Tragiczny wypadek w pracy
43- letni mężczyzna zmarł w szpitalu po tym jak doznał wypadku w pracy. Sprawę bada policja i Państwowa Inspekcja Pracy…
To tragiczne w skutkach zdarzenie zakończyło się zgonem. Na miejsce wezwano straż pożarną, policję i zespół karetki pogotowia.
- Do wypadku doszło w niedzielę około godziny 17:00 w Stalowej Woli w jednym z zakładów pracy przy ulicy Przemysłowej. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że do zdarzenia doszło podczas podpinania naczepy do ciągnika siodłowego, gdy 43- letni obywatel Rosji został przygnieciony do naczepy. Mężczyzna doznał obrażeń i został przewieziony do szpitala. Jednak mimo wysiłku lekarzy jego życia nie zdołano uratować- mówi sierżant Małgorzata Kania z Komendy Powiatowej Policji w Stalowej Woli.
Na miejscu wypadku pracowali stalowowolscy policjanci. Dokonali oni oględzin miejsca zdarzenia i sporządzili dokumentację. Powiadomiono również Państwową Inspekcję Pracy i prokuratora. Trwa śledztwo, które ma za zadanie wyjaśnienie przyczyn tego tragicznego w skutkach wypadku.
Komentarze
-pacjentka
Jesteś w grubym błędzie . Czy weekend czy normalne dni , jest tak samo .
Wszyscy uciekają z operacjami do szpitali klinicznych gdzie jest człowiek traktowany jak człowiek . W stalowej normalna umieralnia , syf i kiła . Personel bez kultury żadnej który uważa się za pompek świata , nawet salowa chce mieć coś do powiedzenia . Pytam dlaczego w Lublinie czy Rzeszowie jest inaczej ? Kultura, miła obsługa od sprzątaczki po lekarzy . Coś nie tak w tej stalowej . Służba zdrowia w tym mieście jak i władza miasta
ale ty jestes kot jakich malo hehe
Gdyby mnie spotakało coś takiego, jak to co opisuje pacjentka i potawiono by np. za późno diagnozę, to nie odszedł bym z tego świata sam. Z zimną krwią zabił bym jakiegoś urzędnika NFZ albo lekarza który nie działał kiedy był na to czas. Otatnie dni życia mógł bym nawet spędzić w więzeiniu, z wyrokiem śmierci było by mi to obojętne gdzie umrę, a i tam gdyby starczyło mi jeszcze sił, to zabił bym jeszcze kogoś.
W niedzielę po 17.00 to nie ma szans na przeżycie w jakimkolwiek szpitalu w Polsce gdy lekarze po długich dyżurach weekendowych są przemęczeni, ledwo chodzą słaniając się i sami ledwo na oczy patrzą a co dopiero mają myśleć jak tu pomóc choremu.
Sama miałam okazję korzystać raz z nocnej pomocy i niestety po usłyszeniu od półprzytomnego, padającego z przemęczenia lekarza, " no i co ja mogę poradzić", lepiej było wrócić do domu a od rana, szybko prywatnie badania robić.
Zastanawiam się za co płaci się składki do NFZ, jeśli tak na prawdę gdy zachodzi konieczność udania się do lekarza to albo czekasz 2-3 dni do rodzinnego, który i tak nie da ci skierowań na badania ( uszczupliły by budżet NFZ), w ostateczności gdy się już domagasz to dostaniesz skierowanie do specjalisty, do którego na wizytę będziesz czekać ponad pół roku, potem ewentualne badania diagnostyczne, na które poczekasz około roku i wreszcie jak już ewentualnie specjalista postawi diagnozę to uda ci się rozpocząć leczenie.
Jeśli w takim tempie w Polsce wygląda leczenie, to współczuję ludziom, którzy maja jeszcze nie zdiagnozowanego raka i czekają sobie miesiącami na wizyty do specjalistów. Oby potem diagnoza postawiona nie okazała się zbyt późno by podjąć właściwe leczenie i przeżyć.
A może właściwie w tym wszystkim chodzi o to by tak na prawdę nas nie leczyć i fundować darmową eutanazję. Nie ma leczenia = NFZ przejmie wszystkie składki zdrowotne a i ZUS zyska bo chapnie emerytalne i rentowe.