Nie ma już jazdy na pełnym biegu. Czy to działa?
W listopadzie ubiegłego roku pojawiły się na Alejach Jana Pawła II barierki antyrowerowe. Miały na celu ratowanie życie ludzkiego.
Tak, tak, ratowanie życia bezmyślnym rowerzystom, którzy z rozpędu wjeżdżali na jedną z najbardziej ruchliwych ulic w mieście, zupełnie nie bacząc na to, że ani nie ma w tym miejscu ciągu dla jednośladów, ani że tak w ogóle robić nie wolno. Nawet gdyby było wolno w tym miejscu przeprawiać się na drugą stronę, należałoby zorientować się czy jest to bezpieczne. Rozpędzonego roweru nie da się zauważyć z punktu widzenia jadącego kierowcy samochodu. Nawet gdy jednoślad ma pierwszeństwo, przegra z kretesem w zderzeniu z autem. I jeśli nawet rowerzysta nie straci życia, to może wyjść z takiego „spotkania” pokiereszowanym i okaleczonym do końca życia. Barierki postawiono i częściowo spełniają swoją rolę, bo skończyły się wezwania do wypadków z udziałem rowerów, choć nie wyeliminowały głupoty.
Kolejne barierki pojawiły się na wysokości Biedronki i łącznika chodnikowego do osiedla mieszkaniowego na Alejach Jana Pawła II. I teraz w tym miejscu większość rowerzystów schodzi z jednośladu, choć są i tacy, którzy próbują z wciąż usadowionymi czterema literami na siodełku przecisnąć się między barierkami nie bacząc na przechodniów, których przy okazji bezczelnie „obijają” jednośladem. No cóż… Są ludzie i ludziska. Nie da się już pójść i pojechać na skróty, bo trzeba grzecznie skierować się na ciąg pieszy, nie można już pójść ukosem wydeptaną ścieżką.
Jak Wam się wydaje, czy takie rozwiązania powinny pojawić się wszędzie tam, gdzie są niebezpieczne, bardzo ruchliwe ulice? Czy to dobry pomysł?
Komentarze