Sprawdzili i nic nie wyszło. Kopciucha nie było?
Pan Grzegorz twierdził, że jego sąsiad od lat podtruwa go paląc w domowej kotłowni byle czym. W tej sprawie prosił o pomoc służby, pisał pisma do różnych instytucji, mediów, był w magistracie. Sprawa ciągnęła się latami. W styczniu br. mężczyzna przyszedł nawet na sesję Rady Miasta by poprosić radnych o interwencję. Reportaż o całej sytuacji nakręciła ogólnopolska telewizja. Co się wydarzyło w tej sprawie?
O tym, że problemem ma się zająć prezydent miasta pan Grzegorz usłyszał w Urzędzie Marszałkowskim. Po 4 latach zmagań w końcu coś się zadziało. Rozgoryczony mężczyzna nie krył, że jest u kresu sił. Swoimi rozterkami podzielił się z radnymi.
- Ja mieszkam jak w kotłowni. To co się dzieje, to jest horror. Nie mogę po prostu oddychać, jestem po 3 zawałach, po bajpasach. Nikt nie chce mi pomóc. Piszę do wszystkich instytucji i nie ma żadnego odzewu. Przysłałem filmik do pana prezydenta jak postępują w województwie małopolskim, w Tuchowie. Wystarczy 1000 zł, wiaderko nierdzewne, zebrać popiół z paleniska, wysłać do akredytowanej instytucji żeby stwierdzili co się tam pali- mówił podczas styczniowej sesji pan Grzegorz.
Więcej na ten temat TUTAJ
Komisja Skarg i Wniosków rozpatrywała nawet skargę na prezydenta, że nie podjął odpowiednich kroków. Potem ta skarga wpłynęła na sesję. Teraz Lucjusz Nadbereżny przedstawił ekspertyzę laboratoryjną próbek pobranych z pieca sąsiada i wyjaśnił co miasto zrobiło w tej sprawie. Wcześniej też byli na miejscu. Nie jest prawdą, że w temacie nic się nie działo.
- Pracownicy wydziału udali się na miejsce i pobrali do specjalnie do tego przygotowanych, oplombowanych pojemników próbki, które zostały zabezpieczone komisyjnie i wysłane do laboratorium, które posiada do tego wszystkie wymagane uprawnienia i certyfikaty- powiedział Lucjusz Nadbereżny i przeczytał radnym część ekspertyzy.
Pobrane próbki nie wykazały, by w piecu spalane były substancje niedozwolone. Znaleziono jedynie fragmenty drewna, węgla i popiół. Laboratorium dokonało wnikliwej analizy chemicznej, rozkładając na czynniki pierwsze dostarczony materiał.
Na podstawie przeprowadzonej analizy sitowej, oględzin, analiz fizykochemicznych i analizy porównawczej próbki odpadu paleniskowego o numerze 98/1/2023/1 nie stwierdzono, że doszło do termicznego przekształcania materiałów, bądź substancji niedozwolonych, które zgodnie z przepisami podanymi w ustawie o odpadach z dnia 14 grudnia 2012 roku, nie powinny być spalane.- czytamy w podsumowaniu ekspertyzy.
Czy pobrany materiał był poprawnie pobrany? Czy wszystko odbyło się jak trzeba? Okazuje się, że tak, bo równocześnie, w tym samym czasie pracownicy magistratu pobierali próbki z innych części miasta i tam wyniki badań nie były już tak optymistyczne dla sprawdzających.
- W próbce pobranej na osiedlu Widok, na Górce, zostały wykryte i ujawnione niedozwolone substancje, które wskazują na to, że mieszkaniec w swoim kotle dokonywał spalania niezgodnie z przepisami i oczywiście w stosunku do niego i innych osób, które będą miały takie wykrycia będzie prowadzone postępowanie administracyjne i dalsze w tej sprawie czynności- mówił prezydent.
Poprosił też o wstrzemięźliwe ocenianie i wydawanie wyroków w sprawie, którą zajmowała się komisja i Rada Miasta. Tutaj mamy do czynienia z konfliktem sąsiedzkim, który przybiera na sile. Przekonywał, że w sprawie są dwie strony, ale tylko jedna z nich została przedstawiona publicznie. Tymczasem „oberwało” się tu nie tylko sąsiadowi, ale też urzędnikom. Równocześnie Lucjusz Nadbereżny obiecał, że jeśli pojawią się sygnały o zanieczyszczeniu środowiska, o tym, że ktoś pali nie tym czym powinien, reakcja magistratu będzie szybka i skuteczna. Dotyczy to również skargi, o której była mowa na sesji.
Koszty badań ponosi miasto.
Komentarze