Dewastacji ciąg dalszy

Jedni odnawiają, ocieplają, tynkują, malują, drudzy niszczą. Wszyscy za to płacimy z pieniędzy uiszczanym w czynszu. Czy przeciętny Kowalski zdaje sobie sprawę z tego, że za jego głupotę i szkody zapłaci on sam lub jego matka i ojciec?

Stalowa Wola z miesiąca na miesiąc wygląda coraz ładniej, budynki są odnawiane, remontowane. W kwestii kolorów mamy różne zdanie, trzeba jednak docenić to, że nasze miasto wygląda coraz lepiej. Mniej jest miejsc szarych, pomazanych sprayami. Wszystko byłoby pięknie i wspaniale gdyby nie to, że co jakiś czas nieznani sprawcy niszczą to co inni z takim trudem odnawiają.

Za ocieplanie budynków, różnego rodzaju remonty, naprawy płacimy sami z własnej kieszeni co miesiąc. Pieniądze na ten cel pochodzą z naszego rachunku za mieszkanie. Część pieniędzy idzie na tzw. fundusz remontowy i z tej puli wykonywane są różnego rodzaju prace naprawczo- budowlane w bloku, w którym mieszkamy. Nie wszyscy potrafią jednak docenić wspólne dobro. Klatki schodowe są niszczone, elewacje budynków mazane i popisane sprayem.

Zniszczyli kolejną elewację

Niedawno na budynku przy ul. Popiełuszki 5 pojawił się namalowany sprayem napis – STOP WAITING FOR THINGS TO HAPPEN GO OUT AND MAKE THEM HAPPEN. Jak dowiedzieliśmy się od mieszkańców w okresie świąt wielkanocnych nieznany sprawca namazał na dopiero co odnowionym budynku hasło. Nikt z lokatorów nie zauważył kiedy dokładnie to się wydarzyło. Napis jest w języku angielskim, część więc przechodniów nawet nie wie co oznacza. Można się zastanawiać tylko nad tym, po co ktoś namalował tego typu slogan? Zapewne z głupoty...

Budynek na którym pojawił się napis mieści się przy ul. Popiełuszki 5, jest to blok na wprost kościoła, zaraz przy skrzyżowaniu. Hasło pojawiło się od wewnętrznej strony osiedla. Jeśli wzrok skierujemy nieco dalej, to zobaczymy, że na budynku przy Staszica 15 również są wymazane napisy, które szpecą blok. Do tego są wulgarne i budzą niesmak przechodniów.

To już seria zniszczeń w Stalowej Woli

W ubiegłym tygodniu na kilku budynkach przy ul. Poniatowskiego pojawiła się seria napisów związanych z katastrofą smoleńską oraz premierem naszego rządu. Na szczęście w tamtym przypadku ktoś namalował napisy na nieodnowionych jeszcze blokach. Następnym razem wandale mogą posunąć się dalej i z fantazją stworzyć bazgroły na pięknie odnowionych budynkach. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że sprawcy są anonimowi, zazwyczaj nikt nie widzi kiedy i kto malował po ścianach, a jeśli nawet widzi, to woli się nie mieszać i nie narażać na agresję ze strony chuliganów.

Wolę milczeć, od łapania jest policja

- Raz zareagowałem. Dostałem z łokcia pod żebro i znalazłem się na ziemi. Więcej nie będę się tym interesował. Młodzież pełna jest agresji. Co z tego, że odnowili mi blok, wymienili drzwi na klatce, pomalowali wszystko? Oni za moment popsuli wszystko. Tu trzeba by czasów PRL żeby sobie z tym poradzić. Policja się nie bała. Przydzwonili pałą i nauczyli rozumu. Kto by robił kiedyś takie rzeczy. Teraz wszyscy są bezkarni. Gówniarze robią co chcą, rodzice nie mają żadnej kontroli. Pytam się, gdzie są patrole nocne, gdzie są policjanci. Powinni wysiąść z tych swoich samochodów i zamiast wyjeżdżać benzynę, trochę więcej chodzić- mówi mieszkaniec zniszczonego bloku przy Popiełuszki.

To, że ludzie boją się zgłaszać i reagować, trudno się dziwić. Nie raz słyszeliśmy, że za zwrócenie uwagi chuliganowi ktoś został zabity lub wylądował na wiele miesięcy w szpitalu.

- Dobrze, ja tam czasem mogę coś powiedzieć- mówi mieszkanka bloku przy Popiełuszki- Przypuśćmy, że zadzwonię na policję, a wandale uciekną i co wtedy? Będą mnie ciągać po sądach, a po co mi to? A jak mnie zaatakuje i coś mi zrobi, będę bohaterem? Kto mi zapłaci za leczenie jak zbój jeden z drugim uciekną? Jestem samotna, mąż mi zmarł, kto się mną będzie wtedy opiekował? A jak nie wrócę do zdrowia, co się ze mną stanie? Ja nie mogę ryzykować, mam prawie 70 lat, wolę udawać, że nic nie widzę i nic nie słyszę i dożyć swych dni w spokoju.