Imprezki są codziennie. Ludzie mają dość
Lato, wakacje i przyjemne temperaturowo wieczory sprawiają, że nocą „krew psują” nie tylko komary, a również bawiący się jak podczas karnawału w Rio młodzi ludzie.
Zapewne na większości ulic w czasie letnim zauważa się nocami wzmożony ruch. Najtrudniej jednak mają mieszkańcy osiedli znajdujących się w centrum Stalowej Woli. Docierają do nas głosy bezsilnych już czytelników. Przecież nie każdy ma wakacje i szansę dospać rano, bo trzeba wstać i iść do pracy. Poza tym nocą się śpi, a nie wysłuchuje cudzych wrzasków. Tutaj kłania się kultura, a raczej jej brak.
Przykład. Ostatnia sobota. Na Centralnym Placu Zabaw gromadzi się kilkunastu młodych ludzi. Popijają coś z butelek, śmieją się głośno, krzyczą, czasem nawet pobiją, potem rozbijają butelki i krzyczą jeszcze głośniej. Zostają po nich pełne śmietniki, zanieczyszczony deptak, trawa i… niesmak. Przegonieni przez policję idą osiedlem, najpierw obok przedszkola, potem wzdłuż bloku 16, między Okulickiego 10 i 8 (przy okazji czasem kopiąc i waląc z pięści w auta), znikają gdzieś za wieżowcami i kontynuują rejs po mieście. Część idzie w kierunku Wojska Polskiego, część Al. Jana Pawła II. Pewnie w zależności od tego, gdzie mieszkają. Są rozbawieni, krzyczą bardzo głośno i śmieją się do rozpuku. Budzą okolicznych mieszkańców nic sobie z tego nie robiąc. Przecież im wolno, przecież oni chcą się bawić. Oni w tej chwili nie chcą spać. Sytuacja powtarza się notorycznie.
- Co wieczór ekipa bardzo młodych dorosłych (tak koło 20- tki) przesiaduje pod SKD, w amfiteatrze, pod przychodnią na KEN i gdzie się da i tak imprezują, że się nie da spać. Dzwonimy na policję, to jak przyjadą, to rozgonią towarzystwo, które za chwilę i tak wraca. Ci ludzie mają gdzieś policję, bo na ogół kończy się ta interwencja na ich spisaniu. Mieszka tu dużo emerytów i chyba boją się reagować. Imprezy te zaczynają się około 20:00 i kończą około 2:00- 3:00 nad ranem, a tych ludzi potrafi się zebrać w grupie 20-30- relacjonuje mieszkanka bloku przy SDK.
Szkieł z porozbijanych butelek jest w mieście mnóstwo. Zdarza się, że ktoś rozetnie nim sobie nogę, przebije dętkę w wózku dziecięcym, hulajnodze, rowerze. Rozbawionych młodych ludzi, których chyba nie stać na siedzenie w knajpach, jest coraz więcej na naszych ulicach. Problemem są też osoby wychodzące z pub-ów i gromadnie wracające nocą do domu. Alkohol buzujący w żyłach psuje hamulce, choć niektórym się wydaje, że im wszystko wolno. Czy tak trudno jest zachować kulturę i trochę przyciszyć głos? Wiele osób skarży się na to, że nie może otworzyć okien latem właśnie ze względu na hałasujących przechodniów.
A jak jest na Waszych osiedlach? Czy jest jakiś sposób na ten problem? Piszcie w komentarzach.
Komentarze