Karp w reklamówce? Przecież jakoś oddycha!

Image

W mediach dużo się słyszy na temat traktowania karpi przed świętami przez sprzedawców. Dla wielu Polaków bez smażonej ryby nie byłoby świąt.

Karp to ryba, która niewątpliwie kojarzy się nam ze stołem wigilijnym. I choć wielu uważa, że jest tłusta i nierzadko czuć ją mułem i lepiej byłoby ją zastąpić jakąś inną, np. dorszem, łososiem czy chociażby mintajem, są tacy, dla których święta bez karpia, to nie święta.

Widok pływającego w wannie karpia to dla średnich i starszych mieszkańców Polski widok z dzieciństwa. Kiedyś ryba, którą udało się z trudem dostać w sklepie czy targu lądowała na kilka dni do zaimprowizowanego „stawu” w łazience. Tam dotykały ją dzieci, czasem dokarmiały chlebem, wymyślały różne zabawy. Do dziś słychać opowieści o tym jak to komuś do wody wpadło mydło czy gąbka z pianą. Minęło kilkanaście lat i zmienił się sposób traktowania zwierząt. Dawniej nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że karpie kupowane na mieście i niesione w workach, reklamówkach nie mają tak naprawdę czym oddychać, że cierpią. Dowodem na to jest fakt, że niejedna ryba zanim została doniesiona do domu, po prostu zdychała.

Jeszcze w 2009 roku Sejm przyjął nowelizację ustawy o ochronie zwierząt. Jest w niej zapis mówiący o tym, że zabrania się pakowania i transportu żywych karpi w foliowych opakowaniach, trzymania ich w zbyt małej ilości wody i zabijania na oczach klientów. Ale przepisy sobie, a życie sobie. Pan na rynku nierzadko ledwo odwraca się od klienta i w wali rybę tłuczkiem, po czym ucina jej łeb i pakuje w worek. Tymczasem karpia trzeba zabijać w odosobnieniu (np. w sklepie na zapleczu). Powinien to robić specjalnie przeszkolony pracownik, który ma co najmniej zawodowe wykształcenie.

Dziś zadzwonił do nas oburzony czytelnik. W jednym z marketów zwrócił uwagę personelowi na fakt łamania prawa. Sprzedawca pakował żywe karpie w reklamówki. Jak usłyszał od pracownika, „przecież karp pooddycha sobie przez skórę”. Znajomość nie tylko przepisów, ale i funkcjonowania ryb bez wody jest „powalająca”.

W Polsce przed świętami sprzedanych zostanie 10 milionów karpi. Część z nich zanim trafi na wigilijne stoły zdechnie w męczarniach. Tylko od kupujących zależy, czy wymuszą na handlujących rybami stosowanie odpowiednich przepisów. Nikt nie zabrania nikomu jedzenie karpi, wprost przeciwnie. Ryby są zdrowe i smaczne, ale nie powinny być dręczone. Do domu zabrane mogą być w wiaderku wypełnionym wodą, albo w specjalnych foliach. W sklepie powinny pływać w odpowiednio dużym basenie z woda. I nie są to niczyje fanaberie, a przepisy prawa.



Komentarze

Dodaj swój komentarz

Przed publikacją zapoznaj się z Polityką Prywatności. Pamiętaj ponosisz odpowiedzialność za swój wpis!
By sprawdzić czy nie jesteś bootem, wpisz wynik działania: 1 + 2 =