Zieleniak- pozytywne owoce czy skrzynka zgnitych jabłek?
Miasto chwali się Zieleniakiem, czyli halą wybudowaną przy ulicy Okulickiego, przeznaczoną pod handel warzywami i owocami. Po fali krytyki, postanowiono udowodnić, że obiekt pracuje na siebie, że przynosi zyski i że jest doskonałą inwestycją na miarę ostatnich lat. Czy aby na pewno? Przyjrzyjmy się wszystkiemu po kolei… czyli Kowalski liczy, Kowalski sprawdza i Kowalski przygląda się wydatkom.
Dlaczego pod chmurka jest OK, a pod dachem nie jest OK?
Miasto na swojej stronie opublikowało artykuł o pięknym tytule „Zieleniak przynosi pozytywne owoce”. Wynika z niego, że obiekt się sprawdził i że daje zyski, a na jego terenie z powodzeniem handlują sobie kupco- rolnicy. Wiele wypowiadających się w artykule sprzedawców chwali sobie miejsce. I faktycznie, hala ma swoje plusy, bo jest i dach, dzięki któremu nie kapie na głowę i ściany, które nie przepuszczają wiatru, i dostęp chociażby do wody bieżącej. Pomijamy tu oczywiście krytykę tych malkontentów, którzy z uporem maniaka sugerują, że architektonicznie ten obiekt pasuje tam jak pięść do nosa, a środek miasta powinien być zagospodarowany jednak nieco inaczej, bo wokół blaszanych hal tworzy coś w rodzaju dziwadełka nie pasującego do reszty, ale my się z tym absolutnie nie zgadzamy, bo dziwne są jedynie budynki wokół niego, a nie on sam- nowoczesny i ciekawy w wyglądzie wagon z fantazyjnym dachem. Ale wciąż nie o to chodzi. Skupmy się na handlu. Na początku sprzedających było sporo, a później… wyszło jak zwykle, bo oto niewdzięcznicy, jeden po drugim zaczęli uciekać- jak to się u nas mówi- na pole (może dlatego, że to głównie rolnicy?). Sytuacja mogła się zmienić w okresie silnych mrozów, bo w końcu kto wystoi na zimnie z towarem przez kilka godzin, a i klient nie chce kupować przemarzniętych owoców i warzyw. Ostatnio więc- podobno- się polepszyło z frekwencją wewnątrz. Generalnie jednak, wraz z odwilżą zapewne większość znów przeniesie się na zewnątrz, bo kupujący wolą swobodny dostęp do dużej oferty, niż zamkniętą w hali sprzedaż. Nie wspominając tu o wygodnym przemieszczaniu się z wózkiem dziecięcym czy rowerem między alejkami. Kupowanie w hali kojarzy się ludziom z… kupowaniem w sklepach, a przecież nie po to przychodzi się na targ. O tym, że w hali brakowało niedawno jeszcze sprzedawców świadczyła dyskusja, jaka odbyła się podczas sesji Rady Miasta w połowie stycznia br. Zastanawiano się wówczas, czy by do Zieleniaka nie „wpuścić” dodatkowo sprzedawców i producentów pieczywa i ciastek. Ale czy nie zrobiłoby to nam za jakiś czas Hali Targowej bis, gdzie są już praktycznie same boksy sklepowe? I czy w unijnym obiekcie przeznaczonym pod ekologiczne warzywa można sprzedawać chlebek i kruche słodkości nafaszerowane zupełnie nie- ekologicznym cukrem? I znów nie o to przecież chodziło, ale o uporządkowanie placu targowego i luksus sprzedających, którego oni- przypomnijmy- za bardzo nie chcą. Mówiło się też o tym, że opłaty za korzystanie z hali są zbyt duże i że to jest powód tego stanu- a raczej pustostanu- rzeczy. Jak sam zauważył prezydent handel rozbił nam się na kilka miejsc. Wielu rolników, zwłaszcza z nabiałem i wędlinami, ale też i warzywami przeniosło się pod wiadukt i tak już zostało. Klienci przyzwyczaili się do zmian (z wcześniejszego miejsca przed obecnym „Zieleniakiem” ich przepędzono żeby po niemal stuleciach „bałaganu” zaczęło być OK na odcinku między Społem a Społem, no i to OK jest, owszem, ale nie- OK zrobiło się gdzie indziej). Najwyraźniej targ jest dla nas targiem i zakupy chcemy robić pod chmurką, a nie pod dachem, bo tylko to jest dla nas OK. Sprzedający musiał więc wybyć z hali i stanąć jak drzewiej bywało, wprost na ulicy. Sam przy okazji oszczędza na opłatach targowych.
Ale co z tymi finansami?
Miasto we wspomnianym na początku artykule wypisało koszty powstania Zieleniaka i obszaru wokół niego. I tak dowiadujemy się, że budowa hali warzywno- owocowej wyniosła „3 344 002,79 zł, z czego dofinansowanie z Europejskiego Funduszu Rolnego na Rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich: Europa inwestuje w obszary wiejskie, Działanie „Inwestycje w targowiska lub obiekty budowlane przeznaczone na cele promocji lokalnych produktów” wynosiło 997 081,00 zł i stanowiło 63,63% kosztów kwalifikowanych. Ponadto oprócz uzyskanego dofinansowania, miasto odzyskało poniesione koszty związane z podatkiem VAT na tym zadaniu inwestycyjnym w kwocie 555 161,26 zł”. Ale to nie wszystko, bo „obok zadania realizowanego przy wsparciu środków zewnętrznych, realizowane było również zadanie pn.: „Infrastruktura pod targowisko” przez Wydział ITP, obejmujące wykonanie schodów zewnętrznych i ścian oporowych, chodnika i drogi od strony ulicy Okulickiego, przyłączy sanitarnych oraz usunięto kolizje. Koszt inwestycji wynosił 1 245 095,50 zł. Dodatkowo w ramach innego zadania wykonana została droga, parkingi wraz z infrastrukturą wewnętrzną. Wartość zadania wyniosła 3 579 274,44 zł. Dofinansowanie w kwocie 245 568,55 zł uzyskano w ramach Rządowego Programu na rzecz Rozwoju oraz Konkurencyjności Regionów poprzez Wsparcie Lokalnej Infrastruktury Drogowej. Projekt obejmował budowę drogi gminnej w rejonie ulicy Okulickiego w Stalowej Woli wraz z budową kanalizacji deszczowej i sanitarnej, sieci wodociągowej, oświetlenia ulicznego, ciągów pieszych oraz parkingu wzdłuż projektowanej drogi, rozebranie dwóch kolidujących budynków (toalety, „szkieletor”). Odszkodowania za nieruchomości wyniosły łącznie 2 911 042,00 zł.”
Koszty, wydatki, a jakie zyski?
Mamy wścibskich radnych, których nie satysfakcjonują chwaliposty miejskie i którzy drążą zadając pytania i piszą wnioski o udostępnienie danych. Bo cieszyć można się na różne sposoby. Zależy, z której strony się spojrzy. Na przykład miasto się cieszy, że dochód dzięki Zieleniakowi w poprzednim roku wyniósł prawie 55 tys. zł i od razu dodaje, że najważniejsza jednak jest wartość dodana w postaci podniesienia komfortu mieszkańców i poprawy estetyki tego miejsca. Nie chodzi więc tu o marne zyski, ale o co innego. Tymczasem radny PSP siadł z ołówkiem w ręku i wyliczył, że te zyski (te w przeliczeniu na złotówki) to tak nieco palcem po wodzie pisane. Zacznijmy od tego, że koszt budowy obiektu był wysoki, ale też wiązał się z postępowaniami sądowymi i zapłatą odszkodowań dla właściciela tzw. „szkieletora”- budynku stojącego w miejscu, gdzie teraz jest parking i Okulickiego- boczna droga gminna. Chodzi łącznie o 6 prywatnych działek, z których „wyproszono” właściciela tychże. I tak, w 2019 r. wypłacono za nieruchomości na podstawie decyzji 1 010 944,50 zł, a w 2020 r.- 1 392 091,40 zł. Opłaty za materiały (wypisy, opłaty sądowe, operat szacunkowy) wyniosły 9 250 zł. Odszkodowania za nieruchomości łącznie kosztowały miasto 2 911 042 zł, z czego wypłacono łącznie za nieruchomości i materiały 2 412 285,90 zł. Do tego doliczmy koszty wspomniane wyżej na budowę. Oznacza to, że ten budynek chyba nigdy się nam nie zwróci, ale jak mówi miasto, nie o to, nie o to…
- Jeżeli potraktować tę halę pod kątem ekonomicznym, to jest to przedsięwzięcie, które w obecnym wymiarze nigdy się nie zwróci. Wysoce wątpliwe są wyliczenia, które otrzymałem od ZAB-u. Brak w nich kosztów sprzątania obiektu, jak i kosztów osobowych. Prywatny inwestor musiałby jeszcze uwzględnić koszty amortyzacji czy podatku od nieruchomości co spowodowałoby, że w wyliczeniach pojawiłby się wielki minus- mówi Damian Marczak.
Komentarze