądać i prowokować, a nawet i obrabować, ale na tym chyba te możliwości się kończą. W innych bowiem sprawach, a zwłaszcza w dziedzinie nazywanej polityką międzynarodową, dygnitarze nasi mogą, jak się wydaje, groźnie kiwać palcem w bucie. Mogliśmy się o tym przekonać na własne oczy 1 września na Westerplatte w Gdańsku i wkrótce potem, 17 września, kiedy amerykański prezydent Obama otwartym tekstem oświadczył, ze w związku z wkroczeniem Stanów Zjednoczonych na nieubłaganą drogę poprawy stosunków z Rosją, Ameryka już żadnych dywersantów w Europie Środkowo-Wschodniej nie potrzebuje. Krótko mówiąc, cała „polityka jagiellońska” zawaliła nam się w jednej chwili. Ale tak to już jest, kiedy nie stoi się na własnych nogach i kiedy próbuje się prężyć cudze muskuły. W rezultacie pan prezydent Kaczyński z podwiniętym ogonem potruchtał w objęcia Naszej Pani Anieli i 10 października podpisał traktat lizboński, nie czekając nawet na sławne „ustawy kompetencyjne”, których uchwalenie uzgodnił był w ubiegłym roku z premierem Tuskiem z Juracie i od których uzależniał ratyfikację. Tymczasem jeszcze raz się okazało, ze pośpiech jest wskazany tylko w dwóch przypadkach: przy biegunce i przy łapaniu pcheł. Przy ratyfikowaniu traktatów – już niekoniecznie. Dzisiaj bowiem odwiedził Warszawę wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, pan Józef Biden. Wszystko wskazuje na to, że pan Biden przywiózł nam środki znieczulające, których zadaniem jest ukojenie naszego bólu po zawodzie wywołanym uwiedzeniem i porzuceniem. Ale nawet wykonując tę prostą misję dyplomatyczną, pan wiceprezydent Biden nie omieszkał pokazać przez fakty konkludentne, jakie są prawdziwe priorytety obecnej administracji amerykańskiej w Polsce. Na ogół bowiem każdy zagraniczny gość rozpoczyna swoją, zwłaszcza kilkugodzinną wizytę, od rozmowy z najważniejszym tubylczym dygnitarzem, a dopiero potem odwiedza, albo nawet przyjmuje mniej ważnych. Otóż wiceprezydent Biden spotkał się najpierw z przedstawicielami społeczności żydowskiej w Polsce. To więcej wyjaśnia, niż mówi, bo potwierdza podejrzenia, iż obecna administracja USA traktuje Polskę już niemal wyłącznie jako skarbonkę żydowskich organizacji „przemysłu holokaustu”. Niemal wyłącznie – bo poza tym również jako rezerwuar darmowych askarysów na różne egzotyczne wojny o pokój. Oczywiście znając naszą próżność i pragnienie uznania ze strony świata, pan wiceprezydent Biden nie szczędzi nam komplementów, nawet graniczących z szyderstwem. Jestem pewien, że robi to nie ze złej woli, tylko raczej z przyzwyczajenia, niemniej jednak określenie Polski jako „strategicznego partnera” Stanów Zjednoczonych zakrawa na mimowolne szyderstwo. I to nie dlatego, by taka rzecz była teoretycznie niemożliwa z uwagi na dysproporcje między Ameryką i Polską. Izrael jest od Polski przecież jeszcze mniejszy, a niewątpliwie jest nie tylko strategicznym partnerem Stanów Zjednoczonych, ale nawet rodzajem strategicznego mentora! Ale strategiczne partnerstwo USA z Izraelem wyraża się w konkretach – a właściwie w najważniejszym konkrecie – mianowicie w dwustronnym sojuszu wojskowym. Tymczasem w przypadku Polski o tym nie ma w ogóle mowy, co oczywiście sprawia, że opowieści o strategicznym partnerstwie amerykańsko-polskim nabierają cech niezbyt taktownego komplementu. Kolejnym rozmówcą wiceprezydenta Bidena był premier Donald Tusk, któremu amerykański gość pewnie zaoferował umieszczenie w Polsce ruchomych rakiet SM3, które są podobno „przyjazne środowisku” – oczywiście międzynarodowemu środowisku politycznemu. To enigmatyczne określenie może mieć oczywiście wiele znaczeń, ale w naszej sytuacji najważniejsze wydaje się jedno: że te rakiety są do przyjęcia przez Rosję. A skoro są do przyjęcia przez Rosję, to znaczy, że nie są dla niej niebezpieczne. Ale w takim razie czy są bezpieczne dla nas? Wygląda na to, że „przyjazne środowisku” ruchome rakiety są rodzajem nagrody pocieszenia za odstąpienie od planów rozmieszczenia w Polsce i Czechach sławnej tarczy antyrakietowej. Ta tarcza antyrakietowa od pewnego czasu też była rodzajem kwiatu paproci, ale przynajmniej miała jedną właściwość, że na stałe znajdowała się na polskim terytorium i w razie czego trzeba by jej chyba bronić. Tymczasem ruchome wyrzutnie zawsze można ewakuować w inne miejsce, zatem obietnica pana wiceprezydenta Bidena sprawia wrażenie już zupełnie na wodzie pisanej. I na koniec pan wiceprezydent Biden zostawił sobie spotkanie z panem prezydentem Lechem Kaczyńskim. Z nim pewnie poruszył kwestie strategiczne, o których zresztą wspominał wcześniej w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” – że USA popierają ukraińskie i gruzińskie aspiracje do NATO, ale to tamte państwa same musza o to zabiegać. W tych uprzejmych słowach potwierdził amerykańskie stanowisko wyrażone jeszcze w grudniu ubiegłego roku przez Kondolizę, że USA nie będą już forsowały obecności Gruzji i Ukrainy w NATO, a tylko „umacniały tam demokrację” – co w przełożeniu na język ludzki może oznaczać starania o odpowiednią pozycję swoich agentów w strukturach tamtejszych państw. Ponieważ jednak Niemcy, związane strategicznym partnerstwem z Rosją, ani myślą godzić się na przyjęcie Ukrainy i Gruzji do NATO, to widać wyraźnie, że dzisiejsza wizyta pana wiceprezydenta Józefa Bidena tylko potwierdza nieodwracalność katastrofy „polityki jagiellońskiej”, a co więcej – potwierdza również, że Stany Zjednoczone – o czym podczas swojej wizyty w Berlinie wspominał kandydat Obama – przyjmują do aprobującej wiadomości przewodnią rolę Niemiec w Europie – ze wszystkimi tego konsekwencjami. Krótko mówiąc – ten cukierek na osłodę ma również posmak goryczy – ale tak to już jest, gdy się w porę nie wykorzysta okazji, jakie były kiedyś w zasięgu ręki. Stanisław Michalkiewicz Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO |
|
Posty: 252
Dołączył: 22 Lip 2009r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Czy neoaferałowie zdołają zamieść pod dywan swoje przekręty? Czy Polacy są na tyle naiwni, że uwierzą w czyste intencje polszewickich posłów w sprawie przekrętów Chlebowskiego i Schetyny? Jedno jest pewne. Neoaferałowie boją się prac tej komisji. Boją się, że skończą jak SLD po Orlenie i Rywinie. Dlatego lansują swój projekt. Mało czasu na badanie wieloletnich procedur. A i tak najważniejsze jest to, że będziemy mieli w 2012 turniej piłki kopanej. Ulubionego sportu mas i Szefa Wszystkich Szefów.
DZIEŃ BEZ AFERY PO TO DZIEŃ STRACONY http://markd.pl/afery-po/ |
|
Posty: 722
Dołączył: 31 Sty 2009r. Skąd: z II irlandii ;-) Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Będzie nowy podatek. Zapłacą kierowcy
Minister środowiska będzie namawiał rząd, żeby rozważyć w Polsce wprowadzenie "podatku węglowego" Wbrew mylącej nazwie podatek ten dotyczy paliw używanych w transporcie i w elektroenergetyce. Obowiązuje w ośmiu krajach UE. - To jest genialny, prosty mechanizm, żeby mieć więcej pieniędzy na ograniczenie emisji CO2, także w sektorze transportowym - twierdzi minister Maciej Nowicki. Chcesz często widzieć w garnku dno głosuj na PO |
|
Posty: 252
Dołączył: 22 Lip 2009r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Pawlak przynosi dary, a w gminach się śmieją
Waldemar Pawlak przygotował prezent dla każdej gminy. Resort gospodarki przekaże im po 12 energooszczędnych żarówek - informuje serwis "Gazety Lubuskiej". Jak to się ma do oszczędzania? Wygląda na to, że... nijak. Energooszczędne żarówki mają zostać przekazane na koszt ministerstwa do urzędów wojewódzkich. Przedstawiciele gmin z woj. lubuskiego muszą zgłaszać się po ich odbiór osobiście. Wszystko to w ramach akcji "Czas oszczędzania energii”, którą wymyślił resort Waldemara Pawlaka. Na przyjazne oświetlenie przeznaczono ponad 450 tys. złotych - przypomina "Gazeta Lubuska". Jeden z wójtów malutkiej gminy w woj. lubuskim wścieka się w rozmowie z gazetą, że więcej wyda na podróż, niż zaoszczędzi na prądzie. Inny urzędnik przyznaje gazecie, że żarówki "gdzieś się wkręci" - Ale specjalnie nikt z drabiną latał nie będzie… - dodaje. Większość bez entuzjazmu komentuje sprawę. Kwitują sprawę krótko: "dawali, to trzeba było wziąć". Sam Waldemar Pawlak podobno nie przejmuje się drwinami z akcji i niezrażony namawia na blogu do przejścia "na zieloną stronę mocy” - czytamy w "Gazecie Lubuskiej". DZIEŃ BEZ AFERY PO TO DZIEŃ STRACONY http://markd.pl/afery-po/ |
|
Posty: 252
Dołączył: 22 Lip 2009r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Sejmową limuzyną za 2,2 mln zł po... pizzę!
Obrady sejmu? To nuda. Zamiast słuchać przydługich wystąpień innych polityków, lepiej wyskoczyć do restauracji. Jak poseł Roman Brodniak z PO, który sejmową limuzyną wybrał się na pizzę. Takie kursy parlamentarzystów państwowymi autami w ciągu zaledwie dwóch lat pochłonęły gigantyczną kwotę - 2,2 miliona złotych. Oczywiście z naszych podatków. Trzeba pędzić na dworzec po żonę? Jechać do centrum handlowego na zakupy? A może szybko dostać się do telewizji na wywiad? Wystarczy, że wykręci się numer i limuzyna już czeka. Posłowie mają do swojej dyspozycji lancie, peugeoty, fordy, skody... w sumie 57 darmowych limuzyn. Darmowych dla parlamentarzystów, bo my, podatnicy, musimy za nie płacić. I to słono! Jak dowiedział się "Fakt", w ciągu dwóch lat Kancelaria Sejmu na kursy posłów wydała 2,2 miliona złotych. Ale ci ciągle bez umiaru korzystają z sejmowych aut. Jak Roman Brodniak, który - jak podpatrzył "Fakt" - niczym strzała wystrzelił z obrad, wsiadł do sejmowego wozu i pognał na warszawski Ursynów. Co go wyciągnęło z sejmowej ławy? Może głód, bo okazuje się, że poseł Brodniak pojechał na drugi koniec Warszawy po to, by zjeść... pizzę. Ale nie sam. W restauracji spotkał się z kobietą. Czyżby randka? - Skąd! Rozmawialiśmy o polityce. A poza tym w tym czasie w Sejmie nic ważnego się nie działo - twierdzi poseł. Czyżby? Okazuje się, że w tym czasie, gdy Roman Brodniak w miłym towarzystwie ze smakiem pałaszował pizzę, posłowie debatowali o podatkach. DZIEŃ BEZ AFERY PO TO DZIEŃ STRACONY http://markd.pl/afery-po/ |
|
Posty: 1141
Dołączył: 16 Marz 2009r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
CYTAT Będzie nowy podatek. Zapłacą kierowcy Minister środowiska będzie namawiał rząd, żeby rozważyć w Polsce wprowadzenie \"podatku węglowego\" Wbrew mylącej nazwie podatek ten dotyczy paliw używanych w transporcie i w elektroenergetyce. Obowiązuje w ośmiu krajach UE. - To jest genialny, prosty mechanizm, żeby mieć więcej pieniędzy na ograniczenie emisji CO2, także w sektorze transportowym - twierdzi minister Maciej Nowicki. Hehe. czego ja się nie dziwię takim pomysłom. Poczytajcie "Prawo" Bastiata - odpowiedzi na te trudne pytania. Grabież legalna może przejawiać się na tysiąc sposobów, stąd nieskończona liczba jej przejawów: cła, ochrona rynku, dotacje, subwencje, preferencje, progresywny podatek dochodowy, bezpłatna oświata, prawo do pracy, prawo do zysków, prawo do płacy, prawo do opieki społecznej, prawo do środków produkcji, bezpłatny kredyt itd., itd. Wszystkie te przejawy – połączone tym, co dla nich wspólne, czyli usankcjonowaną grabieżą – noszą nazwę socjalizmu. |
|
Posty: 1141
Dołączył: 16 Marz 2009r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Nie myślałem, że doczekam czasów (powtórnie), że żarówki będą nielegalnie sprzedawane na czarnym rynku.
I to jest odpowiedz na pytanie, jakim niewolnictwie żyjemy. Niestety dla lewaków wolność znaczy zupełnie coś innego niż jest to na prawdę. PANIE I PANOWIE jesteśmy świadkami jak po raz kolejny z socjalizmu umiarkowanego wchodzimy w socjalizm absolutny zwany również KOMUNIZMEM. Historia lubi się powtarzać, ludzi nic nie nauczy. Grabież legalna może przejawiać się na tysiąc sposobów, stąd nieskończona liczba jej przejawów: cła, ochrona rynku, dotacje, subwencje, preferencje, progresywny podatek dochodowy, bezpłatna oświata, prawo do pracy, prawo do zysków, prawo do płacy, prawo do opieki społecznej, prawo do środków produkcji, bezpłatny kredyt itd., itd. Wszystkie te przejawy – połączone tym, co dla nich wspólne, czyli usankcjonowaną grabieżą – noszą nazwę socjalizmu. |
|
Posty: 1396
Dołączył: 7 Sie 2008r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Jak dowiedziała się "Gazeta", minister środowiska będzie namawiał kolegów z rządu, żeby taki podatek rozważyć także w Polsce. Obowiązuje on już w ośmiu, a wkrótce w dziewięciu krajach UE
Nowe podatki nigdy nie przynoszą społecznego poklasku. A jednak polski rząd zacznie wkrótce dyskutować o wprowadzeniu "podatku węglowego", wzorem Szwecji, Finlandii, Danii, Holandii, Włoch, Wielkiej Brytanii, Norwegii, Francji, a w przyszłym roku - także Irlandii. Dyskusję chce rozpocząć minister środowiska Maciej Nowicki. - Będę rozmawiał z wicepremierem ministrem gospodarki Waldemarem Pawlakiem o tej propozycji już w najbliższym czasie. Bo to jest genialny, bardzo prosty mechanizm, żeby mieć więcej pieniędzy na działania mające prowadzić do ograniczenie emisji CO2, także w sektorze transportowym - powiedział "Gazecie" Nowicki. Pomysł "podatku węglowego", który - wbrew nieco mylącej nazwie - dotyczy paliw używanych w transporcie i w elektroenergetyce, nie jest niczym nowym. W Europie zaczęto go stosować już w latach 90. Teoria ekonomiczna, leżąca u podstaw "podatku węglowego", jest prosta. Kupując i wykorzystując paliwo, konsument nie płaci za straty wywołane przez zatrucie środowiska, zwłaszcza za efekty emisji CO2 do atmosfery. Rynek sam z siebie - przyznają ekonomiści - nie jest w stanie wytworzyć mechanizmu, który te koszty pokrywa. Wprowadzenie "podatku węglowego" problem rozwiązuje, bo konsument zaczyna płacić za zanieczyszczenie, które osobiście powoduje. I dlatego taki podatek jest uważany za rozwiązanie społecznie sprawiedliwe. Dodatkowo - argumentują niektórzy politycy i ekonomiści - "podatek węglowy" skłania do oszczędzania paliw, i w konsekwencji, zmniejsza uzależnienie gospodarki od ich importu. Z tych powodów kolejne państwa europejskie decydują się na wdrożenie "podatku węglowego". Jak to działa w praktyce? Np. we Francji podatek będzie nakładany bezpośrednio na paliwa, tak jak akcyza. W pierwszym roku obowiązywania (2010), obciążenie wyniesie 4,5 eurocenta na każdy litr oleju napędowego, 4 eurocenty na litr benzyny i ok. 0,4 eurocenta na taką ilość gazu, która pozwala wytworzyć jedną kilowatogodzinę energii. Oznacza to, że emisja jednej tony CO2 będzie kosztować każdego mieszkańca Francji 17 euro. Z czasem podatek wzrośnie, ale jego wprowadzeniu we Francji będzie towarzyszyć obniżka innych podatków pośrednich, np. CIT. Wyższe stawki są pobierane w innych krajach. W Szwecji stawka "podatku węglowego" wynosi ok. 2,34 korony na każdym litrze, co w przeliczeniu na tonę CO2, daje ok. 108 euro. We Francji - tak w Szwecji - dochody z podatku węglowego będą wydawane na ochronę środowiska. W Szwecji "podatek węglowy" przyniósł zresztą spektakularne efekty: przyczynił się do 9-proc. redukcji emisji CO2 (od 1991 r.), podczas gdy wzrost gospodarczy w tym okresie wyniósł 48 proc. Co roku "podatek węglowy" przynosi 15 mld koron (ok. 1,4 mld euro). Oczywiście podatek węglowy ma swoje wady. Jak każde obciążenie fiskalne, negatywnie wpływa na wzrost gospodarczy. Podwyższając ceny paliw, ma też wpływ (negatywny) na wzrost cen towarów i usług. - Z podatkiem węglowym trzeba postępować ostrożnie, bo przy jego zaletach, jest on jednocześnie narzędziem do zwiększania inflacji - mówi Nowicki. Przykład Szwecji (inflacja na poziomie 3 proc.) przekonuje jednak, że takiej groźby da się uniknąć. Zresztą już wkrótce Polska (i inne kraje UE) mogą nie mieć wyboru: będą musiały rozmawiać o "podatku węglowym". Komisja Europejska już oficjalnie zaproponowała pod koniec września br., żeby wprowadzić obowiązkowy carbon tax przy okazji zbliżającej się reformy unijnych przepisów o akcyzie paliwowej. Taki podatek - przypomina Komisja - załatałby dziurę w europejskim systemie ograniczania emisji CO2. Unijny ETS (European Trading Scheme) na razie dotyczy tylko podstawowych branż przemysłu (hutnictwa, elektroenergetyki, chemii). Fabryki muszą płacić za swoje emisje CO2. Tymczasem europejski sektor transportowy płacić nie musi. Komisja jest znacznie ostrożniejsza niż np. rząd Francji - proponuje tylko 1 eurocent za każdy kilogram CO2 wyemitowany do atmosfery - czyli mniej niż 1 eurocent na litrze benzyny i/lub oleju napędowego. http://wybor(...)ych.html PZPR przy obecnej PO to jak uniwersytet obok przedszkola. A miało być tak pięknie..... |
|