Muzyczna wyprawa Chóru Kameralnego

Image

Jerzy Augustyński i Chór Kameralny w auli Lwowskiego Uniwersytetu podczas wykonania „Tylko we Lwowie”

Świtało, kiedy w piątkowy chłodny poranek Chór Kameralny Miejskiego Domu Kultury w Stalowej Woli, założony i kierowany od 32 lat przez Jerzego Augustyńskiego, ruszył w swoją 39 podróż zagraniczną.

W sierpniu ubiegłego roku chór koncertował w Chinach. Tym razem chórzyści wyjechali „za opłotki” czyli do Lwowa. Gdyby nie czas stracony na przejściu granicznym w Korczowej po polskiej stronie i w Krakowcu po ukraińskiej, podróż byłaby płynna. Na plus zaliczyć można dobre drogi po polskiej stronie (do Korczowej można dojechać autostradą) i po ukraińskiej, gdzie główna droga została ucywilizowana na Mistrzostwa Europy piłki nożnej w 2012 roku.

Przed południem autobus przejechał obok witacza z napisem Lwów i zespół wjechał do miasta, z którym wiąże się kawał polskiej historii. Hotel Oskar na obrzeżu Starego Miasta to ponury, poprzemysłowy budynek z zaśmieconym otoczeniem. Jednak hostel na czwartym piętrze okazał się bardzo przyzwoitym miejscem do spania, w apartamentach jak nazwano w reklamówce pokoje rodem z hoteli robotniczych. Ale w dodatku był darmowy Wi-Fi.

Przyjazd Chóru Kameralnego zapowiadały plakaty. Miał to być koncert „Muzyczne barwy świata”. Miejsce niezwykłe - Lwowski Narodowy Uniwersytet imienia Iwana Franka. Ciekawostką jest to, że w tym dziewiętnastowiecznym monumentalnym obiekcie medycynę studiował Józef Żmuda - późniejszy genialny aktor i legendarny reżyser amatorskiego zespołu teatralnego w Stalowej Woli.

Maestro Jerzy Augustyński wpadł w ramiona zaprzyjaźnionego od lat Wasilija Czuczmana - dyrygenta Zasłużonego Chóru Ukrainy „Bojan” działającego przy uniwersytecie. W swoim składzie ma byłych studentów i wykładowców uczelni. Na widowni pięknej sali koncertowej zasiedli pracownicy uniwersytetu, studenci, znawcy i koneserzy muzyki oraz rodowici lwowiacy. Chór Kameralny pokazał jak szeroki i różnorodny ma repertuar. Rzeczywiście odpowiadał on nazwie koncertu. Była to więc zarówno muzyka religijna, dawna i współczesna muzyka polska wykonywana a capella, jak też utwory kompozytorów europejskich i amerykańskich wykonane z towarzyszeniem fortepianu przy którym zasiadł Bartosz Kanach. Uznanie wzbudzili chórzyści, którzy w kilku utworach wzbogacili partie chóralne grą na instrumentach. Marek Piędzio, zakochany w ukraińskiej kulturze i muzyce, na akordeonie przygotował akompaniament do porywającej ludowej pieśni ukraińskiej „Oj na hori dwa dubky, oj na hori dwa dubky, dwa dubky, zibrałysja do kupky”. Sala śpiewała razem z chórzystami.

Krzysztof Sagan wykonał introdukcję na trąbce do prześlicznego „Wonderful Word” - wielkiego przeboju Louis’a Armstronga. Monika Turek wykonała partię fortepianu w kompozycji Vincenta Clarka „Only Sou”. Furorę zrobiła „Stabat Mater Doloroza Jacka Piecha”, słuchacze długimi oklaskami docenili kunszt wykonania tego utworu o Matce Boleściwej patrzącej na martwego Zbawiciela. Lwowską publiczność porwał także nieśmiertelny przebój „Lwów jest jeden na świecie” (popularnie nazywana „Tylko we Lwowie”) – polska piosenka o tym mieście, nazywanym „Florencją północy”. Na finał dwa chóry zaśpiewały „Modlitwę o pokój ”Norberta Blachy oraz „Modlitwę za Ukrainę” Mykoła Łysenki ze słowami „Boże welykyj, jedynyj, nam Ukrajinu chrany”. Publiczność zerwała się na nogi, a słowa nabrały szczególnego znaczenia przy ofiarach, jakie ponoszą Ukraińcy na wschodzie na wojnie z Rosją i separatystami. Po koncercie wspólny wieczór dwóch chórów był okazją do rozmów i śpiewu.

Zwiedzanie Lwowa w sobotę pozwoliło poznać skarby architektoniczne tego miasta, niegdyś większego od Krakowa, klejnotu Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Dużym przeżyciem było zwiedzanie Katedry Ormiańskiej pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, jednego z najstarszych i najcenniejszych zabytkowych kościołów Lwowa, ufundowanego przez Ormian w II połowie XIV wieku. Opiekun tego miejsca poprosił chór o mormorando i na jego tle dał pokaz pięknego śpiewu. W zamian chór zaśpiewał antyfonę Veni Electa Mea.

Na finał wieczoru była wyborna uczta - spektakl „Cyrulik sewilski”, opera buffo Gioacchina Rossiniego wystawiona tego wieczoru w Lwowskim Narodowym Akademickim Teatrze Opery i Baletu imienia Salomei Kruszelnickiej. Budynek zbudowany w stylu eklektycznym ma przecudnej urody wystrój, równie zachwycające wnętrza. Powala z nóg sala widowiskowa, także sala lustrzana w neobarokowym wystroju, którą oglądać można w przerwie spektaklu.

Po wyjściu z teatru chórzyści minęli kiosk, w którym na eksponowanym miejscu jest wystawiony do sprzedaży papier toaletowy z twarzą prezydenta Putina. W niedzielę chórzyści wzięli udział w nabożeństwie w cerkwi greko-katolickiej, gdzie cała liturgia, oprócz kazania, jest śpiewana. A jak podliczono, każdy wierny żegna się znakiem krzyża trzysta razy podczas Mszy świętej.

Powrót okupiony został trzygodzinnym postojem na granicy, przeszukiwaniem naszych bagaży przez polskich celników. I przestawiając zegarki chórzyści ze swoim maestro wjechali do ukochanej ojczyzny z udanego kolejnego wojażu.

Przewiń do komentarzy








Komentarze

Dodaj swój komentarz

Przed publikacją zapoznaj się z Polityką Prywatności. Pamiętaj ponosisz odpowiedzialność za swój wpis!
By sprawdzić czy nie jesteś bootem, wpisz wynik działania: 1 + 2 =
~Imishi

„Only You” a nie „Only Sou” umiech

~isska

Błagam: Korczowa, a nie Korczów, Iwana Franko, a nie Franki.....

~Reksio

Piękna promocja Chóru i Stalowej Woli. Na pewno niezapomniane wrażenia dla obu stron. Brawo!!!