Rewolucja szkolna to głupota?

Image
[mini]Fot.: archiwum[/mini]

Dzieci nie chcą jeść obiadów, bo niesłone, pić herbaty bo bez cukru. W sklepikach szkolnych nie ma drożdżówek, batonów, ciepłych posiłków. Rewolucja żywieniowa wychodzi wszystkim bokiem.

Rewolucja pani premier to pomysł z kosmosu. Tak uważa wielu rodziców, bo przecież soli w stołówkach dziecięcych przypada około dwóch gramów na obiad „na głowę”. To tyle co nic, ledwo szczypta, to za mało żeby posolić zupę, mięso z drugiego dania, ziemniaki i surówkę. Nie ma mowy, nie wystarczy. Uczniom można przynajmniej to jakoś wytłumaczyć, że tak zdrowiej, ale przedszkolak nie zrozumie, dlaczego ulubione do tej pory ziemniaczki i buraki są niedobre. Do tego herbata gorzka lub kwaśny kompot. Tego żadne dziecko nie przełknie. Wiadomo, że soli powinno się dawać jak najmniej, ale bez smaku, ugotowane mięso, bo smażonego nie wolno, nie da się przełknąć. Nie ma też pierogów, bo z białej maki, nie ma naleśników, a te z żytniej nie smakują. Jaki jest tego efekt? Stalowowolskie dzieciaki ze szkół nie w ciemię bite radzą sobie jak mogą. Obiadów nie jedzą, a zamiast kupować w sklepikach szkolnych ciemne bułki z wędliną o smaku papieru, po drodze zaopatrują się w drożdżówki, kanapki ze smażonym kurczakiem, bekonem, mięsem typu kebab, których nie brak w wielu miejscach Stalowej Woli, do tego cola lub sok wysokosłodzony i na wszelki wypadek, gdyby zaburczało w brzuchu, dodatkowo batonik czy dwa. Przecież nauczyciel to nie cerber i nie będzie egzekwował zaleceń pani Kopacz w sposób przemocowy. Zresztą jest od nauczania, a nie od żywienia.

- Ostatecznie kończy się to tak, że maluchy chodzą głodne, a te starsze jedzą od 1 września więcej, bo na wszelki wypadek zabierają więcej jedzenia do szkoły, tyle, że niezdrowego. To, co widzimy w ich plecakach czasem przyprawia o zawrót głowy. Mają, owszem, jabłka, gruszki, śliwki, ale to rodzice głównie o to zabiegają, by dzieci brały je ze sobą. Więcej jednak jest chipsów, batoników, wszelkiego rodzaju czekoladek, słodkich bułek, które dzieciom bardziej smakują niż ciemne pieczywo i niesłone obiady. Gdy się ma 7- 8 lat raczej nie lubi się grahamek czy żytniego chleba, to przychodzi z wiekiem. Już 5-6- klasiści częściej sięgają po takie pieczywo. Do tego się dorasta. Nikt przecież na siłę nie wpycha w domu dzieciom czegoś, czego nie mogą przełknąć. Siłą nie zmusi się nikogo do dobrych nawyków, bo siłą można tylko kogoś zniechęcić i uprzedzić. Dzieci widzą jak się je w domu i te nawyki kiedyś wyniosą. Tutaj szkoła nic nie zmieni. Miodem, które proponuje ministerstwo nikt nie będzie słodził w szkołach, bo litr takiego prawdziwego miodu kosztuje 30-60 zł. To ogromna kwota. Poza tym wiele dzieci nie lubi miodu, wiele ma silną alergię na pyłki, które miód zawiera i koło się zamyka. Gorzkiej herbaty nie wypije żadne dziecko, prędzej wodę przegotowaną. Absurdalne przepisy mogą sprawić, że niejadki będą jeszcze większymi niejadkami, a reszta będzie jeść więcej, bo kiedyś w sklepiku mógł uczeń kupić coś do zjedzenia, wówczas, gdy był głodny, a teraz zje, bo już przyniósł ze sobą więcej, na wypadek gdyby był głodny- mówi nauczyciela z jednej ze stalowowolskich szkół podstawowych.

Przyjrzeliśmy się stalowowolskim placówkom edukacyjnym. W podstawówkach wkrótce część dzieci może przestać chodzić na obiady, bo stały się niesmaczne. Wprawdzie rodzice coraz częściej wkładają dzieciakom woreczki z solą i cukrem do plecaków, ale skąd np. taki 7- latek ma wiedzieć ile ma posolić? Poza tym posolenie z wierzchu mięsa i ziemniaków to nie to samo, co ugotowanie ich z solą. Dodawanie do potraw wielu przypraw, by jedzenie nabrało smaków również mija się z celem. Dziecięcy smak jest delikatniejszy niż osób dorosłych. Wiele dzieci po prostu nie lubi oregano, papryki, bazylii czy kminku. Po co więc dokładać na siłę przyprawy do dań? A jak posłodzić herbatę? Nosić ze sobą łyżeczkę i mieszać nią? Później chować do plecaka, który i tak jest ciężki? A może na rynku wkrótce pojawią się zestawy antyministerialne zawierające niezbędnik głodnego człowieka?

Nieco inaczej sprawy mają się w szkołach średnich. Zmuszanie, często dorosłych już obywateli, do pewnych zachowań jest co najmniej dziwne.

W stalowowolskim ogólniaku przy Staszica do niedawna na długiej przerwie można było zjeść coś ciepłego, np. kopytka, pierogi czy hot- doga. Teraz nie ma nic takiego. Młodzież będzie „zdrowsza”, bo na ciepłe dania biegnie po sąsiedzku do McDonald’sa, a że przy okazji nie zdąża na lekcje? Bywa. Ostatnio dają tam również kupony zniżkowe na jedzenie, więc młodzi ludzie wrócą tam ponownie na pewno. Gdy się ma zajęcia do wieczora, trudno nie skusić się na coś konkretnego, zwłaszcza gdy w brzuchu burczy. Cały dzień nie da się nosić przy sobie kanapek z masłem i wędliną, bo w końcu staną się niejadalne, a przy tak gorących dniach jak ostatnio, po prostu trujące. Czy kopytka nie są zdrowsze niż smażony kurczak i frytki? Pewnie są, ale nie można ich teraz serwować w szkole. Nauczyciel nie może zabronić uczniowi szkoły średniej opuszczenia placówki. To by było śmieszne, gdyby zrobiono dyżury pedagogiczne przed drzwiami szkoły i wypytywano każdego ucznia czy czasem nie idzie postąpić wbrew zaleceniom Ewy Kopacz i nie zamierza najeść się czegoś niezdrowego.

Ze szkół znikają również automaty z napojami ciepłymi, bo herbata czy kawa zawierała cukier, a przecież w szkołach średnich uczy się wiele osób pełnoletnich. Po szkole mogą wypić piwo, ale w szkole nie napiją się słodzonej herbaty. Nie będzie pierogów, bo są z białej mąki, nie będzie hamburgerów, bo mają smażone mięso, nie będzie też soków w kartonach, bo są dosładzane, nie będzie też napojów gazowanych, bo mają bąbelki, nie będzie- jak mawiał kiedyś kandydat na prezydenta Krzysztof Kononowicz… niczego. I miał rację.

- Nie jestem specjalistą od dietetyki, choć rozporządzenie uczyniło ze mnie głównego strażnika zdrowej diety. Myślę, że troszkę nastąpiło takie przesunięcie „pod ścianę” tego rozporządzenia, bo jeżeli nie możemy używać np. soli, no to życzę każdemu smacznego, kto nie posoli ziemniaków w domu. Faktem jest, że teraz sklepiki bardzo zubożały, część najemców wypowiedziało umowy najmu, bo nie są w stanie zabezpieczyć tego, co nakazuje rozporządzenie. Paradoks polega na tym, że wystarczy wyjść poza obręb szkoły 50 metrów i kupić dokładnie to samo. Myślę, że w przypadku licealisty, któremu nie wolno kupić kawy, albo batonika, o którym się czyta, pisze, że również wpływają pozytywnie na proces myślenia przed sprawdzianem czy egzaminem, no to wylaliśmy trochę dziecko z kąpielą. Ta lista, którą dołączono do rozporządzenia jest nieco przesadzona, a druga sprawa: chodzi o osoby, które prowadza działalność gospodarczą, prowadzą te sklepiki, a o tym chyba zapomniano- mówi dyrektor LO im. KEN Mariusz Potasz.

Lista została zatwierdzona 26 sierpnia 2015 roku. Nie było więc za wiele czasu na zmiany. A co z najemcami szkolnych sklepików, którzy już zaopatrzyli się w produkty na nowy rok szkolny? Kontrole mają zacząć się już w przyszłym miesiącu. Nikt nie sprzeda spod lady towaru zakazanego.

- Jestem za zdrową żywnością, tylko w jakiś rozsądnych granicach- mówi Mariusz Potasz.

To dyrektor kontroluje czy nie ma w sklepiku białego pieczywa, czy nie ma produktów z zawartością soli, tłuszczu, czy nie ma np. smażonych pierogów.

- Brzmi to troszkę zabawnie, bo uczyniono z nas, dyrektorów specjalistów od dietetyki, a to też nie o to chodzi. Myślę, że trochę przesadzono z tą listą, zwłaszcza dla takiej młodzieży jaka jest w szkołach ponadgimnazjalnych. Mamy dzieci z 40 miejscowości, dojeżdżają, często w szkole spędzają po kilkanaście godzin i nagle pojawił się problem z pierogami, bo biała mąka też jest niedozwolona. Problem opanowaliśmy, pan ze sklepiku robi pierogi z mąki razowej. To jest problem dla tej młodzieży, która nie może zjeść ciepłego posiłku- mówi dyrektor „Staszica”.

Pewne przyzwyczajenia wynosi się z domu i w przypadku „nawracania” Polaków na zdrową żywność trzeba by rozpocząć od edukacji całych rodzin, promowania pewnego stylu życia, by wykształcić zachowania prozdrowotne. Jak mówi dyrektor „Staszica” młodzież w szkołach średnich sama już unika kupowania jedzenia niezdrowego. Powinno się raczej pomyśleć o wyeliminowaniu ze szkolnych sklepików żywności typowo niezdrowej: izotoników, mocno słodzonych napojów gazowanych, chipsów, a nie zakazywać niemal wszystkiego. W „Staszicu” stało do tej pory kilkanaście automatów z napojami i słodyczami. Wszystkie muszą zostać zlikwidowane…

- Do mnie skarg nie zgłaszały dzieci- mówi Andrzej Koluch, dyrektora ZSP nr 1 im. gen. Wł. Sikorskiego.- Ale część młodzieży jest taka, że chciałaby jednak korzystać z różnego asortymentu, nie tylko tego, który jest dopuszczony rozporządzeniem. Niemniej jednak, moja ocena globalna, bo myślę, że to ma działać na przestrzeni nie 3-5 lat, ale na przestrzeni dekad, że chyba ten kierunek jest dobry, dlatego że jeśli przyzwyczaimy dzieci od szkoły podstawowej poprzez gimnazjum i szkołę średnią do tego, że jest jakiś ograniczony dostęp do tego tzw. „śmieciowego” jedzenia, że to jedzenie nie jest tak naprawdę promowane pośrednio przesz szkoły, to myślę, że to może mieć jakiś wpływ na kondycję naszego społeczeństwa w przyszłości. Oczywiście, tutaj dodatkową rolę, niezbędną, muszą pełnić rodzice, którzy również powinni wpajać pewnego rodzaju nawyki żywieniowe. Oczywiście, jest to dzisiaj problem dla ajentów, jest to problem dzisiaj dla niektórych dzieci, które korzystały z tego typu jedzenia, a było ono tańsze- mówi Andrzej Koluch, dyrektora ZSP nr 1 im. gen. Wł. Sikorskiego.

W szkole dotychczas działały dwa automaty z napojami i słodyczami. Szkoła musiała je zlikwidować...

[AB]

Komentarze

Dodaj swój komentarz

Przed publikacją zapoznaj się z Polityką Prywatności. Pamiętaj ponosisz odpowiedzialność za swój wpis!
By sprawdzić czy nie jesteś bootem, wpisz wynik działania: 1 + 2 =
ilumi

syfiaste żarcie niech pozostanie w domach i tyle, własnie szkoła jest od tego, żeby pokazywac przykład

mik8

Jeszcze musi wiele lat upłynąć zanim będzie w tym kraju normalnie.
Zamiast się cieszyć, że wreszcie ktoś zrobił porządek z tym syfem i zadbał o zdrowie waszych dzieci (skoro sami nie potraficie), to jak zwykle narzekania i teorie spiskowe.

Jeszcze kilka lat temu w dużym mieście żeby zapisać dziecko do przedszkola/żłobka z twkim menu, jakie teraz stanie się standardem (no może trochę ciekawszym, bo naszym kucharkom niestety polotu brak) trzeba było zapłacić grubą kasę.

~zxc

Nowe przepisy oczywiście tyczyły się tego, że zbankrutowała mała przedsiębiorczość. Po nic innego. Systematycznie tak się dzieje od czasów rządów PO, a dług nie rósł tylko za PiS, no ale kogo to obchodzi. "Zielona wyspa" i "mniejsze zło" umiech

~xzc

Demokracja nie jest najlepszym system. Smiem twierdzić, że w Polsce bardziej sprawdzała się monarchia. Demokracja po polsku to machanie szabelką i stawanie na stoły, z czego nic nie wynikło dobrego 1RP, 2RP, 3RP

Andrzejek

Taka rewolucja w zderzeniu z głupotą rodziców to faktycznie głupota. Jak jeden z drugim naraża swoje dziecko na choroby z powodu złego żywienia to jego sprawa. W szkole publicznej nie powinno mieć to miejsca. Chcesz truć dzieciaka to rób to debilu w swoim domu za swoje pieniądze.

~Pikador

Jest demokracja, to najlepszy system rządów, lepszego nie wymyślono, Polacy wybierają najlepszych sposród siebie do rządzenia, więc nie narzekajcie.

~buuu

to teraz pani Kopacz i osoby odpowiedzialne za wprowadzenie tej zmiany niech przez miesiaąc jedzą dania podawane w przedszkolach i szkołach zamiast raczyć sie wykwintnymi daniami szefów kuchni: homarami, kawiorami i innymii rarytasami!!!!!!!!!!!! Skoro obiad dla dziecka w szkole kosztuje 50-60 zł na miesąc to niech pani Kopacz też je takie dania, niech wie co zrobiła!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

~bea40

Glupota ! W szkole czy przedszkolu beda chodzić dzieciaki glodne a wracajac do domu krzyczeć jeść W domu mama zrobi schabowego z gotowanymi osolonymi ziemniakami i da kompot poslodzony cukrem albo herbatę.
Tak powinnismy promowac zdrowe odżywianie, ale nie poadac z jednej skrajności w drugą.
Myślę ,że te glupoty poprawi nowy rząd ,bo to co wymysla Pani Kopacz nie bardzo wiadomo czemu będzie służyć, bo napewno nie tej idei

agatka314

No jak dzieci nauczone w domu jeść zupy na kostce rosołowej i jeszcze dosalane jakimiś warzywkiem, to się nie dziewię, że teraz wybrzydzają.
Ja tam osobiście jestem zadowolona ze zmian. Co złego jest w razowej bułce, mące czy wodzie do picia? Posyłając dziecko do przedszkola trochę martwiłam się jak to będzie z jedzeniam. Ale jestem naprawdę zadowolona, jak dla mnie super. Nie ma smażonych potraw(mięsko gotowane), kompot nie zawiera tony cukru. A do picia zamiast herbaty dzieci dostają wodę tyle ile chcą. Do śniadania i podwieczorku jakiś owoc. Na śniadanie bardzo często owsianka. Moja córka uwielbia jeść w przedszkolu.

I to nie jest niechęć dzieci do obiadów w szkole tylko rodzice mają z tym problem. Pewnie w domu lamentują jakie to niedobre. I pakują dzieciakom w plecaki batoniki i jakieś słodkie ulepiki nazywane napojami (bo pisze że witaminki i bez konserwantów)
Wystarczy dać dziecku przykład. I wszystkim wyjdzie to na zdrowieumiech
Oczywiście można zjeśc i coś słodkiego, bo wszystko jest dla ludzi. Ale tylko z umiaremumiech

wyborca

Ustawa jest zbyt rygorystyczna. Powinni wycofać tylko najbardziej szkodliwe produkty, bo inaczej sklepiki upadną. Przeanalizujmy poszczególne aspekty:

1. Sklepik w LO KEN - będzie cienko z utargiem, bo na długiej przerwie można wyjść do pobliskiej budki z klaunem, którą należało zablokować.

2. Szkoły nie wolno opuszczać, ale w liceum nikt tego nie przestrzega. Można zamykać podstawówki, ale wtedy dzieciaki wstąpią do sklepu po słodycze przed lekcjami lub po lekcjach.

3. W szkolnych sklepikach najwięcej było czipsów. Nigdy mi nie smakowały, ale kiedykolwiek ustawialiśmy się na picie, nie obyło się bez co najmniej 1 paczki.

4. Jeśli takie nawyki żywieniowe wynieśli z domu, szkoła ich nie zmieni. Sami rodzice i dziadkowie wciskali im słodycze i dawali colę do picia, więc herbata z łyżeczką cukru im smakować nie będzie.

5. Co można zaproponować licealistom? Ci na pewno chcieliby iść na masę, a tu niezdrową żywność trzeba zastąpić dietą wysokobiałkową. Bilans energetyczny też powinien być nieujemny szczególnie u osób, które trenują sport. Czyli edukacja jak zastąpić śmieciowe żarcie wartościowym jedzeniem.

mik8

Gdzie ja mieszkam?!
Bardzo dobrze, ze ktoś się wreszcie wziął za jedzenie w żłobkach i przedszkolach. A czym skorupka za młodu...
Poza tym wciąż można solic, tylko solą z obniżoną zawartością sodu (solic nie mozna tylko już gotowych potraw, czyli dosalac tak naprawdę) i wciąż można slodzic, ale cukrem trzcinowym lub miodem. I super.
Pierogi z mąki razowej są pyszne, kompot można wypić z odrobiną miodu, choć nie wiem po co zabijać jego prawdziwy smak, a ziemniaki z rozmarynem i odrobiną soli - bomba.

Szkoda tylko, że nie wszystkie przedszkola się dostosowaly i wciąż na podwieczorki serwuje się słodycze, zamiast normalny posiłek.

~bolo

Ma rację pan dyrektor Potasz, że przepis nie tylko trochę wprowadził zamieszanie ale postawił dotychczasowy system na głowie! Rzeczywiście, sklepik w LO upadnie ale za to dobrze będzie się miał M Donald. Czy niemądrzy ludzie powinni ustanawiać prawo? Oto jest pytanie!

~Stalowy BLG

CYTAT
Zakazany owoc smakuje jeszcze lepiej.

Dlatego to nic nie da. Jak rodzic zabroni również. Ale jak wytłumaczy i będzie dawał dobry przykład to dziecko w wieku szkolnym zrozumie. Tylko jakim prawem dziecku chipsów może zakazywać minister zdrowia a nie rodzice.

Właśnie piję herbatę (nie można kupić w sklepiku). Rano zjadłem drożdżówkę. Zdegenerowałem się, powinienem trafić za kratki.

Klemens_Maria

Zakazany owoc smakuje jeszcze lepiej.

~fidelo

idiotyzm pani Kopacz sięgnął zenitu, niech sama żre pierogi z mąki żytniej, pije kompot bez cukru, ziemniaki żre bez soli, mięso III kategorii ugotowane,

~mama

Kolejny idiotyczny pomysł ustawodawcy. Dzieci i młodzież szkolna jak nie kupi w szkole, to kupi obok szkoły. Niestety szkolni sklepikarze stracą pracę. Z wody mineralnej i jabłek nie zarobią 1200 zł na ZUS. Pani minister ma dzieci w prywatnej szkole, więc posiłki mają gwarantowane. Co ją obchodzi, że młodzież nie zje nic ciepłego przez cały dzień?

~Szok

A nowotworów jelitowych i żołądka zastraszająco coraz więcej. Rodzice nie serwujcie swoim dzieciom takiego spadku.