Dlaczego możemy być eko max w 10%?
Pewien zapis, który znalazł się w regulaminie targu zdziwił jednego z radnych opozycji. Dlaczego w nowej hali produkty rolnictwa ekologicznego będą mogły zajmować maksymalnie 10% powierzchni?
Powierzchnia handlowa Targowiska przeznaczona pod sprzedaż produktów rolno- spożywczych wyprodukowanych w systemie rolnictwa ekologicznego zajmuje nie mniej niż 5% i nie więcej niż 10% powierzchni handlowej Targowiska- czytamy w nowym regulaminie targowiska.
O co chodzi i dlaczego tak się dzieje- nie mógł zrozumieć radny Damian Marczak. W końcu na targ przychodzi się po produkty „od chłopa” i każdy chce kupić świeżo i choć trochę mniej „chemicznie” niż w sklepie. Jak to jest z tym naprawdę, nie wiadomo, bo marchewka, ogórek czy ziemniak nie powiedzą nam ile mają w sobie sztucznych nawozów i jaką noszą na sobie warstwę oprysków na pleśnie i grzyby. Wielu rolników mówi, że bez chemii nic dziś nie urośnie. Takie czasy. W przeciwnym razie całe plony zostałyby zjedzone przez robactwo i zniszczone przez choroby. Nawet działkowcy leją swoje rośliny chemią. Wystarczy przejść się wieczorem na spacer na teren działek. Widok człowieka z butlą do oprysków na plecach to żadna rzadkość. Jedni pryskają środkami „skonstruowanymi” samodzielnie, mlekiem, octem, mydłem wywarem z różnych roślin, inni leją (nierzadko na oko, od serca) preparatami chemicznymi zakupionymi w sklepie. Bo przecież czego nie widać gołym okiem, tego nie żal. Trudno więc się dziwić radnemu, że chciałby, żeby na targu więcej było prawdziwych produktów „eko”, zdrowszych i korzystniejszych z punktu widzenia żywienia człowieka niż te co już są. Skąd więc taki zapis w regulaminie? Po co komu górne granice?
- Moim zdaniem jest to zupełnie zbędne i można powiedzieć- szkodliwe ograniczenie, bo wiadomo, że wszyscy chcemy kupować z ekologicznych produkcji ekologiczne produkty. Wiem poniekąd, że po części wymuszone to było tym, że były takie zapisy w projekcie, w którym Miasto Stalowa Wola uczestniczyło przy przyznawaniu środków, ale moim zdaniem jest to tak bzdurny i szkodliwy zapis, bo jeżeli np. w projekcie dotyczącym autobusów byłby zapis, że w autobusie może znajdować się tylko 5% osób w wieku powyżej 70 lat, to czy też Miasto Stalowa Wola takowe założenia by przyjmowało? Moim zdaniem to w znaczący sposób ogranicza wolność sprzedaży przez co to spowoduje, że tych sprzedawców będzie mniej, a przez co ceny takich produktów będą zdecydowanie wyższe. To jest w znaczącym stopniu ograniczanie konkurencji- mówił Damian Marczak.
Jak wyjaśnił prezydent takie zapisy wynikają z posiadanych przez miasto danych i z wymagań konkursów. Starając się o dofinansowanie na budowę hali łącznie zdobyto 48 punktów, z czego 5 było za określenie takiej „powierzchni ekologicznej” do sprzedaży (między 5 a 10%).
- Nie jest to również coś, co wynika z przypadku, ale jest wynikiem analizy. Z danych udostępnionych przez Podkarpacki Ośrodek Doradztwa Rolniczego, na terenie powiatu stalowowolskiego nie funkcjonuje ani jedno gospodarstwo rolnicze ekologiczne, które by prowadziło sprzedaż detaliczną. Na terenie powiatu niżańskiego też nie funkcjonuje ani jeden taki podmiot prowadzący tego typu działalność. W najbliższej okolicy mamy w Tarnobrzegu 2 takie podmioty, w Sandomierzu 1, w mieleckim powiecie też nie ma żadnego. Na terenie całego województwa podkarpackiego jest 40- kilka podmiotów– wyjaśnił Lucjusz Nadbereżny.
Nie należy też mylić takich działalności z agroturystyką. Dla samorządu jest wyzwaniem, żeby zapewnić choćby te 5% sprzedaży. Jak zauważył Damian Marczak, fakt, że obecnie takich działalności jest niewiele, nie oznacza, że się one w najbliższej przyszłości nie rozwiną. Biorąc pod uwagę, że Polacy coraz świadomiej poszukują „dobrego” jedzenia, produkcja eko i bio staje się coraz bardziej popularna.
- Rozumiem pana obawy, jeśli chodzi dolną granicę. Bardziej boję się tego ograniczenia z drugiej strony, bo w przypadku kiedy takie ograniczenia będą w takim obiekcie, to jakby nie ma pola do rozwoju tego typu działalności w regionie. Być może jeżeli byłaby możliwość w większym stopniu zagospodarowania tego obiektu właśnie dla żywności zdrowej, ekologicznej, to być może dla takiej działalności byłby dobry powód żeby się rozwijać. Co miały na myśli osoby tworząc takie ograniczenie?- dopytywał Lucjusza Nadbereżnego Damian Marczak.
Jak odpowiedział prezydent, jedynie może się on domyślać, że to racjonalność tworzenia kryteriów takiego programu, bo choć można by założyć, że każdy produkt rolniczy przywożony na rynek jest ekologiczny, to jednak chodzi o certyfikowane warzywa i owoce, hodowane w specjalny sposób. Zdobycie takiego certyfikatu jest trudne. Prezydent uważa, że przy wyższych wartościach jeden duży podmiot mógłby zagospodarować większą powierzchnię tym samym nie dopuszczając lokalnych rolników, którzy mają żywność eko choć bez certyfikatu.
Komentarze