Lądowisko dla helikopterów latarnią szpitala
Nasze lądowisko to nie koparka, żeby wyrabiało jakieś wyimaginowane normy. Nowoczesność wymagała, by mieszkańcy mogli liczyć na najszybszą pomoc. Do dziś mieliśmy już 4 lądowania.
Oby nigdy nie było potrzebne i obyśmy nie musieli z niego korzystać. Ale jesteśmy przygotowani w razie czego na taką ewentualność. Lądowisko cieszy mieszkańców, cieszy dyrektora szpitala. Czasem liczą się minuty, godziny, a szybkie dowiezienie pacjenta do specjalistycznej kliniki może uratować mu życie, zapobiec kalectwu i przyspieszyć rekonwalescencję.
- My lądowiska nie traktujemy jako inwestycji, która jak koparka, tokarka czy inny sprzęt musi codziennie wykonać normę. My to lądowisko traktujemy jak latarnię morską. Ona się ma świecić żeby się statek nie rozbił, ale najlepiej niech się nie rozbija, więc tutaj te światła sygnalizacyjne niech się świecą, ale lepiej żeby ten helikopter nie lądował, poza lądowania szkoleniowymi, a odbyły się już cztery lądowania szkoleniowe. Jeżeli helikopter ląduje, to jest nieszczęście. Albo przywożą pacjenta, albo odwożą pacjenta, więc im mniej będzie tych lądowań i będą tylko lądowania szkoleniowe, tym większe szczęście dla ludzi i ich najbliższych, mniej nieszczęścia dla bliskich- mówi dyrektor stalowowolskiego szpitala Edward Surmacz.
Oficjalne otwarcie lądowiska dla śmigłowców powstałego na dachu szpitala miało miejsce 23 lutego 2018 roku. Jego budowa kosztowała 5,95 mln zł, z czego dofinansowanie wyniosło 4 mln zł.
Komentarze