Musiał wycofać się z wyścigu

Image

Andrzej Gondek wystartował w „Yukon Arctic Ultra” w Kanadzie, ale z powodu urazu zdecydował o zakończeniu rywalizacji.

Jak informowaliśmy, pochodzący ze Stalowej Woli Gondek przez wiele miesięcy przygotowywał się do startu w biegu „Yukon Arctic Ultra” w Jukonie, terytorium graniczącym z Alaską, gdzie odczuwalna temperatura może sięgnąć minus 50 stopni Celsjusza. Jednak na miesiąc przed zawodami, podczas przygotowań, pechowo nabawił się urazu w Tatrach, miał wypadek na skuterze śnieżnym. I okazało się, że ma pęknięte żebro. Mimo tego nie odpuścił i ostatecznie poleciał na zawody w Kanadzie.

W „Yukon Arctic Ultra” startujący mają do pokonania dystans maratonu lub 100, 200, 300 albo 430 mil. Piechotą, rowerem górskim lub na nartach. W ekstremalnych, zimowych warunkach, przy bardzo niskich temperaturach, na otwartym, śnieżnym terenie, przy silnym wietrze. Mieszkający od kilkunastu lat w Warszawie i pracujący w branży farmaceutycznej Gondek zdecydował się na marsz na najdłuższym dystansie 430 mil, czyli 700 kilometrów.

43-letni były koszykarz „Stalówki” starał się, by być jak najlepiej przygotowanym do ekstremalnych zawodów. Ma duże doświadczenie, startował wcześniej w wyjątkowo wymagających ultramaratonach i między innymi jako jeden z pierwszych Polaków zdobył tak zwanego Wielkiego Pustynnego Szlema. Czyli ukończył w jednym roku cztery mordercze pustynne ultramaratony na czterech różnych kontynentach: na pustyni Wadi Rum w Jordanii, Gobi w Chinach, Atakamie w Chile i lodowym pustkowiu Antarktydy. Przed rozpoczęciem rywalizacji w Jukonie Andrzej miał za sobą też trening aklimatyzacyjny już na miejscu, w Kanadzie, do której poleciał cztery dni przed startem.

W kanadyjskich zawodach trasa podzielona jest na etapy, liczące po 50 kilometrów, między etapami zawodnicy mają zapewniony ciepły posiłek, ale na trasie są zdani tylko na siebie, muszą być samowystarczalni, mieć ekwipunek, ciągnięty na saniach. Wobec skrajnego zimna, wymagającego charakteru szlaku i odległości do pokonania, „Yukon” jest najtrudniejszym biegiem „ultra” na świecie. Uczestnikom grozi odwodnienie, hipotermia, odmrożenia, zderzenia z pojazdami lub innymi uczestnikami, ześlizgnięcie się ze wzgórza, przewrócenie skał lodowych, lawiny, załamanie cienkiego lodu, awaria sprzętu, możliwość nabawienia się poważnego urazu fizycznego i psychicznego. Każdy z uczestników ma specjalny nadajnik emitujący sygnał radiowy, a przed startem Andrzej Gondek sprawdzał między innymi w domu matę, na której miał spać, trzymając ją w… zamrażalniku lodówki, czy nie straci swoich właściwości. W jego ekwipunku znalazła się między innymi piła do drewna, zapalniczka wiatroodporna, butla gazowa czy łopata lawinowa.

Nasz reprezentant wystartował na najdłuższym dystansie, na pokonanie którego zawodnicy mają 13 dni. Na 700-kilometrowej trasie do rywalizacji zgłosiło się 40 uczestników z 16 krajów, Andrzej był jedynym Polakiem. Niestety, swoją przygodę z Yukon Arctic Ultra musiał zakończyć przedwcześnie, o czym napisał na swoim Facebooku.

„Nie wiem od czego zacząć... Dla mnie w tym momencie udział w Yukon Arctic Ultra już się zakończył. Czuję rozczarowanie i zawiedzenie. Na pierwszym punkcie kontrolnym, po 42 km, pojawiłem się na drugiej pozycji. Fizycznie czułem się mocny, świeży jak po lekkim 10 km truchcie, ale było jedno ale... Żebra. Biegnąca idealnie przez stłuczone i złamane żebro (wypadek sprzed 4 tygodni) uprząż, do której były przymocowane ważące ok. 20 kg sanie, skutecznie uderzały i demolowały mi z każdym kilometrem to miejsce. Skutek był taki, że będąc w punkcie kontrolnym nie mogłem wykonać żadnych, gwałtownych ruchów z bólu. To był bardzo trudny moment, bo musiałem podjąć decyzję czy biec i ryzykować, że mój stan się pogorszy, a ja będę gdzieś tam w trasie sam, w nocy w temperaturze minus 30, co spowoduje zapewne bardziej dramatyczny rozwój wypadków, czy jednak świadomie powiedzieć stop. Zdecydowałem, że wycofuję się z dalszego kontynuowania biegu. I to boli, tym bardziej, że na punkcie kontrolnym podchodzili do mnie kibice mówiąc, że jestem 15 minut przed faworytem zawodów. A ja jedyne co mogłem zrobić to uśmiechnąć się i powiedzieć, że to super... Z drugiej strony cieszę się, że tu jestem, wystartowałem, że 4 tygodnie temu, kiedy miałem ten drobny wypadek, nie odpuściłem, tylko fizycznie i mentalnie kontynuowałem przygotowania do startu. Walczyłem do końca i jak to ktoś kiedyś powiedział, nie zawsze cel jest najważniejszy, ale droga jaką przechodzisz. I na koniec, a może i przede wszystkim, bardzo chciałbym Wam wszystkim podziękować za słowa wsparcia w trakcie przygotowań czy podczas już mojego pobytu na Yukonie. Za te kciuki trzymane i palce skrzyżowane, by się udało. Była, jest i zawsze będzie to dla mnie ogromna siła, która pozwalała mi i przygotowywać się do startu i biec, czując na trasie Wasze wsparcie, energię i siłę. Niestety w tym roku te sanie nie dojadą do mety w Dawson City... Ale za dwa lata wrócę zdrowszy i mocniejszy.”

A.

Komentarze

Dodaj swój komentarz

Przed publikacją zapoznaj się z Polityką Prywatności. Pamiętaj ponosisz odpowiedzialność za swój wpis!
By sprawdzić czy nie jesteś bootem, wpisz wynik działania: 1 + 2 =
~Znajomy

Mistrz.W jednym roku The 4 Deserts. Szacunek Andrzej.

~Groch

Juz niedlugo po rzadach sluzalczych aparatczykow bedzie mial kolejne wyzwanie do przebiegniecia - pustynie Stalowa Wola

~maniek

Gość jest niesamowity.