Kąpiel w Sanie z niespodzianką?

Image

Synoptycy zapowiadają, że sytuacja pogodowa nie zmieni się przez najbliższe dni. Kto żyw próbuje ochłodzić się gdzie może. Niepokojącym jest fakt, że wielu stalowowolan kąpie się w Sanie i miejscach zakazanych, a tam oprócz ludzi pływa, oj pływa... wszystko!

Pozostawieni sami sobie bez pomocy

Upał doskwiera nam coraz bardziej, a będzie jeszcze gorzej. W sobotę i niedzielę słupek rtęci, tylko w cieniu, może wskazać w Stalowej Woli nawet 33 stopnie. Przez cały tydzień mamy zagwarantowany upał, a żar będzie lał się z nieba i dręczył mieszkańców. Tymczasem kto żyw udaje się na basen, nad jezioro, rzekę i moczy się w chłodnej wodzie. Niepokojącym jest fakt, że ludzie coraz chętniej przychodzą nad San i okoliczne rzeczki, kapią się całymi rodzinami w miejscach do tego nieprzystosowanych. Oprócz zasłabnięć, nagłej utraty przytomności, przegrzania słonecznego czyhają na kąpiących inne niebezpieczeństwa. Miejsce niestrzeżone to takie, gdzie nie możemy liczyć na pomoc, ochronę w razie potrzeby. To też teren, gdzie ktoś może na nas napaść, okraść i zrobić nam krzywdę.

Ty się topisz, a koledzy w nogi?

W razie nieszczęśliwego wypadku nie będzie też możliwości skorzystania z pomocy lekarza, bo nie ma się pewności, czy ktoś w ogóle wezwie karetkę, a wcześniej udzieli nam pomocy. Ze statystyk wynika, że w razie wypadku, młodzi ludzie często uciekają z miejsca zdarzenia pozostawiając swojego kolegę samemu sobie. Na „dzikich kąpieliskach” na fachową pomoc ratownika, tak jak to ma miejsce w przypadku strzeżonych miejsc kapeli, nie możemy liczyć.

Media corocznie podają przykłady i przytaczają przygnębiające statystyki.

- Niejednokrotnie były już przypadki, że z grupy dzieci kąpiących się w rzece, jedno doznawało urazu, skurczu, porywał je prąd, czy po prostu wpadało w głębinę i traciło grunt pod nogami, a nieletni przyjaciele, którzy obserwowali całe zdarzenie nie wiedzieli co zrobić i po prostu uciekali. Dopiero później wychodziło, że dzieciaki ukryły straszną prawdę. Do takich zdarzeń dochodzi co roku, dlatego tak ważne jest, by nieletni korzystali z kąpielisk strzeżonych i bezpiecznych, tak, by później nie trzeba było wyławiać ciała gdzieś tam pod Warszawą czy jeszcze dalej- mówi ratownik Grzegorz.

W wodzie oprócz nas pływają też inne „żyjątka”

Innym niebezpieczeństwem są groźne wirusy i bakterie, które pływają w Sanie czy rzekach powiatu. Niezbadana przez Sanepid woda jest nafaszerowana różnymi niespodziankami. W rzekach mogą znajdować się pasożyty, a także bakterie: coli, kałowe, enterokoki, gronkowce, paciorkowce odkałowe, alergeny i patogeny skórne. Dzień przyjemności może skończyć się dla nas ciężkimi chorobami, a leczenie po takich kąpielach długoletnim, drogim leczeniem.

Komentarze

Dodaj swój komentarz

Przed publikacją zapoznaj się z Polityką Prywatności. Pamiętaj ponosisz odpowiedzialność za swój wpis!
By sprawdzić czy nie jesteś bootem, wpisz wynik działania: 1 + 2 =
~Zenek

A nie lepiej i prościej od razu podać informacje o kąpieliskach w rejonie Stalowej Woli, które posiadaja sprawdzoną przez Sanepid wodę. Każdy poleca "swój" zbiornik wodny. Kiedyś Sanepid podawał wykaz kapielisk ze zbadana wodą do kąpieli i dobrze by było do tego powrócić. Co na to SANEPID?

~Taki jeden

Horror ! Prawdziwy ,, meszczyzna wspolczesny,,.Z tych , ktorzy zamiast przejsc przez rzeke po moscie , rzucaja sie jej wiry aby opisac to pozniej ,, na feisbuku ,, . Nie tak dawno temu , plywaly w Sanie cale pokolenia , bylo to cos naturalnego , pomijajac ryzyko choroby skory w latach 80- tych.Rosnie nam pokolenie gownarzerii.

pietrekkerteip

Ku przestrodze dla niedowiarków...Witam
W końcu się zebrałem, żeby opisać Wam, co przydarzyło mi się w sobotę Wielkanocną przy okazji uprawiania naszego hobby. Opisuję to dlatego, że gdybym sam coś takiego przeczytał wcześniej, to może nie doszłoby do tych dramatycznych dla mnie wydarzeń.

Tego dnia udało mi się namówić swoją dziewczynę na wyjazd nad Odrę do Bielinka. Ona miała się opalać na kocyku, a ja porzucać z główek za kleniem i jaziem. Dojeżdżamy na miejsce - piękna pogoda, słoneczko, lekki wiaterek, i ani żywego ducha na brzegu - świetnie!

Początkowo próbuję łowić w woderach, ale stan wody jest dość wysoki, więc zakładam w końcu spodniobuty. Nie przewiązuję się pasem - bo w końcu po co, piękna pogoda, nie ma fal, co może się stać... Na wierzch dość ciężka kamizelka, i do wody. Łowię idąc wzdłuż brzegu w płytkiej klatce między główkami, w wodzie prawie do krawędzi spodniobutów. Wchodzę na główkę, gdzie woda sięga mi po kolana, i schodzę z niej do następnej klatki. Ciągle płytko, spokojnie brodzę ok. 10 m od brzegu.

Dochodzę do następnej główki. Wchodzę na nią, woda znowu po kolana, prąd bardzo silny. Chwilę rzucam, i pomału idę w stronę krawędzi główki, chcąc wyczuć jak jest głęboko, czy uda mi się zejść do następnej klatki. Jestem kilkanaście metrów od brzegu. Jeden krok. Piętą trafiam na śliską, stromą krawędź główki, prąd mnie popycha, tracę równowagę, i wpadam do wody.

Nieco zdziwiony stwierdzam, że nie mam gruntu pod nogami. W jednej ręce mam wędkę, więc energicznie macham nogami żeby utrzymać się na powierzchni. Na początku nawet się nie przestraszyłem, w końcu byłem przy samej główce, zaraz sobie na nią wrócę, cały mokry wrócę do dziewczyny, będzie zabawnie. Ale... nie mogę wrócić na główkę. Prąd jest bardzo silny, i odpycha mnie od niej i od brzegu. Próbuję kilka razy, za każdym razem moje nogi trafiają w pustkę, a ja wypływam z coraz większym trudem. Przyszedł pierwszy moment otrzeźwienia - trzeba wypuścić wędkę, z nią nie dam rady. Mam teraz dwie ręce wolne. Niestety, nic to nie daje. Spodniobuty są pełne wody, wszystkie ciuchy są nasiąknięte. Mimo tego że młócę wodę rekami i nogami, to nie mogę się utrzymać na powierzchni. Próbuję teraz płynąć w stronę brzegu, ale nie mogę, szamocę się tylko w miejscu. Próbuję opuścić się w wodzie i wyczuć nogami dno - nic z tego, i prawie nie udało mi się wypłynąć.

Na brzegu nikogo, moja dziewczyna jakieś dwieście metrów dalej, nie widzi mnie. Nie mam już siły, jestem częściej pod wodą, niż nad nią, nie mogę oddychać. I wtedy przyszedł ten straszny moment - uzmysłowiłem sobie, że nie dam rady. Po prostu nie dam rady, i teraz, tutaj, przy tym słoneczku, utopię się w tej pieprzonej rzece. Nie życzę nikomu tego uczucia. Dopiero w tym momencie krzyknąłem - nie po to żeby ktoś mnie usłyszał, bo na to nie widziałem szans, ale z cholernej frustracji, próbowałem krzyczeć, że nie chcę umierać.

Jakimś cudem chyba, usłyszała mnie Agnieszka. Nie spała na kocu, ani nie miała słuchawek na uszach. Usłyszała coś niewyraźnie, myślała że może coś złowiłem, i wołam ją żeby przybiegła z aparatem. Podbiegła, w pewnym momencie zobaczyła moją głowę wynurzająca się i zanurzająca w rzece. Nie namyślając się jak stała pobiegła, wskoczyła do rzeki, i podpłynęła do mnie. Ja już nic nie widziałem ani nie słyszałem, byłem jak nieprzytomny. Poczułem tylko jak łapie mnie za rękę, i ciągnie w stronę brzegu. Starałem się jej pomóc, machając nogami.

W końcu poczułem dno pod nogami. Ne miałem siły iść, ani się ruszać. Agnieszka wyciągnęła tylko moją głowę i barki na brzeg, reszta ciała leżała w wodzie. I w takiej pozycji leżałem ponad godzinę. To niewiarygodne, jak byłem zmęczony - cały czas dyszałem nie mogąc uspokoić oddechu, gwałtownie wymiotowałem wodą na swoje ręce, bo nie miałem siły ich odsunąć, nie mogłem nawet otworzyć oczu, bo światło sprawiało mi ból. W końcu jak udało mi się wywlec z tej wody, to nie mogłem iść samodzielnie, Tylko Agnieszka musiała mnie zawlec do samochodu, gdzie mogłem tylko leżeć.

Kolejna głupota - nie wezwaliśmy karetki, i nie pojechaliśmy do lekarza, bo chciałem do domu. Myślałem że jak się rozgrzeje i odpocznę to wszystko będzie OK. Nie było - po całej nocy wymiotowania wylądowałem na Izbie Przyjęć, a po tym na 10 dni w szpitalu z ostrą niewydolnością nerek i silnymi bólami brzucha.

I to na tyle. Na razie odpoczywam od łowienia, jeszcze się nie przemogłem. Błędy jakie popełniłem, to zbytnia wiara w swoje doświadczenie, nie zapięcie pasa w spodniobutach, co ograniczyłoby wlewanie się wody, zbyt nieostrożne poruszanie się po zalanej główce, a w końcu zła ocena sytuacji i tracenie sił na próbę powrotu na główkę pod prąd, zamiast od razu próbować płynąc do brzegu, no i nie wezwanie lekarza. Dużo tego.
Ja otarłem się o śmierć, gdybym był tam sam (a pojechałbym, gdyby nie udało mi się namówić Agnieszki), byłbym kolejną pozycją w statystykach utonięć. Gdyby Agnieszka przybiegła 30 sekund później, też byłoby już za późno.

Proszę, uczcie się na moich błędach, bo swoje własne mogą kosztować ........

~warka

~Radek
W głowie masz chyba podwójne dno.Podwójne dno buahahahaaha alesię uśmiałem.

~Radek

Fakt jest faktem że San ma podwojne dno i lepiej do tej rzeki nie wchodzić bo może to być wasze ostanie wejście.
Wpiszcie w google podwojne dno rzeki i sobie poczytajcie ku przestrodze.

~Pyszniczanin

Lepiej jest "pocisnąć" przez sieć tak? Czy ja nie napisałem x postów niżej że wskazałem najbliższe kąpieliska? Jaka jest woda nie wiem! Więc po co się spinacie?

~Sonia

Ja mam problem ze znalezieniem czystych kapielisk.

~Jan z za rz.

Takiemu jak pyszniczanin to wskazana jest kąpiel ale w przerębli, że by się rozbudił i głupot nie pisał. Sam jestem z Pysznicy

~Pyszniczanin

@Sonia Z czym masz problem?

~Sonia

Pyszniczanin Tobie widzę temperatura bije w dekiel. Nalej sobie wody w miennicę i się wypluskaj.

~Pyszniczanin

@ewe Podałem najbliższe miejsa kąpielisk. Jaka tam jest woda? dno? sam osobiście nie wiem. Ja tam nie spędzam wolnego czasu. Polecam wielkie jeziorko w Tarnobrzegu, czyściutka woda ładne i ogromne miejsce umiech A jak nie to też można wyruszyć do Janowa Lubelskiego. Najfajniej jest wziąć namiot i wyruszyć na kilka dni.

~ewe

Polecasz Rybakówkę, ale czy ten staw ma przepływ? Raz byłem i niepokojący był fakt kąpieli bezzebnych meneli ze Stalowej (bo blisko na rowerze) i myśl o stężeniu uryny gdyby tam był brak przepływu. Czy ktoś to wogóle bada? Mogę się mylic wiec proszę o rozwinięcie tematu kogoś kompetentnego

~Pyszniczanin

@heniek W tym mojego sąsiada i jego córeczkę. Tylko to było ów lat temu.

~Pyszniczanin

@biały jeleń To się nazywa relaks. Ludzie wchodzą do wody aby się schłodzić w wodzie, aby było przyjemnie umiech szkoda że nie wiedzą że rzeki są zdradliwe.
"A po co wogóle się kąpać? po co się myć? człowiek jak jest brudny to jest zdrowszy, ładniej pachnie i nie jest tak gorąco w upalne dni." To się nazywa higiena osobista, jeżeli tego nie wiesz. Fakt będąć brudny, nakładając na siebie błoto jest ci chłodniej w upalne dni, ale tego rodzaju sposoby wykorzystują zwierzęta a nie ludzie umiech Pozdrawiam.

~heniek

Zagdza sie San niestety pochlonol wiele ofiar

~Pyszniczanin

@kuba Mam znajomego Geologa, który przedstawił mi mapę rozlewiska. Jest wiele dowodów na istnienie owego podziemnego jeziora.
Nie jestem młodzieniaszkiem, sam wiele widziałem. Możesz nawet o tym nie mieć bladego pojęcia, bo zapewne jestś młody i nigdy o tym nie słyszałeś. Pozdrawiam.

~biały jeleń

A po co wogóle się kąpać? po co się myć? człowiek jak jest brudny to jest zdrowszy, ładniej pachnie i nie jest tak gorąco w upalne dni.

~kuba

A widziałeś to "niebywałe wielkie jezioro" ?

~Pyszniczanin

Ja za cholere nie wszedł bym do Sanu. Przecież ta przeklęta rzeka ma pod sobą niebywale ogromne jezioro podziemne! Jeden wir potrafi wciągnąć człowieka migiem i pociągnąć właśnie do takiego jeziora, gdzie śmierć to tylko ułamki sekund. Skoro słupy 5m zapadały się pod ziemię, tak samo człowiek zniknie pod wodą! Polecam wyjazd na Pysznicę, Rybakówkę do Kłyżowa czy też wybrać się na Jastkowice do "Musikowa" a naj lepszym rozwiązaniem to wyjście na basen umiech

~Norbert

moja mama złapała kilka lat temu w Sanie szkarlatynę
ja mam gronkowca, czort znajet, mzoe tez z kapieli w Sanie, mamusia zanosiła nad San mnie i brata...