W piątek jak co roku miała odbyć się Droga Krzyżowa ulicami miasta. W zeszłym tygodniu pogoda pokrzyżowała plany parafiom pw. św. Floriana, Trójcy Przenajświętszej, Bł. Jana Pawła II. Tym razem uroczystość odwołano w Bazylice…
15 marca ulicami miasta miały przejść dwie drogi krzyżowe- z Parafii św. Floriana oraz p.w. Błogosławionego Jana Pawła II. Warunki atmosferyczne sprawiły jednak, że wierni pozostali w kościołach. Sypał wówczas gęsty śnieg, a na ulicach i chodnikach zalegały ogromne hałdy śniegu. Duszpasterze zachęcali, by wziąć udział w Drodze Krzyżowej za tydzień, tej którą organizuje największa parafia w mieście.
Wierni z całego miasta zgromadzili się bardzo licznie w kościele Matki Bożej Królowej Polski w piątek 22 marca o godz. 19.30. Jeszcze podczas porannej mszy świętej proboszcz ks. Edward Madej podał do wiadomości, że uroczystość jest planowana. Przez cały jednak dzień sypał śnieg, drogi i chodniki były śliskie. Uznano, że w takich warunkach, jak powiedział proboszcz- ze względu na bezpieczeństwo- zdecydowano się na odprawienie nabożeństwa w kościele.
Droga krzyżowa ulicami miasta to już tradycja wpisana w historię miasta. Wierni bardzo chętnie i licznie biorą w niej udział. W ubiegłym roku 14 stacji drogi krzyżowej rozważało idąc Alejami Jana Pawła II (od Bazyliki Konkatedralnej p.w. Matki Bożej Królowej Polski) około 1,5 tys. osób. Co roku wierni przemierzają tę samą trasę aż do ronda na ul. KEN, przy którym stoi krzyż. Podczas nabożeństwa modlono się w intencji ochrony życia poczętego.
- Dopiero po 10 latach przestałem czuć się winnym tego, co się stało - mówi w rozmowie z TOK FM Marcin K., ofiara księdza pedofila, który w procesie karnym został skazany na 2 lata więzienia. Teraz Marcin K. chce walczyć o 100 tys. odszkodowania od kurii. - Mogli zapobiec temu, co mi zrobiono. Nic nie zrobili.
Apeluję do prawników o pomoc! - Marcin K. chce walczyć o odszkodowanie od kurii>>
Jakub Janiszewski: Miał pan 12 lat, gdy poznał pan księdza Zbigniewa R.
Marcin K.: Tak. To było w listopadzie 2000 roku. Spotkaliśmy się na cmentarzu. Ks. Zbigniew odprawiał tego dnia pogrzeb. Ja przyszedłem z babcią zapalić znicze na grobie mojej chrzestnej. W pewnym momencie zgubiłem się. Nie mogłem znaleźć babci, więc zacząłem iść w stronę autobusu, którym chciałem wrócić do domu dziadków.
Odwróciłem się i zobaczyłem, że ksiądz idzie za mną. Zawołał mnie, zaproponował podwiezienie. Powiedział tylko, że najpierw musi podjechać na plebanię, odłożyć stułę i komżę. Zgodziłem się. Jestem z katolickiej rodziny - ksiądz to była osoba, której się ufało.
Plebania była bardzo blisko cmentarza. Wysiedliśmy z samochodu, ksiądz otworzył drzwi do części mieszkalnej. Zaprosił mnie na górę, do swojego pokoju. Bardzo dokładnie pamiętam każdy szczegół tego miejsca. Gdzie były drzwi, gdzie szafka, gdzie łóżko. Dokładnie pamiętam ten zapach. Kazał mi usiąść obok siebie. Usiadłem. Kazał się przybliżyć. Zrobiłem to. Moja noga dotykała jego nogi. Wtedy położył swoją dłoń na moim kroczu, a moją ręką ścisnął swoje krocze i zaczął się masturbować.
To było pierwsze spotkanie. Podobnych spotkań było kilkanaście. Molestowanie trwało od listopada do kwietnia następnego roku. Kto wiedział o tej sprawie? Próbował pan kogoś zaalarmować?
- Ksiądz przyjeżdżał po mnie pod szkołę. Wiedziałem, że to, co się dzieje, nie jest normalne. Zacząłem uciekać z zajęć, nie chciałem tam być. Szybko to zauważono. Pani pedagog wywołała mnie z lekcji, by porozmawiać o nieobecnościach. Jej pierwszej opowiedziałem wszystko.
Następnego dnia było kolejne spotkanie - z dyrektorką. Powtórzyłem wszystko, co mówiłem dzień wcześniej. Wezwała moją mamę. Odbyło się trzecie spotkanie, a ja po raz trzeci opowiedziałem, co zrobił mi ksiądz Zbigniew. Po tym zostałem wyproszony z gabinetu. Nie słyszałem dalszej części rozmowy. Gdy się zakończyła, zrozumiałem, że mama mi nie wierzy. Następnego dnia zabroniła mi iść do szkoły. Jednak złamałem ten zakaz i poszedłem na lekcję. Ani pedagog, ani dyrektorka nie wróciły już do sprawy. Jakby nic się nie stało.
Po latach, w sądzie, matka zeznała, że naciskano na nią, by nic z tym nie robić. Ojciec zeznał natomiast, że gdy wrócił do domu i dowiedział się o wszystkim, pojechał, by pomówić z księdzem. Ale go nie zastał. Sprawa została wtedy zbagatelizowana przez wszystkich, którzy wiedzieli. Nikt nic nie zrobił.
Został pan sam. Wykorzystywanie seksualne się nie skończyło, trwało kilka kolejnych miesięcy. Co dzieje się w głowie dziecka, które doświadczyło aktu takiej przemocy, takiego nadużycia? Dlaczego - mimo strachu, złych emocji, niechęci do oprawcy - wracał pan do księdza Zbigniewa?
- Dopiero po latach na psychoterapii odpowiedziałem sobie na to pytanie. Ksiądz na samym początku dokładnie wypytał mnie o rodzinę. Doskonale wiedział, że nie mam kontaktu z ojcem, który był marynarzem i rzadko bywał w domu. Związał mnie ze sobą, emocjonalnie, psychicznie, stał się autorytetem. Pojawiła się wtedy silna więź.
I druga sprawa: ciekawość. Choć to może brzmi strasznie. Ja wtedy dojrzewałem, seksualność chłopca wtedy właśnie się kształtuje. Dopiero na terapii uświadomiłem sobie, że ciekawość dziecka jest czymś normalnym. Dopiero po 10 latach przestałem czuć się winnym tego, co się stało.
Mając 17 lat przeżył pan załamanie nerwowe. Czy można powiedzieć, że było to konsekwencją tego, co zrobił panu ksiądz Zbigniew?
- Bez wątpienia. Jako 12-letnie dziecko - po tym, jak dorośli zignorowali moje sygnały - zepchnąłem to wszystko. Ale po kilku latach to zaczęło powracać. Runęła jakakolwiek relacja z moją matką. Na nią zacząłem przerzucać to, co się stało. Nie mogłem jej wybaczyć, że mi nie pomogła. Uciekłem od ludzi, od otoczenia. Załamałem się. Trafiłem na oddział psychiatryczny.
Próbował pan później kontaktować się z ks. Zbigniewem?
- W drugiej klasie liceum - gdy to wszystko zaczęło powracać - poszedłem na plebanię, zadzwoniłem. Był tam. Patrzyłem mu w twarz. A on się śmiał i zamknął przede mną drzwi. Później widziałem go jeszcze raz, na pogrzebie dziadka. Zrobił dokładnie to samo. Spojrzał na mnie i zaczął się śmiać. Czułem się strasznie.
Co się zdarzyło później? Dlaczego po tylu latach zdecydował się pan wrócić do tej sprawy, złożyć pozew?
- Po pierwsze, pomogła mi psychoterapia. Leczenie trwało trzy lata. Dzięki niemu znalazłem odpowiedzi na wiele pytań. Uświadomiłem sobie, że to nie jest moja wina. Udało mi się stanąć na nogi i powiedzieć: tak nie może być. To nie może zostać zapomniane. Muszę coś z tym zrobić.
Postanowiłem wytoczyć proces człowiekowi, który mnie skrzywdził. Proces, który powinien się odbyć 10 lat wcześniej.
Z tego, co ustalił sąd rejonowy, można domniemywać, że ofiar było więcej.
- Pokrzywdzonym jest m.in. pan Piotr. Zdecydował się zeznać przed sądem, gdy usłyszał mój apel w telewizji. Wówczas, na etapie postępowania prokuratorskiego w prokuraturze rejonowej w Kołobrzegu, do prokuratora telefonicznie zgłosiły się cztery osoby. Czterech dorosłych dziś mężczyzn. Prokurator zachęcał ich do złożenia zeznań. Trzech odmówiło, tłumacząc, że mają rodziny, że się wstydzą, że Kołobrzeg to przecież małe miasto. Zeznawać zgodził się jedynie Piotr. Był wykorzystany rok przede mną, w trakcie egzaminu przed bierzmowaniem.
Opis zdarzenia na podstawie uzasadnienia wyroku Sądu Rejonowego w Kołobrzegu:
W 1999 roku uczniowie jednej z parafii w Kołobrzegu przystąpili do bierzmowania. Wcześniej każdy uczeń musiał zdać egzamin, który odbywał się w mieszkaniu proboszcza. Jakie były zasady? Do pokoju wchodziła grupa trzech lub czterech osób. Każdy po kolei odpowiadał na pytania i wychodził. 14-letni Piotr zdawał jako ostatni. Został w pokoju sam na sam z księdzem. Mylił się, jąkał. Zbigniew R. poprosił, by do niego podszedł. Wtedy włożył swoją rękę w majtki chłopca, objął jego członka, dotykał go. Następnie rękę Piotra włożył w swoje spodnie tak, by 14-latek poczuł jego genitalia.
Gdy chłopiec opuszczał pokój księdza, usłyszał, że ma nic nie mówić o tym, co się stało; że ma to być ich tajemnica. Piotr opowiedział jednak wszystko koledze. Później - rodzicom. Jego ojciec zgłosił to w jednym z urzędów (z uzasadnienia sądu nie wynika w jakim). Żadnej oficjalnej reakcji nie było. Jednak - jak mówił pokrzywdzony - interwencja poskutkowała. Ksiądz Zbigniew zaczął go unikać.
Przed sądem mówił pan, że widział księdza na mieście również z innymi chłopcami.
- Jestem pewien, że nie tylko ja i Piotr jesteśmy pokrzywdzonymi. Mniej więcej rok po tym, jak mnie wykorzystał, widziałem księdza z innych chłopcem. Jechał z nim samochodem. Tym samym, którym mnie zabrał spod cmentarza. Poczułem strach, przyspieszyłem.
W grudniu 2012 zapadł wyrok w II instancji. Ksiądz Zbigniew R. został skazany na dwa lata więzienia bez zawieszenia. Dlaczego zdecydował się pan teraz na proces cywilny?
- Uważam, że mam do tego prawo. Moja wiarygodność jest udowodniona dwoma wyrokami. I chcę dochodzić zadośćuczynienia za doznane krzywdy.
Za leczenie psychiatryczne do tej pory zapłaciłem ponad 10 tys. zł. Chcę, aby te pieniądze zostały mi zwrócone. W czasie postępowania, w listopadzie 2009, do kurii wpłynęło pismo, w którym domagam się zadośćuczynienia w wysokości 100 tys. zł. Opisałem w nim dokładnie, co mnie spotkało. Kuria odpowiedziała krótko: sprawa jest poważna i wymaga starannego wyjaśnienia, ale zarówno proces karny, jak i ewentualny proces cywilny mogą być wytaczane księdzu jako osobie fizycznej, a nie kurii.
A przecież Kościół w Polsce nie różni się chyba od Kościoła w USA i Irlandii, gdzie zapadają wyroki cywilne nakazujące kuriom wypłacanie odszkodowań.
Kontaktował się pan z prawnikami?
- Polecono mi kilku prawników z Koszalina. Jednak gdy usłyszeli, że stroną w sprawie ma być kuria biskupia koszalińsko-kołobrzeska, odmówili. Jestem na etapie poszukiwania prawnika, który mi pomoże i pokieruje tą sprawą. Jeśli ktoś może i chce mi pomóc od strony prawnej, będę bardzo wdzięczny.
Ostatnio spotkał się pan też z obecnym biskupem diecezji.
- Zostałem zaproszony na spotkanie przez biskupa Edwarda Dajczaka (jest biskupem diecezjalnym od 2007 roku, to on doprowadził do odejścia Zbigniewa R. z parafii po - jak tłumaczy - informacjach o stosunkach homoseksualnych księdza). W rozmowie potwierdziłem, że będę skarżył kurię koszalińsko-kołobrzeską za to, że wiedząc, nic nie zrobiła w celu powstrzymania ks. Zbigniewa przed czynami pedofilskimi. Usłyszałem znów, że mam takie prawo, ale mogę pozwać jedynie samego księdza.
Biskup zaproponował pokrycie kosztów mojej terapii. Jeśli zrobił to z poczucia odpowiedzialności i sumienia, to dziękuję. Jednak nie zrezygnuję z walki o zadośćuczynienie.
Chce pan udowodnić, że władze Kościoła wiedziały i nic nie zrobiły.
- Tak. Potwierdzają to zeznania świadków. W procesie ks. Zbigniewa R. zeznawał m.in. Robert Dziemba - wówczas dziennikarz radiowy i organista w parafii, w której pracował skazany ksiądz. Pan Dziemba zeznał, że w 2005 roku zgłosili się do niego rodzice chłopca, który był molestowany seksualnie przez ks. Zbigniewa. Dziennikarz poradził rodzicom zwrócenie się do prokuratury. A sam - jak zeznał przed sądem - powiadomił wówczas biskupa diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, dzisiejszego metropolitę warszawskiego kard. Nycza.
Znam też relację wikarego, który pracował w parafii ks. Zbigniewa R. W 1999 roku, gdy diecezją zarządzał biskup Gołębiowski (obecny arcybiskup metropolita wrocławski), młody ksiądz miał donieść w kurii o tym, co robi ksiądz Zbigniew. Gdy nie spotkało się to z reakcją władz, wikary porzucił kapłaństwo. Wyjechał do Kanady. Opowiedziała mi o wszystkim m.in. jego mama. Gdyby wtedy ktoś zareagował, ja nie zostałbym wykorzystany. Jest też zeznanie dziennikarki z Koszalina, która przed sądem potwierdziła, że według informacji, jakie zdobyła, między 1996 a 2004 ks. Zbigniew dostał dwie nagany w związku ze swoim zachowaniem.
Dlaczego zdecydował się pan mówić o tym w mediach?
- Poczułem wewnętrzną potrzebę wyrzucenia z siebie tego wszystkiego. Poszukiwałem ludzi, którzy mnie wysłuchają, będą mi współczuli. Nie chciałem być dłużej sam z tym wszystkim. Publiczne opowiedzenie swojej historii pomogło mi nabrać odwagi, by walczyć do końca. Doczekać momentu, w którym ten człowiek zostanie skazany.
Nie boi się pan, że teraz - rozpoczynając kolejny proces - zostanie pan na zawsze etatową ofiarą Zbigniewa R.? Że nigdy się pan od tego nie odklei?
- Nie boję się. Kościół w Polsce zmienił podejście do ofiar księży pedofilów. W 1999 roku nie zrobiono nic. W 2005 nie zrobiono nic. Rok temu episkopat wydał oświadczenie, w którym zapewnił: zero tolerancji dla księży pedofilów. Teraz biskup proponuje mi opłacenie terapii. Kościół się boi - wie, że wytaczanie procesów cywilnych jest możliwe. Ja się nie boję. Doszedłem już tak daleko. Doczekałem tego, że mój kat został skazany.
Ks. Zbigniew R. został skazany na 2 lata pozbawienia wolności. Bezwarunkowo. Jednak kara nie została wykonana.
- Tak. 20 marca ksiądz miał się stawić w areszcie śledczym w Koszalinie. 19 marca do sądu wpłynął wniosek o odroczenie wykonywania kary. Jak obrońca to argumentuje? Tego nikt mi nie powiedział.
----------------
Ksiądz Zbigniew w 2008 roku przestał być proboszczem. Doprowadził do tego obecny biskup diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej ks. Edward Dajczak. Biskup tłumaczy, że dostał informacje, że ksiądz żyje w związku homoseksualnym. Zaproponował mu leczenie, a gdy ten odmówił, został wydalony z kurii. W grudniu 2009 Zbigniew R. został suspendowany (nie może już pełnić obowiązków kapłańskich). Biskup Dajczak zapewnia, że nie wiedział o pedofilskich skłonnościach Zbigniewa R. do listopada 2009 r., gdy dostał pierwszy list od Marcina K.
Emerytowany ksiądz Zdzisław S. kilka dni temu został brutalnie pobity przez swojego 17-letniego masażystę. Obecnie przebywa w szpitalu. Duchownego o molestowanie oskarża 17-letni Sylwester Sz., który kilka dni temu dotkliwie go pobił. 67-letni ksiądz twierdzi, że bronił się przed rabunkiem i dlatego został pobity. Chłopak uważa z kolei, że pobił księdza, bo ten chciał go molestować seksualnie. Sprawę badają śledczy.
"Super Express", który zainteresował się sprawą, pisze, że w szpitalu na jaw wyszły "bulwersujące szczegóły" na temat księdza Zdzisława S. Chodzi m.in. o jego wulgarne tatuaże. Według informacji tabloidu, ksiądz na wytatuowaną na ciele m.in. esesmańską czaszkę, penisa, waginę i wulgarny napis. Sam tłumaczy, że tatuaże to "błędy młodości".
Mieszkańcy Świerków, gdzie ksiądz był proboszczem, mają jednak inne zdanie na temat. Jak twierdzą, jeszcze trzy lata temu nie miał na ciele żadnych tatuaży. Dowód? Kiedy dostał wylewu, parafianie znaleźli go nagiego na plebanii. - Nie miał żadnego z tatuaży, które są na zdjęciach - mówi jedna z rozmówczyń "Super Expressu".
Emocje budzą również oskarżenia o molestowanie seksualne - parafianie podkreślają bowiem, że żaden z młodych chłopców nie chciał być ministrantem.
Wybaczmy chrzescijanom co czynia bo nie wiedza jakie swieta swietuja i pielegnuja zwyczaje.
Dziekujmy im za utrzymanie przez 2 tysiace lat obrzedow poganskich naszych przodkow slowian i innych.
Wielka Noc.
Dnia 20/21 marca Słońce wyznacza na półkuli północnej początek wiosny. Nic zatem dziwnego, że ta data stała się niezwykle ważna dla wszystkich wyczulonych na cykle Natury. Jest to święto Równonocy, Wielkiej Nocy, dzień Wiosennego Przesilenia, bogini Ostary (Eastry), nazywany też festiwalem drzew, Alban Elven, czasem zrównania nocy i dnia, wdzięczności Matki Natury za jej dary. Anglosasi wciąż nazywają Wielką Noc „Easter”.
Chrześcijańskie święto zmartwychwstania jest uważane za najstarsze i najważniejsze święto chrześcijańskie. Ewangelie dziwacznie podają dzień śmierci Jezusa, w opisie ostatniej wieczerzy nie ma żadnego śladu Paschy a epizod z przeklinaniem drzewa wskazuje raczej na jesień. Wyznaczając datę Wielkanocy opierano się na żydowskim święcie Paschy, lecz w sposób … nietypowy - najważniejszym wymogiem stało się oddzielenie święta zmartwychwstania od żydowskiej Paschy, by nigdy się nie spotkały. W taki oto sposób chrześcijańska Wielkanoc stała się ruchoma.
Daty Wielkiej Nocy i Święta Zmartwychwstania się nakładały (mniej więcej), dlatego też usilnie próbowano jedno zastapić drugim (pogańskie chrześcijańskim).
Jednak poganie byli tak bardzo przywiązani do swojego święta Wiosennego, że w zasadzie wyszło odwrotnie - wszystkie pogańskie zwyczaje pozostały nienaruszone: jajka - symbol nowego życia, kurczak - nowego początku, zając/królik (pamiętacie królika Bugsa jako „Easter rabbit”, sól i chleb - życia i oczyszczenia, pieczenie ciast, topienie Marzanny, śmigus-dyngus, itd.
Próbowano oczywiście wykorzenić te zwyczaje, zbyt radosne pogańsko, czy też je zastąpić, jak np. Marzannę … Judaszem, w takiej wersji hardcore – zrzucanie Judasza z kościelnej wieży, ale nie bardzo się udało. Efekt jest taki, że święto Wielkiej Nocy jest wręcz modelowo pogańskie.
Najlepszym dowodem jest już sama nazwa „Wielka Noc”, nawet ona pozostała pogańska.
U nas Wielka Noc była nazywana świętem Jaryły (Jarym świętem), które na wschodzie przetrwało w swej czystej postaci (nie tylko w samych zwyczajach) aż do XIX wieku. Stary Jaryło był w nim przepędzany przez młodego, wybierano najładniejsze dziewczęta i wesoło ucztowano. Jare święto mogło mieć (i pewnie miało) elementy orgiastyczne …
Zwyczaj spożywania mięsa był związany z zużywaniem reszty zimowych zapasów. Co ciekawe, wieprzowina była nader chętnie spożywana przez pogan, nie została więc zakazana przez chrześcijaństwo, pomimo iż ta religia wywodzi się z tego samego pnia, co Judaizm i Islam. Jednak te dwie religie nie spotkały się z żarłocznymi europejskimi poganami
Osobiscie dziekuje wszystkim tym co pokazuja prawde i rzeczywistosc kosciola rzymsko - katolickiego.
@estel
Nie mam wiedzy że w innej Galaktyce istnieje życie podobne do tego jak na Ziemi.Nie twierdzę(przynajmniej tu nie pisałem)że gdziekolwiek poza naszą planetą istnieje jakiekolwiek życie.
Doskonale wiesz,że Kościół twierdzi iż nigdzie poza Ziemią nie ma życia.Skąd mają na to dowody?
Kiedyś twierdzili że Ziemia jest płaska.Potem (wg ich nauk),że jest środkiem wszechświata i wokół niej krążą inne planety,Słońce gwiazdy i inne obiekty.
Tak było do czasu,kiedy nauka i technika udowodniły iż jest inaczej.
Kwestią czasu jest udowodnienie innych mylnych założeń nauk Kościoła.
To kwestia czasu.Już stwierdzono że na Marsie kiedyś były warunki umożliwiające istnienie życia.Było to w czasie podobnym jak pierwsze organizmy istniały na Ziemi.
@estel
Przedstaw mi dowód potwierdzający to że Ziemia i Wszechświat rzeczywiście został stworzony przez Boga w 6 dni.
Nie powołuj się na zapiski Starego Testamentu,chyba że masz go w rękopisie sporządzonym przez Stwórcę.
- Zniszczono mi życie, psychikę - mówi 25-letni Marcin K., ofiara księdza Zbigniewa R., skazanego za pedofilię na 2 lata więzienia. Marcin K. chce wytoczyć pierwszy w Polsce proces, w którym będzie domagał się zadośćuczynienia od kurii. Jak przekonuje, przełożeni jego oprawcy wiedzieli o praktykach księdza i nie zareagowali.
"Gdy to się stało, miałem 12 lat" - cała rozmowa z Marcinem K. po godz. 12 w Radiu TOK FM oraz po godz. 13 w portalu Tokfm.pl
- Jestem zdeterminowany, by walczyć. Szukam prawnika, który będzie mnie reprezentować. Dwóch, gdy usłyszało, że stroną w sprawie ma być kuria koszalińsko-kołobrzeska, odmówiło. Apeluję do prawników, którzy są gotowi mnie reprezentować, o pomoc - mówi Marcin K. w rozmowie z TOK FM.
Pan Marcin jako 12-latek był wykorzystywany przez proboszcza w jednej z parafii w Kołobrzegu, księdza Zbigniewa R. Gdy skończył 20 lat - tuż przed przedawnieniem się czynu (według przepisów okres przedawnienia to 10 lat, ale przedawnienie nie może nastąpić przed upływem 5 lat od uzyskania przez ofiarę pełnoletności) - zawiadomił prokuraturę. Rozpoczął się proces. Po apelu Marcina K. zgłosiły się kolejne ofiary tego samego księdza. Tylko jedna zgodziła się zeznawać.
Sądy I i II instancji nie miały wątpliwości: Zbigniew R. jest winny. Wyrok: dwa lata bezwzględnego pozbawienia wolności. Skazany miał stawić się w areszcie kilka dni temu, 20 marca. Tak się jednak nie stało. 19 marca wpłynął wniosek o odroczenie wykonywania kary. Jak uzasadniony? Nie wiadomo.
Kościół nie chce płacić odszkodowań ofiarom księży-pedofilów
W wyroku, który zapadł w grudniu 2012 r., sędzia podkreślił, że w procesie cywilnym Marcin K. może walczyć o zadośćuczynienie. Postanowił z tego prawa skorzystać. Jednak stroną w procesie ma być nie ksiądz, czyli osoba fizyczna, lecz kuria. Kuria, która - zdaniem ofiary - mogła zapobiec działalności księdza Zbigniewa R., lecz tego nie zrobiła.
Czy Marcin K. ma szanse na zadośćuczynienie od kurii? Według ekspertów - tak. - Odszkodowania zasądzonego w procesie karnym nikt nie może zapłacić za skazanego - mówił w rozmowie z Wyborcza.pl prof. Marian Filar. - Ale jeśli np. rodzic dziecka molestowanego wytoczy księdzu proces cywilny, na którym udowodni zaniedbania ze strony parafii czy diecezji, można by się domagać od niej odszkodowania. Np. że władze wiedziały o czynach tego księdza i nie reagowały czy stwarzały wręcz możliwość intymnych spotkań. Wtedy ksiądz odpowie karnie za pedofilię, a cywilnie - diecezja.
Z tą interpretacją nie zgadza się polski episkopat. W marcu 2012 roku przyjął dokument z hasłem: zero tolerancji dla pedofilów. Jednak na pytanie o to, czy Kościół będzie wypłacać odszkodowania ofiarom, abp Michalik odpowiedział, że Kościół nie może poczuwać się do zobowiązań materialnych. - Odsyłamy do winowajcy - uciął. - Proszę nie przenosić zwyczajów z innych krajów na grunt polski. Te systemy prawne do siebie nie przystają - dodał rzecznik Episkopatu, ks. Józef Kloch, odnosząc się do wyroków sadów amerykańskich, po których parafie wypłaciły ofiarom księży-pedofilów duże odszkodowania.
Świadkowie są pewni, że kuria wiedziała o praktykach księdza-pedofila
Pan Marcin K. w rozmowie z TOK FM przytacza zeznania świadków, które padły podczas procesu Zbigniewa R. Jednym z nich jest dziennikarz i były organista z parafii księdza Zbigniewa. - Zeznał, że w 2005 roku zgłosili się do niego rodzice chłopca, który był molestowany seksualnie przez ks. Zbigniewa. Dziennikarz poradził rodzicom zwrócenie się do prokuratury. A sam - jak zeznał przed sądem - powiadomił wówczas biskupa diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, dzisiejszego metropolitę warszawskiego kard. Nycza - mówi pan Marcin. - Jest też zeznanie dziennikarki z Koszalina, która przed sądem potwierdziła, że według informacji, jakie zdobyła, między 1996 a 2004 r. ks. Zbigniew dostał dwie nagany w związku ze swoim zachowaniem - dodaje.
- Znam też relację wikarego, który pracował w parafii ks. Zbigniewa R. W 1999 roku, gdy diecezją zarządzał biskup Gołębiowski (obecny arcybiskup metropolita wrocławski - red.), młody ksiądz miał donieść w kurii o tym, co robi ksiądz Zbigniew. Gdy nie spotkało się to z reakcją władz, wikary porzucił kapłaństwo. Wyjechał do Kanady. Opowiedziała mi o wszystkim m.in. jego mama. Gdyby wtedy ktoś zareagował, ja nie zostałbym wykorzystany - mówi.
Ksiądz wydalony z parafii za... homoseksualizm
Ksiądz Zbigniew w 2008 r. przestał być proboszczem. Doprowadził do tego obecny biskup diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej ks. Edward Dajczak (objął kurię w czerwcu 2007 r.). Biskup tłumaczy, że podjął taką decyzję, gdy dostał informacje, że ksiądz Zbigniew R. żyje w związku homoseksualnym. Zaproponował mu "leczenie", a gdy ten odmówił, został wydalony z parafii. W grudniu 2009 r. Zbigniew R. został suspendowany (nie może już pełnić obowiązków kapłańskich).
Kilka dni temu, z inicjatywy biskupa Dajczaka, doszło do jego spotkania z Marcinem K. Biskup zapewnił, że nie wiedział o pedofilskich skłonnościach Zbigniewa R. do listopada 2009 r., gdy dostał pierwszy list od Marcina K. Ks. Dajczak zaproponował, że pokryje koszty terapii pana Marcina. Ten jednak nie zamierza rezygnować z sądowej walki o zadośćuczynienie. Amen.
Styl życia gdańskiego arcybiskupa Sławoja Głodzia, daleko odbiega od franciszkańskich ideałów skromności. Przepych, okazała rezydencja, limuzyna. I pijackie biesiady, o które w tygodniku "Wprost" oskarżyli metropolitę księża z Wybrzeża. Skąd duchowny ma na to wszystko? Kościelna pensja nie jest wysoka, ale za arcybiskup żyje z płaconej przez nas mundurowej emerytury.
Jako były biskup polowy – w stopniu generała – dostaje co miesiąc aż 10 tys. zł emerytury. W dodatku, gdy dziewięć lat temu odchodził z wojska, dostał jednorazowo aż ćwierć miliona złotych!
"Chciałbym Kościoła ubogiego dla ubogich" – takie były jedne z pierwszych słów nowego papieża Franciszka, który przez wiele lat jako kardynał z Buenos Aires nawoływał hierarchów kościelnych do skromności.
Ale arcybiskup Sławoj Leszek Głódź raczej nauk tych i wezwań nie brał sobie do serca. Metropolita gdański znany jest z zamiłowania do przepychu. A to sporo kosztuje. Ale znany hierarcha z Wybrzeża nie może narzekać na brak pieniędzy. Jako arcybiskup pobiera kościelną pensję w wysokości ok. 4,5 tys zł miesięcznie. Do tego pobiera aż 10 tys zł miesięcznie tzw. mundurowej emerytury. A to dlatego, że piastował funkcję biskupa polowego wojska polskiego, gdzie miał stopień generała.
Ale to nie wszystko. Bo gdy Sławoj Leszek Głódź odchodził z funkcji biskupa polowego, otrzymał odprawę w wysokości 360 procent kwoty ostatnich zarobków, dodatkowe uposażenie roczne, gratyfikację urlopową czy ekwiwalent za niewykorzystane przejazdy. Razem odprawa ta wyniosła 250 tys. zł!
do jojo: nieobecni nie maja glosu, jak siedzisz za granica i wypiales dupe na ojczyzne to siedz tam gdzie sprzatasz i nie wpier**** sie sprawy naszego zrytego kraju !!
W tym roku nie dopisala pogoda.Wiec z braku chetnychnie odbyla sie procsja. Dokladnie tak jest z nasza wiara.Plytka i powierzchowna.:::.Pytam sie teraz gdzie pokolenie J P ll:-)
Pan Bóg woli ateistów.
Przynajmniej nie przeszkadzają modlitwami o byle bzdety,kiedy on rządzi całym Wszechświatem.
Właściwie to tylko Ziemią.Wg nauk Kościoła,pomimo iż są miliardy galaktyk,a w nich planet,życie istnieje tylko tu.
@MFW
Masz rację.
Z tego wynika,że wierzymy w dni pogodne,w godzinach nam odpowiednich.
Przy złej pogodzie też wierzymy,ale na zewnątrz nie wychodzimy...
Czy pleban dał komu kiedykolwiek pracę (oczywiście nie darmową) tylko płatną? I jeszcze z ubezpieczeniem? No @rus i @Lwiątko ruszcie głową na tan temat! Nie? Oni są do wyższych celów!
Do Jana i Zez-a- a co ozdobieni POłyskiem macie do powiedzenia ? Jakieś argumenty ? Ta cała prawda to wyżywanie się na kimś kto ma inne zdanie i światopogląd, a czy coś więcej ?
Vatyklanie biedakiem jesteś ty i to dobitnie widać po tych komentarzach. Jakbyś miał pracę i nie był biedakiem mógłbyś sobie np. pojechać do jakiegoś kurortu, a ty normalnie pilnujesz artykyłów o kościele i katolikach. Weś się rozglądnij za jakąś pracą bo na tym daleko nie zajedziesz i dalej będziesz taki nawiedzony tylko że nic ci to nie da i narażasz siebie na pośmiewisko
JAK MOŻNA ODWOŁAĆ DROGĘ KRZYŻOWĄ?
Czy w ten sposób chrześcicjanie chcą dźwigać krzyż?
Będzie ładna podgoda - dźwigamy,
jest zimowo - krzyż odkładamy do kąta, do następnego roku,
może się poprawi.
PRZECUDNIE.
JAK MOŻNA ODWOŁAĆ DROGĘ KRZYŻOWĄ?
Czy w ten sposób chrześcicjanie chcą dźwigać krzyż?
Będzie ładna podgoda - dźwigamy,
jest zimowo - krzyż odkładamy do kąta, do następnego roku,
może się poprawi.
PRZECUDNIE.
JAK MOŻNA ODWOŁAĆ DROGĘ KRZYŻOWĄ?
Czy w ten sposób chrześcicjanie chcą dźwigać krzyż?
Będzie ładna podgoda - dźwigamy,
jest zimowo - krzyż odkładamy do kąta, do następnego roku,
może się poprawi.
PRZECUDNIE.
Z ks. bp. Edwardem Frankowskim, biskupem pomocniczym diecezji
sandomierskiej, rozmawia Małgorzata Pabis
Dzień przed wielką Drogą Krzyżową, jaka przeszła ulicami Stalowej Woli,
dowiedzieliśmy się, że w tym miejscu mają powstać trzy bloki.
Postawiliśmy więc krzyż, który po pierwsze,
miał symbolizować miejsce przyszłego kościoła,
a po drugie, jest pamiątką tej
wspaniałej Drogi Krzyżowej.
- Przyszedłem do Stalowej Woli w 1967 roku.
Już w następnym roku,
tworząc bez pozwoleń parafię,
zawłaszczyłem pewien teren przy kaplicy, ogradzając go i
stawiając tam krzyż.
Potem takich
"nielegalnych" krzyży stanęło w Stalowej Woli jeszcze kilka i wszystkie stoją do dziś.
Zresztą w Stalowej Woli (oprócz Rozwadowa) żaden kościół nie stanął legalnie.
W czarnych snach przedstawiciele Kościoła nie mogli przewidzieć jaki będzie finał sporu o krzyż, postawiony na miejskiej działce bez zezwolenia władz.
Krzyż i działkę przy krzyżu poświęcił w mroźny wieczór lutowy biskup Edward Frankowski.
Do krzyża przymocowana została tabliczka z wszystko mówiącym tekstem – w tym miejscu powstanie kościół, któremu ma patronować będzie ksiądz Jerzy Popiełuszko.
ZABRAĆ LUB ZAPŁACIĆ
Najazd z kropidłem na cudzą własność zakończył się pełną kompromitacją.
Strona kościelna przegrała w sądach i urzędach wszystko, co tylko można było przegrać.
Wyrok był ostateczny – pełnomocnik kurii w tym sporze ksiądz Jerzy Warchoł, proboszcz parafii Opatrzności Bożej, miał zabrać krzyż lub zapłacić za jego przeniesienie.
Nie zamierzał zrobić ani jednego, ani drugiego.
Biskup Frankowski złożył rezygnację
Jak poinformowała Nuncjatura Apostolska w Polsce, biskup pomocniczy diecezji sandomierskiej Edward Frankowski złożył rezygnację z pełnienia posługi na ręce Benedykta XVI…
Ojciec Święty Benedykt XVI przyjął rezygnację ks. bp. Edwarda Frankowskiego z pełnienia posługi biskupa pomocniczego diecezji sandomierskiej.
... ,,jojo" to nie wyborcy PO gwiżdżą na cmentarzach, buczą pod kościołami, ... publiczne wyznawanie wiary ma coraz mniej zwolenników, bo coraz mniej ludzi identyfikuje się z pisowskimi dzikusami.
jojo! To obrażanie działa w dwie strony! Nie pomyślałeś że nadmierna manifestacja religii np. katolickiej może obrażać uczucia innych?! Ty wymagasz szacunku dla siebie a co z Twoim szacunkiem do innych?!
Komentarze
- Dopiero po 10 latach przestałem czuć się winnym tego, co się stało - mówi w rozmowie z TOK FM Marcin K., ofiara księdza pedofila, który w procesie karnym został skazany na 2 lata więzienia. Teraz Marcin K. chce walczyć o 100 tys. odszkodowania od kurii. - Mogli zapobiec temu, co mi zrobiono. Nic nie zrobili.
Apeluję do prawników o pomoc! - Marcin K. chce walczyć o odszkodowanie od kurii>>
Jakub Janiszewski: Miał pan 12 lat, gdy poznał pan księdza Zbigniewa R.
Marcin K.: Tak. To było w listopadzie 2000 roku. Spotkaliśmy się na cmentarzu. Ks. Zbigniew odprawiał tego dnia pogrzeb. Ja przyszedłem z babcią zapalić znicze na grobie mojej chrzestnej. W pewnym momencie zgubiłem się. Nie mogłem znaleźć babci, więc zacząłem iść w stronę autobusu, którym chciałem wrócić do domu dziadków.
Odwróciłem się i zobaczyłem, że ksiądz idzie za mną. Zawołał mnie, zaproponował podwiezienie. Powiedział tylko, że najpierw musi podjechać na plebanię, odłożyć stułę i komżę. Zgodziłem się. Jestem z katolickiej rodziny - ksiądz to była osoba, której się ufało.
Plebania była bardzo blisko cmentarza. Wysiedliśmy z samochodu, ksiądz otworzył drzwi do części mieszkalnej. Zaprosił mnie na górę, do swojego pokoju. Bardzo dokładnie pamiętam każdy szczegół tego miejsca. Gdzie były drzwi, gdzie szafka, gdzie łóżko. Dokładnie pamiętam ten zapach. Kazał mi usiąść obok siebie. Usiadłem. Kazał się przybliżyć. Zrobiłem to. Moja noga dotykała jego nogi. Wtedy położył swoją dłoń na moim kroczu, a moją ręką ścisnął swoje krocze i zaczął się masturbować.
To było pierwsze spotkanie. Podobnych spotkań było kilkanaście. Molestowanie trwało od listopada do kwietnia następnego roku. Kto wiedział o tej sprawie? Próbował pan kogoś zaalarmować?
- Ksiądz przyjeżdżał po mnie pod szkołę. Wiedziałem, że to, co się dzieje, nie jest normalne. Zacząłem uciekać z zajęć, nie chciałem tam być. Szybko to zauważono. Pani pedagog wywołała mnie z lekcji, by porozmawiać o nieobecnościach. Jej pierwszej opowiedziałem wszystko.
Następnego dnia było kolejne spotkanie - z dyrektorką. Powtórzyłem wszystko, co mówiłem dzień wcześniej. Wezwała moją mamę. Odbyło się trzecie spotkanie, a ja po raz trzeci opowiedziałem, co zrobił mi ksiądz Zbigniew. Po tym zostałem wyproszony z gabinetu. Nie słyszałem dalszej części rozmowy. Gdy się zakończyła, zrozumiałem, że mama mi nie wierzy. Następnego dnia zabroniła mi iść do szkoły. Jednak złamałem ten zakaz i poszedłem na lekcję. Ani pedagog, ani dyrektorka nie wróciły już do sprawy. Jakby nic się nie stało.
Po latach, w sądzie, matka zeznała, że naciskano na nią, by nic z tym nie robić. Ojciec zeznał natomiast, że gdy wrócił do domu i dowiedział się o wszystkim, pojechał, by pomówić z księdzem. Ale go nie zastał. Sprawa została wtedy zbagatelizowana przez wszystkich, którzy wiedzieli. Nikt nic nie zrobił.
Został pan sam. Wykorzystywanie seksualne się nie skończyło, trwało kilka kolejnych miesięcy. Co dzieje się w głowie dziecka, które doświadczyło aktu takiej przemocy, takiego nadużycia? Dlaczego - mimo strachu, złych emocji, niechęci do oprawcy - wracał pan do księdza Zbigniewa?
- Dopiero po latach na psychoterapii odpowiedziałem sobie na to pytanie. Ksiądz na samym początku dokładnie wypytał mnie o rodzinę. Doskonale wiedział, że nie mam kontaktu z ojcem, który był marynarzem i rzadko bywał w domu. Związał mnie ze sobą, emocjonalnie, psychicznie, stał się autorytetem. Pojawiła się wtedy silna więź.
I druga sprawa: ciekawość. Choć to może brzmi strasznie. Ja wtedy dojrzewałem, seksualność chłopca wtedy właśnie się kształtuje. Dopiero na terapii uświadomiłem sobie, że ciekawość dziecka jest czymś normalnym. Dopiero po 10 latach przestałem czuć się winnym tego, co się stało.
Mając 17 lat przeżył pan załamanie nerwowe. Czy można powiedzieć, że było to konsekwencją tego, co zrobił panu ksiądz Zbigniew?
- Bez wątpienia. Jako 12-letnie dziecko - po tym, jak dorośli zignorowali moje sygnały - zepchnąłem to wszystko. Ale po kilku latach to zaczęło powracać. Runęła jakakolwiek relacja z moją matką. Na nią zacząłem przerzucać to, co się stało. Nie mogłem jej wybaczyć, że mi nie pomogła. Uciekłem od ludzi, od otoczenia. Załamałem się. Trafiłem na oddział psychiatryczny.
Próbował pan później kontaktować się z ks. Zbigniewem?
- W drugiej klasie liceum - gdy to wszystko zaczęło powracać - poszedłem na plebanię, zadzwoniłem. Był tam. Patrzyłem mu w twarz. A on się śmiał i zamknął przede mną drzwi. Później widziałem go jeszcze raz, na pogrzebie dziadka. Zrobił dokładnie to samo. Spojrzał na mnie i zaczął się śmiać. Czułem się strasznie.
Co się zdarzyło później? Dlaczego po tylu latach zdecydował się pan wrócić do tej sprawy, złożyć pozew?
- Po pierwsze, pomogła mi psychoterapia. Leczenie trwało trzy lata. Dzięki niemu znalazłem odpowiedzi na wiele pytań. Uświadomiłem sobie, że to nie jest moja wina. Udało mi się stanąć na nogi i powiedzieć: tak nie może być. To nie może zostać zapomniane. Muszę coś z tym zrobić.
Postanowiłem wytoczyć proces człowiekowi, który mnie skrzywdził. Proces, który powinien się odbyć 10 lat wcześniej.
Z tego, co ustalił sąd rejonowy, można domniemywać, że ofiar było więcej.
- Pokrzywdzonym jest m.in. pan Piotr. Zdecydował się zeznać przed sądem, gdy usłyszał mój apel w telewizji. Wówczas, na etapie postępowania prokuratorskiego w prokuraturze rejonowej w Kołobrzegu, do prokuratora telefonicznie zgłosiły się cztery osoby. Czterech dorosłych dziś mężczyzn. Prokurator zachęcał ich do złożenia zeznań. Trzech odmówiło, tłumacząc, że mają rodziny, że się wstydzą, że Kołobrzeg to przecież małe miasto. Zeznawać zgodził się jedynie Piotr. Był wykorzystany rok przede mną, w trakcie egzaminu przed bierzmowaniem.
Opis zdarzenia na podstawie uzasadnienia wyroku Sądu Rejonowego w Kołobrzegu:
W 1999 roku uczniowie jednej z parafii w Kołobrzegu przystąpili do bierzmowania. Wcześniej każdy uczeń musiał zdać egzamin, który odbywał się w mieszkaniu proboszcza. Jakie były zasady? Do pokoju wchodziła grupa trzech lub czterech osób. Każdy po kolei odpowiadał na pytania i wychodził. 14-letni Piotr zdawał jako ostatni. Został w pokoju sam na sam z księdzem. Mylił się, jąkał. Zbigniew R. poprosił, by do niego podszedł. Wtedy włożył swoją rękę w majtki chłopca, objął jego członka, dotykał go. Następnie rękę Piotra włożył w swoje spodnie tak, by 14-latek poczuł jego genitalia.
Gdy chłopiec opuszczał pokój księdza, usłyszał, że ma nic nie mówić o tym, co się stało; że ma to być ich tajemnica. Piotr opowiedział jednak wszystko koledze. Później - rodzicom. Jego ojciec zgłosił to w jednym z urzędów (z uzasadnienia sądu nie wynika w jakim). Żadnej oficjalnej reakcji nie było. Jednak - jak mówił pokrzywdzony - interwencja poskutkowała. Ksiądz Zbigniew zaczął go unikać.
Przed sądem mówił pan, że widział księdza na mieście również z innymi chłopcami.
- Jestem pewien, że nie tylko ja i Piotr jesteśmy pokrzywdzonymi. Mniej więcej rok po tym, jak mnie wykorzystał, widziałem księdza z innych chłopcem. Jechał z nim samochodem. Tym samym, którym mnie zabrał spod cmentarza. Poczułem strach, przyspieszyłem.
W grudniu 2012 zapadł wyrok w II instancji. Ksiądz Zbigniew R. został skazany na dwa lata więzienia bez zawieszenia. Dlaczego zdecydował się pan teraz na proces cywilny?
- Uważam, że mam do tego prawo. Moja wiarygodność jest udowodniona dwoma wyrokami. I chcę dochodzić zadośćuczynienia za doznane krzywdy.
Za leczenie psychiatryczne do tej pory zapłaciłem ponad 10 tys. zł. Chcę, aby te pieniądze zostały mi zwrócone. W czasie postępowania, w listopadzie 2009, do kurii wpłynęło pismo, w którym domagam się zadośćuczynienia w wysokości 100 tys. zł. Opisałem w nim dokładnie, co mnie spotkało. Kuria odpowiedziała krótko: sprawa jest poważna i wymaga starannego wyjaśnienia, ale zarówno proces karny, jak i ewentualny proces cywilny mogą być wytaczane księdzu jako osobie fizycznej, a nie kurii.
A przecież Kościół w Polsce nie różni się chyba od Kościoła w USA i Irlandii, gdzie zapadają wyroki cywilne nakazujące kuriom wypłacanie odszkodowań.
Kontaktował się pan z prawnikami?
- Polecono mi kilku prawników z Koszalina. Jednak gdy usłyszeli, że stroną w sprawie ma być kuria biskupia koszalińsko-kołobrzeska, odmówili. Jestem na etapie poszukiwania prawnika, który mi pomoże i pokieruje tą sprawą. Jeśli ktoś może i chce mi pomóc od strony prawnej, będę bardzo wdzięczny.
Ostatnio spotkał się pan też z obecnym biskupem diecezji.
- Zostałem zaproszony na spotkanie przez biskupa Edwarda Dajczaka (jest biskupem diecezjalnym od 2007 roku, to on doprowadził do odejścia Zbigniewa R. z parafii po - jak tłumaczy - informacjach o stosunkach homoseksualnych księdza). W rozmowie potwierdziłem, że będę skarżył kurię koszalińsko-kołobrzeską za to, że wiedząc, nic nie zrobiła w celu powstrzymania ks. Zbigniewa przed czynami pedofilskimi. Usłyszałem znów, że mam takie prawo, ale mogę pozwać jedynie samego księdza.
Biskup zaproponował pokrycie kosztów mojej terapii. Jeśli zrobił to z poczucia odpowiedzialności i sumienia, to dziękuję. Jednak nie zrezygnuję z walki o zadośćuczynienie.
Chce pan udowodnić, że władze Kościoła wiedziały i nic nie zrobiły.
- Tak. Potwierdzają to zeznania świadków. W procesie ks. Zbigniewa R. zeznawał m.in. Robert Dziemba - wówczas dziennikarz radiowy i organista w parafii, w której pracował skazany ksiądz. Pan Dziemba zeznał, że w 2005 roku zgłosili się do niego rodzice chłopca, który był molestowany seksualnie przez ks. Zbigniewa. Dziennikarz poradził rodzicom zwrócenie się do prokuratury. A sam - jak zeznał przed sądem - powiadomił wówczas biskupa diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, dzisiejszego metropolitę warszawskiego kard. Nycza.
Znam też relację wikarego, który pracował w parafii ks. Zbigniewa R. W 1999 roku, gdy diecezją zarządzał biskup Gołębiowski (obecny arcybiskup metropolita wrocławski), młody ksiądz miał donieść w kurii o tym, co robi ksiądz Zbigniew. Gdy nie spotkało się to z reakcją władz, wikary porzucił kapłaństwo. Wyjechał do Kanady. Opowiedziała mi o wszystkim m.in. jego mama. Gdyby wtedy ktoś zareagował, ja nie zostałbym wykorzystany. Jest też zeznanie dziennikarki z Koszalina, która przed sądem potwierdziła, że według informacji, jakie zdobyła, między 1996 a 2004 ks. Zbigniew dostał dwie nagany w związku ze swoim zachowaniem.
Dlaczego zdecydował się pan mówić o tym w mediach?
- Poczułem wewnętrzną potrzebę wyrzucenia z siebie tego wszystkiego. Poszukiwałem ludzi, którzy mnie wysłuchają, będą mi współczuli. Nie chciałem być dłużej sam z tym wszystkim. Publiczne opowiedzenie swojej historii pomogło mi nabrać odwagi, by walczyć do końca. Doczekać momentu, w którym ten człowiek zostanie skazany.
Nie boi się pan, że teraz - rozpoczynając kolejny proces - zostanie pan na zawsze etatową ofiarą Zbigniewa R.? Że nigdy się pan od tego nie odklei?
- Nie boję się. Kościół w Polsce zmienił podejście do ofiar księży pedofilów. W 1999 roku nie zrobiono nic. W 2005 nie zrobiono nic. Rok temu episkopat wydał oświadczenie, w którym zapewnił: zero tolerancji dla księży pedofilów. Teraz biskup proponuje mi opłacenie terapii. Kościół się boi - wie, że wytaczanie procesów cywilnych jest możliwe. Ja się nie boję. Doszedłem już tak daleko. Doczekałem tego, że mój kat został skazany.
Ks. Zbigniew R. został skazany na 2 lata pozbawienia wolności. Bezwarunkowo. Jednak kara nie została wykonana.
- Tak. 20 marca ksiądz miał się stawić w areszcie śledczym w Koszalinie. 19 marca do sądu wpłynął wniosek o odroczenie wykonywania kary. Jak obrońca to argumentuje? Tego nikt mi nie powiedział.
----------------
Ksiądz Zbigniew w 2008 roku przestał być proboszczem. Doprowadził do tego obecny biskup diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej ks. Edward Dajczak. Biskup tłumaczy, że dostał informacje, że ksiądz żyje w związku homoseksualnym. Zaproponował mu leczenie, a gdy ten odmówił, został wydalony z kurii. W grudniu 2009 Zbigniew R. został suspendowany (nie może już pełnić obowiązków kapłańskich). Biskup Dajczak zapewnia, że nie wiedział o pedofilskich skłonnościach Zbigniewa R. do listopada 2009 r., gdy dostał pierwszy list od Marcina K.
Emerytowany ksiądz Zdzisław S. kilka dni temu został brutalnie pobity przez swojego 17-letniego masażystę. Obecnie przebywa w szpitalu. Duchownego o molestowanie oskarża 17-letni Sylwester Sz., który kilka dni temu dotkliwie go pobił. 67-letni ksiądz twierdzi, że bronił się przed rabunkiem i dlatego został pobity. Chłopak uważa z kolei, że pobił księdza, bo ten chciał go molestować seksualnie. Sprawę badają śledczy.
"Super Express", który zainteresował się sprawą, pisze, że w szpitalu na jaw wyszły "bulwersujące szczegóły" na temat księdza Zdzisława S. Chodzi m.in. o jego wulgarne tatuaże. Według informacji tabloidu, ksiądz na wytatuowaną na ciele m.in. esesmańską czaszkę, penisa, waginę i wulgarny napis. Sam tłumaczy, że tatuaże to "błędy młodości".
Mieszkańcy Świerków, gdzie ksiądz był proboszczem, mają jednak inne zdanie na temat. Jak twierdzą, jeszcze trzy lata temu nie miał na ciele żadnych tatuaży. Dowód? Kiedy dostał wylewu, parafianie znaleźli go nagiego na plebanii. - Nie miał żadnego z tatuaży, które są na zdjęciach - mówi jedna z rozmówczyń "Super Expressu".
Emocje budzą również oskarżenia o molestowanie seksualne - parafianie podkreślają bowiem, że żaden z młodych chłopców nie chciał być ministrantem.
"Osobiscie dziekuje wszystkim tym co pokazuja prawde i rzeczywistosc kosciola rzymsko - katolickiego."[/i] Nie ma za co. Zawsze do usług.
Wybaczmy chrzescijanom co czynia bo nie wiedza jakie swieta swietuja i pielegnuja zwyczaje.
, sól i chleb - życia i oczyszczenia, pieczenie ciast, topienie Marzanny, śmigus-dyngus, itd.

Dziekujmy im za utrzymanie przez 2 tysiace lat obrzedow poganskich naszych przodkow slowian i innych.
Wielka Noc.
Dnia 20/21 marca Słońce wyznacza na półkuli północnej początek wiosny. Nic zatem dziwnego, że ta data stała się niezwykle ważna dla wszystkich wyczulonych na cykle Natury. Jest to święto Równonocy, Wielkiej Nocy, dzień Wiosennego Przesilenia, bogini Ostary (Eastry), nazywany też festiwalem drzew, Alban Elven, czasem zrównania nocy i dnia, wdzięczności Matki Natury za jej dary. Anglosasi wciąż nazywają Wielką Noc „Easter”.
Chrześcijańskie święto zmartwychwstania jest uważane za najstarsze i najważniejsze święto chrześcijańskie. Ewangelie dziwacznie podają dzień śmierci Jezusa, w opisie ostatniej wieczerzy nie ma żadnego śladu Paschy a epizod z przeklinaniem drzewa wskazuje raczej na jesień. Wyznaczając datę Wielkanocy opierano się na żydowskim święcie Paschy, lecz w sposób … nietypowy - najważniejszym wymogiem stało się oddzielenie święta zmartwychwstania od żydowskiej Paschy, by nigdy się nie spotkały. W taki oto sposób chrześcijańska Wielkanoc stała się ruchoma.
Daty Wielkiej Nocy i Święta Zmartwychwstania się nakładały (mniej więcej), dlatego też usilnie próbowano jedno zastapić drugim (pogańskie chrześcijańskim).
Jednak poganie byli tak bardzo przywiązani do swojego święta Wiosennego, że w zasadzie wyszło odwrotnie - wszystkie pogańskie zwyczaje pozostały nienaruszone: jajka - symbol nowego życia, kurczak - nowego początku, zając/królik (pamiętacie królika Bugsa jako „Easter rabbit”
Próbowano oczywiście wykorzenić te zwyczaje, zbyt radosne pogańsko, czy też je zastąpić, jak np. Marzannę … Judaszem, w takiej wersji hardcore – zrzucanie Judasza z kościelnej wieży, ale nie bardzo się udało. Efekt jest taki, że święto Wielkiej Nocy jest wręcz modelowo pogańskie.
Najlepszym dowodem jest już sama nazwa „Wielka Noc”, nawet ona pozostała pogańska.
U nas Wielka Noc była nazywana świętem Jaryły (Jarym świętem), które na wschodzie przetrwało w swej czystej postaci (nie tylko w samych zwyczajach) aż do XIX wieku. Stary Jaryło był w nim przepędzany przez młodego, wybierano najładniejsze dziewczęta i wesoło ucztowano. Jare święto mogło mieć (i pewnie miało) elementy orgiastyczne …
Zwyczaj spożywania mięsa był związany z zużywaniem reszty zimowych zapasów. Co ciekawe, wieprzowina była nader chętnie spożywana przez pogan, nie została więc zakazana przez chrześcijaństwo, pomimo iż ta religia wywodzi się z tego samego pnia, co Judaizm i Islam. Jednak te dwie religie nie spotkały się z żarłocznymi europejskimi poganami
Osobiscie dziekuje wszystkim tym co pokazuja prawde i rzeczywistosc kosciola rzymsko - katolickiego.
@estel
Nie mam wiedzy że w innej Galaktyce istnieje życie podobne do tego jak na Ziemi.Nie twierdzę(przynajmniej tu nie pisałem)że gdziekolwiek poza naszą planetą istnieje jakiekolwiek życie.
Doskonale wiesz,że Kościół twierdzi iż nigdzie poza Ziemią nie ma życia.Skąd mają na to dowody?
Kiedyś twierdzili że Ziemia jest płaska.Potem (wg ich nauk),że jest środkiem wszechświata i wokół niej krążą inne planety,Słońce gwiazdy i inne obiekty.
Tak było do czasu,kiedy nauka i technika udowodniły iż jest inaczej.
Kwestią czasu jest udowodnienie innych mylnych założeń nauk Kościoła.
To kwestia czasu.Już stwierdzono że na Marsie kiedyś były warunki umożliwiające istnienie życia.Było to w czasie podobnym jak pierwsze organizmy istniały na Ziemi.
@estel
Przedstaw mi dowód potwierdzający to że Ziemia i Wszechświat rzeczywiście został stworzony przez Boga w 6 dni.
Nie powołuj się na zapiski Starego Testamentu,chyba że masz go w rękopisie sporządzonym przez Stwórcę.
- Zniszczono mi życie, psychikę - mówi 25-letni Marcin K., ofiara księdza Zbigniewa R., skazanego za pedofilię na 2 lata więzienia. Marcin K. chce wytoczyć pierwszy w Polsce proces, w którym będzie domagał się zadośćuczynienia od kurii. Jak przekonuje, przełożeni jego oprawcy wiedzieli o praktykach księdza i nie zareagowali.
"Gdy to się stało, miałem 12 lat" - cała rozmowa z Marcinem K. po godz. 12 w Radiu TOK FM oraz po godz. 13 w portalu Tokfm.pl
- Jestem zdeterminowany, by walczyć. Szukam prawnika, który będzie mnie reprezentować. Dwóch, gdy usłyszało, że stroną w sprawie ma być kuria koszalińsko-kołobrzeska, odmówiło. Apeluję do prawników, którzy są gotowi mnie reprezentować, o pomoc - mówi Marcin K. w rozmowie z TOK FM.
Pan Marcin jako 12-latek był wykorzystywany przez proboszcza w jednej z parafii w Kołobrzegu, księdza Zbigniewa R. Gdy skończył 20 lat - tuż przed przedawnieniem się czynu (według przepisów okres przedawnienia to 10 lat, ale przedawnienie nie może nastąpić przed upływem 5 lat od uzyskania przez ofiarę pełnoletności) - zawiadomił prokuraturę. Rozpoczął się proces. Po apelu Marcina K. zgłosiły się kolejne ofiary tego samego księdza. Tylko jedna zgodziła się zeznawać.
Sądy I i II instancji nie miały wątpliwości: Zbigniew R. jest winny. Wyrok: dwa lata bezwzględnego pozbawienia wolności. Skazany miał stawić się w areszcie kilka dni temu, 20 marca. Tak się jednak nie stało. 19 marca wpłynął wniosek o odroczenie wykonywania kary. Jak uzasadniony? Nie wiadomo.
Kościół nie chce płacić odszkodowań ofiarom księży-pedofilów
W wyroku, który zapadł w grudniu 2012 r., sędzia podkreślił, że w procesie cywilnym Marcin K. może walczyć o zadośćuczynienie. Postanowił z tego prawa skorzystać. Jednak stroną w procesie ma być nie ksiądz, czyli osoba fizyczna, lecz kuria. Kuria, która - zdaniem ofiary - mogła zapobiec działalności księdza Zbigniewa R., lecz tego nie zrobiła.
Czy Marcin K. ma szanse na zadośćuczynienie od kurii? Według ekspertów - tak. - Odszkodowania zasądzonego w procesie karnym nikt nie może zapłacić za skazanego - mówił w rozmowie z Wyborcza.pl prof. Marian Filar. - Ale jeśli np. rodzic dziecka molestowanego wytoczy księdzu proces cywilny, na którym udowodni zaniedbania ze strony parafii czy diecezji, można by się domagać od niej odszkodowania. Np. że władze wiedziały o czynach tego księdza i nie reagowały czy stwarzały wręcz możliwość intymnych spotkań. Wtedy ksiądz odpowie karnie za pedofilię, a cywilnie - diecezja.
Z tą interpretacją nie zgadza się polski episkopat. W marcu 2012 roku przyjął dokument z hasłem: zero tolerancji dla pedofilów. Jednak na pytanie o to, czy Kościół będzie wypłacać odszkodowania ofiarom, abp Michalik odpowiedział, że Kościół nie może poczuwać się do zobowiązań materialnych. - Odsyłamy do winowajcy - uciął. - Proszę nie przenosić zwyczajów z innych krajów na grunt polski. Te systemy prawne do siebie nie przystają - dodał rzecznik Episkopatu, ks. Józef Kloch, odnosząc się do wyroków sadów amerykańskich, po których parafie wypłaciły ofiarom księży-pedofilów duże odszkodowania.
Świadkowie są pewni, że kuria wiedziała o praktykach księdza-pedofila
Pan Marcin K. w rozmowie z TOK FM przytacza zeznania świadków, które padły podczas procesu Zbigniewa R. Jednym z nich jest dziennikarz i były organista z parafii księdza Zbigniewa. - Zeznał, że w 2005 roku zgłosili się do niego rodzice chłopca, który był molestowany seksualnie przez ks. Zbigniewa. Dziennikarz poradził rodzicom zwrócenie się do prokuratury. A sam - jak zeznał przed sądem - powiadomił wówczas biskupa diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, dzisiejszego metropolitę warszawskiego kard. Nycza - mówi pan Marcin. - Jest też zeznanie dziennikarki z Koszalina, która przed sądem potwierdziła, że według informacji, jakie zdobyła, między 1996 a 2004 r. ks. Zbigniew dostał dwie nagany w związku ze swoim zachowaniem - dodaje.
- Znam też relację wikarego, który pracował w parafii ks. Zbigniewa R. W 1999 roku, gdy diecezją zarządzał biskup Gołębiowski (obecny arcybiskup metropolita wrocławski - red.), młody ksiądz miał donieść w kurii o tym, co robi ksiądz Zbigniew. Gdy nie spotkało się to z reakcją władz, wikary porzucił kapłaństwo. Wyjechał do Kanady. Opowiedziała mi o wszystkim m.in. jego mama. Gdyby wtedy ktoś zareagował, ja nie zostałbym wykorzystany - mówi.
Ksiądz wydalony z parafii za... homoseksualizm
Ksiądz Zbigniew w 2008 r. przestał być proboszczem. Doprowadził do tego obecny biskup diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej ks. Edward Dajczak (objął kurię w czerwcu 2007 r.). Biskup tłumaczy, że podjął taką decyzję, gdy dostał informacje, że ksiądz Zbigniew R. żyje w związku homoseksualnym. Zaproponował mu "leczenie", a gdy ten odmówił, został wydalony z parafii. W grudniu 2009 r. Zbigniew R. został suspendowany (nie może już pełnić obowiązków kapłańskich).
Kilka dni temu, z inicjatywy biskupa Dajczaka, doszło do jego spotkania z Marcinem K. Biskup zapewnił, że nie wiedział o pedofilskich skłonnościach Zbigniewa R. do listopada 2009 r., gdy dostał pierwszy list od Marcina K. Ks. Dajczak zaproponował, że pokryje koszty terapii pana Marcina. Ten jednak nie zamierza rezygnować z sądowej walki o zadośćuczynienie. Amen.
Styl życia gdańskiego arcybiskupa Sławoja Głodzia, daleko odbiega od franciszkańskich ideałów skromności. Przepych, okazała rezydencja, limuzyna. I pijackie biesiady, o które w tygodniku "Wprost" oskarżyli metropolitę księża z Wybrzeża. Skąd duchowny ma na to wszystko? Kościelna pensja nie jest wysoka, ale za arcybiskup żyje z płaconej przez nas mundurowej emerytury.
Jako były biskup polowy – w stopniu generała – dostaje co miesiąc aż 10 tys. zł emerytury. W dodatku, gdy dziewięć lat temu odchodził z wojska, dostał jednorazowo aż ćwierć miliona złotych!
"Chciałbym Kościoła ubogiego dla ubogich" – takie były jedne z pierwszych słów nowego papieża Franciszka, który przez wiele lat jako kardynał z Buenos Aires nawoływał hierarchów kościelnych do skromności.
Ale arcybiskup Sławoj Leszek Głódź raczej nauk tych i wezwań nie brał sobie do serca. Metropolita gdański znany jest z zamiłowania do przepychu. A to sporo kosztuje. Ale znany hierarcha z Wybrzeża nie może narzekać na brak pieniędzy. Jako arcybiskup pobiera kościelną pensję w wysokości ok. 4,5 tys zł miesięcznie. Do tego pobiera aż 10 tys zł miesięcznie tzw. mundurowej emerytury. A to dlatego, że piastował funkcję biskupa polowego wojska polskiego, gdzie miał stopień generała.
Ale to nie wszystko. Bo gdy Sławoj Leszek Głódź odchodził z funkcji biskupa polowego, otrzymał odprawę w wysokości 360 procent kwoty ostatnich zarobków, dodatkowe uposażenie roczne, gratyfikację urlopową czy ekwiwalent za niewykorzystane przejazdy. Razem odprawa ta wyniosła 250 tys. zł!
KRZYSIEK - ludzie choruja, wielu ma udar, wylew chociaz nie maja spraw z krzyzem....Takie zycie, ksiadz tez czlowiek....
a jutro w nocy to bedzie pozamiatane wszyscy amen
estel, a masz dowód na to że bóg istnieje a religia i biblia to coś więcej niż wymyślone przez człowieka pierdoły?
To napisz.
jusek, a Ty masz dowód i wiedzę że podobne życie jak tu toczy się w innej galaktyce? To napisz.
do jojo: nieobecni nie maja glosu, jak siedzisz za granica i wypiales dupe na ojczyzne to siedz tam gdzie sprzatasz i nie wpier**** sie sprawy naszego zrytego kraju !!
jusek,no skoro Ty tak twierdzisz to na pewno to prawda.Wiesz co mówisz,nie?
W tym roku nie dopisala pogoda.Wiec z braku chetnychnie odbyla sie procsja. Dokladnie tak jest z nasza wiara.Plytka i powierzchowna.:::.Pytam sie teraz gdzie pokolenie J P ll:-)
Pan Bóg woli ateistów.
Przynajmniej nie przeszkadzają modlitwami o byle bzdety,kiedy on rządzi całym Wszechświatem.
Właściwie to tylko Ziemią.Wg nauk Kościoła,pomimo iż są miliardy galaktyk,a w nich planet,życie istnieje tylko tu.
@MFW
Masz rację.
Z tego wynika,że wierzymy w dni pogodne,w godzinach nam odpowiednich.
Przy złej pogodzie też wierzymy,ale na zewnątrz nie wychodzimy...
A organiście kto daje pracę? A katolickie uczelnie czy instytuty w których wykłada masa osób świeckich. Załóżcie ludzie okulary, lepiej będzie widać.
Czy pleban dał komu kiedykolwiek pracę (oczywiście nie darmową) tylko płatną? I jeszcze z ubezpieczeniem? No @rus i @Lwiątko ruszcie głową na tan temat! Nie? Oni są do wyższych celów!
ZeZ ty to jak masz zeza to idz do okulisty a nie się w politykę mieszasz
Do Jana i Zez-a- a co ozdobieni POłyskiem macie do powiedzenia ? Jakieś argumenty ? Ta cała prawda to wyżywanie się na kimś kto ma inne zdanie i światopogląd, a czy coś więcej ?
@ narodowy - zaczadzony kadzidłem!
Co @ Narodowy? Prawda w oczy kole? Ty to nie wiesz co to wiedza!
Vatyklanie biedakiem jesteś ty i to dobitnie widać po tych komentarzach. Jakbyś miał pracę i nie był biedakiem mógłbyś sobie np. pojechać do jakiegoś kurortu, a ty normalnie pilnujesz artykyłów o kościele i katolikach. Weś się rozglądnij za jakąś pracą bo na tym daleko nie zajedziesz i dalej będziesz taki nawiedzony tylko że nic ci to nie da i narażasz siebie na pośmiewisko
vatyklan ty coś mówisz o nauce. z nauką to nawet nie masz nic wspólnego.
JAK MOŻNA ODWOŁAĆ DROGĘ KRZYŻOWĄ?
Czy w ten sposób chrześcicjanie chcą dźwigać krzyż?
Będzie ładna podgoda - dźwigamy,
jest zimowo - krzyż odkładamy do kąta, do następnego roku,
może się poprawi.
PRZECUDNIE.
JAK MOŻNA ODWOŁAĆ DROGĘ KRZYŻOWĄ?
Czy w ten sposób chrześcicjanie chcą dźwigać krzyż?
Będzie ładna podgoda - dźwigamy,
jest zimowo - krzyż odkładamy do kąta, do następnego roku,
może się poprawi.
PRZECUDNIE.
JAK MOŻNA ODWOŁAĆ DROGĘ KRZYŻOWĄ?
Czy w ten sposób chrześcicjanie chcą dźwigać krzyż?
Będzie ładna podgoda - dźwigamy,
jest zimowo - krzyż odkładamy do kąta, do następnego roku,
może się poprawi.
PRZECUDNIE.
Christus vincit
Chrystus zwycięża
Z ks. bp. Edwardem Frankowskim, biskupem pomocniczym diecezji
sandomierskiej, rozmawia Małgorzata Pabis
Dzień przed wielką Drogą Krzyżową, jaka przeszła ulicami Stalowej Woli,
dowiedzieliśmy się, że w tym miejscu mają powstać trzy bloki.
Postawiliśmy więc krzyż, który po pierwsze,
miał symbolizować miejsce przyszłego kościoła,
a po drugie, jest pamiątką tej
wspaniałej Drogi Krzyżowej.
- Przyszedłem do Stalowej Woli w 1967 roku.
Już w następnym roku,
tworząc bez pozwoleń parafię,
zawłaszczyłem pewien teren przy kaplicy, ogradzając go i
stawiając tam krzyż.
Potem takich
"nielegalnych" krzyży stanęło w Stalowej Woli jeszcze kilka i wszystkie stoją do dziś.
Zresztą w Stalowej Woli (oprócz Rozwadowa) żaden kościół nie stanął legalnie.
W czarnych snach przedstawiciele Kościoła nie mogli przewidzieć jaki będzie finał sporu o krzyż, postawiony na miejskiej działce bez zezwolenia władz.
Krzyż i działkę przy krzyżu poświęcił w mroźny wieczór lutowy biskup Edward Frankowski.
Do krzyża przymocowana została tabliczka z wszystko mówiącym tekstem – w tym miejscu powstanie kościół, któremu ma patronować będzie ksiądz Jerzy Popiełuszko.
ZABRAĆ LUB ZAPŁACIĆ
Najazd z kropidłem na cudzą własność zakończył się pełną kompromitacją.
Strona kościelna przegrała w sądach i urzędach wszystko, co tylko można było przegrać.
Wyrok był ostateczny – pełnomocnik kurii w tym sporze ksiądz Jerzy Warchoł, proboszcz parafii Opatrzności Bożej, miał zabrać krzyż lub zapłacić za jego przeniesienie.
Nie zamierzał zrobić ani jednego, ani drugiego.
Biskup Frankowski złożył rezygnację
Jak poinformowała Nuncjatura Apostolska w Polsce, biskup pomocniczy diecezji sandomierskiej Edward Frankowski złożył rezygnację z pełnienia posługi na ręce Benedykta XVI…
Ojciec Święty Benedykt XVI przyjął rezygnację ks. bp. Edwarda Frankowskiego z pełnienia posługi biskupa pomocniczego diecezji sandomierskiej.
Tak Chrystus zwyciężył .
... ,,jojo" to nie wyborcy PO gwiżdżą na cmentarzach, buczą pod kościołami, ... publiczne wyznawanie wiary ma coraz mniej zwolenników, bo coraz mniej ludzi identyfikuje się z pisowskimi dzikusami.
jojo! To obrażanie działa w dwie strony! Nie pomyślałeś że nadmierna manifestacja religii np. katolickiej może obrażać uczucia innych?! Ty wymagasz szacunku dla siebie a co z Twoim szacunkiem do innych?!
z jednej strony smutno mi teskno za ojczyzna ale z drugiej jak patrze na ludzi i tych rzadzacych z PO to sie ciesze ze nie biore w tym udzialu